jak już napisałem, motorami interesuję się około 10-ciu lat, ale doświadczenie z nimi mam znikome. VFRka to mój pierwszy moto. Kupiłem ją w całkowitym oryginale już wtedy z myślą o pozbawieniu jej pewnych części

. Kiedy kumpel powiedział mi że jego znajomy ma moto godne polecenia wiedziałem już, że moge brać w ciemno, ale kiedy ją zobaczyłem...gdybym mógł przeciągnął bym kartę kredytową przez tyłek, żeby wypłacić kasę przez gębę

rocznik 92, biała, nakładka na kanapie stan idealny...rażące po oczach niebieskie paski na felgach, które postanowiłem od razu zniwelować..patrząc tak na nią myślałem, że lepiej nie mogłem trafić, do czasu jak ją odpaliłem...kluczyk, klik i...prawie się olałem ze szczęścia. Wypruty wydech GPR-a i praca silnika + wygląd ogólny wywołały we mnie niesamowitą ekstazę. I problem.. pomyślałem, kur## szkoda mi tak pięknego moto na streeta, który był zawsze moim marzeniem. Po krótkim namyśle ok.5s mówię - biorę ją, na co właściciel "ok tylko mam prośbę..nie lataj w moich okolicach bo będzie mi jej brakować" na co ja "nie martw się, jak już mnie zobaczysz to tylko parę razy bo po następnej zimie go nie poznasz". Przeraźił się jak wytłumaczyłem o co chodzi

Moto kupiłem początkiem września 2010r chciałem pojeździć na niej do końca sezonu, następny cały i na zimę zabrać się za budowę, rozebrać, sprzedać komplet owiewek i częściowo mieć fundusze na pracę. Pierwszy przejazd od sprzedającego do domu wywołał na mnie piorunujące wrażenie..szczerze mówiąc bałem się pojemności 750 na pierwszy motor ale kumpel mówi dasz sobie radę..pomyślałem a co tam..

zsiadłem pod domem i poczułem, że cały drżę..wspaniałe uczucie..pierwszej nocy nie przespałem bo myślałem cały czas o mojej piękności i o tym co z niej się zrodzi. Już w tedy miałem pełno pomysłów. Skrócimy ten esej

Połowa października ponoć ostatni dzień pogody wiec co..ostatnia przejażdżka w tym krótkim sezonie. Tłumaczę sobie, iż stało się jak się stało dlatego, że planowałem tak długo jeździć fabrycznym motorem

A dodatkowo, że nie wielkie doświadczenie, że chłodno, że żwirek, że za szybko...ślizg. Paskudny w skutkach dla mojej piękności, dla mnie na szczęście parę otarć, nic poważnego. VFRka leci na prawy bok, i całą swoją masą uderza w drzewo na szczęście już beze mnie. Po zagojeniu ran fizycznych i psychicznych pierwsze oględziny. Lewa strona ok coś się sprzeda, pytanie co z ramą..patrząc na sztycę niesamowicie pogiętą prawie płaczę, na szczęście po mierzeniu, rama prosta. Strona prawa całkowicie zdarta, a raczej rozj*****. Cóż trzeba się brać do roboty...w tym roku wyjechała po raz pierwszy po tak długim czasie(ze względu na prace - kierowca międzynarodowy) i znowu mogę się nią cieszyć tym razem jako spełnieniem moich marzeń, bo kiedy już zobaczyłem efekt prawie końcowy rozpłakałem się. Wiem, że dla wielu może to być paskudne, profanujące itd. mnie to cieszy i wywołuje reakcje mocniejsze niż opisane przy kupnie. Prawie końcowy dlatego że są jeszcze plany na ta zimę, ale wszystko zależy od funduszy i czasu

chciałem nią wyjechać w pełni skończoną, ale już nie mogłem wytrzymać, musiałem pojeździć w tym roku

. Ot taka moja historia związana z tym cudownym motorem jakim jest honda VFR. Się trochę rozpisałem...sorki

. Figaro odpowiedź na Twoje pytanie... w porcelanowym wazonie

Nie wykluczam, że kiedyś kupię "plastika", na tą zimę planuję kupić jakiegoś naked'a, ale oczywiście moja VFRka zostaje zemną do końca
