Witajcie!
Mam taki problemik. Tydzień temu śmigałem VFRką swoją (Rc 24 88'), pokrecilem sie z 2 godzinki,po wioskach, wziąłem aparat i porobiłem pare zdjęc jesiennego krajobrazu nawet. Zatrzymywałem sie czesto i potem bezproblemowo odpalała. Po jakims czasie musiałem zatrzymać sie koło lasu, bo potrzeba przycisnęła

Wsiadam z powrotem na sprzeta, odpalam i co sie dzieje?Rozrusznik zamielił raz tak mułowato i lipa, drugi raz tak samo, trzeci raz tylko było słychać styk i nie zamielil nawet. Myśle no to ładna kicha,moze akumulator padł?Ale wszystko z aku w najlepszym porzadku. Kurcze co sie dzieje?Probuje na popych odpalać, no ale samemu takiego kloca nie dam rady. Zadzwoniłem po kumpla, przyjechał autem i we dwoch dalismy rade i elegancko na popych odpaliła. Przyjechałem do domu, wstawiłem do garażu, naciskam starter i odpalila, choc nie tak elegancko ale odpaliła, drugi raz probuje lipa i trzeci tez lipa i koniec. Zamykam garaz pomysle nad tym pozniej. Kumpel wpadł za 3 godziny do mnie pogadac, otwieram garaz z ciekawosci i mysle sprobuje odpalic, i co sie dzieje? odpalił bezproblemowo. No to rewelka i zamykam garaz. Na 5 dni nie odpalałem bo wyjechałem na Wrocławia studiowac ostro

wracam i dzis odpalam i co? lipaaa, znowu raz mieli i koniec, albo w ogole. Akumulator jest w jak najlepszym stanie. Powiedzcie , trza nowy rozrusznik, czy mozna jakos samemu to zreperować?
Pozdr.