Utwardzoną kostką drogą gruntową (sam dojazd do jezdni, mniej niż 20 m), która z prawej strony dolatuje do drogi głównej jedzie sobie czoperek. Prowadzi pan 50 - 60 lat. Wiezie pasażerkę w podobnym wieku. Dojeżdżają do drogi głównej. Ktoś z toczących się w korku kierowców zatrzymuje się i robi dla niego lukę. Facet widząc, że auto robi mu miejsce, wjeżdża na drogę. Chce skręcić w lewo. Gdy jest pod kątem 90 stopni do puszczającego go samochodu, gaśnie mu motocykl. Facet lekko zdenerwowany odpala i w pośpiechu spogląda tylko w prawo. Nawet przez myśl mu nie przeszło luknąć, czy ktoś przypadkiem nie wyprzedza pasem, na który on che wjechać...
Nagle wyrasta przede mną czoperek z 2 osobami na pokładzie. jest niemalże w poprzek drogi - szerokim łukiem wjeżdżał na pas, którym się poruszam...
W pewnym momencie czas zajebiście zwalnia... Zawsze się tak dzieje, gdy wiesz, że ni ch... nie wybrniesz z sytuacji.
Pierwsza reakcja - heble. Potem myśl,że może uda się ich objechać z lewej strony. Skręcam kierę w lewo. Wszystko dzieje się jak w filmie puszczonym klatka po klatce...
Czuję, że zajebista siła wyrzuca mnie z motocykla. widzę przód swojego bajka z góry, widzę tez pięknie błyszczącą wypolerowaną felgę (czyli na pewno nie moja, bo moje są wiecznie upierdolone he he), ląduję na asfalcie i sunę na ziemiste pobocze. Przez lukę powstałą wskutek przesunięcia szyby kasku o asfalt, do środka wpadają małe grudki ziemi...
Czyli jednak nie udało się ich objechać....
Wstaję, jestem cały. Na asfalcie leżą 2 motocykle. Pasażer leży w trawie na poboczu, kierowca stoi w szoku. Na szczęście cali, bez zadrapań, nic im nie jest.
Podbiegam do VFR-ki, stawiam ją. leje się płyn z chłodnicy.
Pomagamy podnieść facetowi czoperka. Nawet nie wiem co to było. Coś czarnego i błyszczącego, duża szyba i chromy.
Ściągamy motki z jezdni, by nie blokować ruchu.
W czoperku tylko porysowana szyba i lagi. Z ludźmi wszystko w porządku - to najważniejsze. Mnie tylko trochę boli ręka. Lekko spuchnięta dłoń, nic poza tym.
Rozmowa, ludzie z czopka w szoku. Dochodzą do siebie, Pan pisze oświadczenie, ubierają się i jadą dalej.
W VFR-ce pogięte lagi, lampa przednia w kawałkach, pęknięty wyświetlacz od zegarów, czacha w kawałkach, stelaż przedni jak ósemka, kierunek rozbity, wyrwane mocowania boków i inne takie...
Kask do śmieci (miałem go chyba tydzień), otarcia na kombi i rękawicach....
A miał być taki zajebisty weekend na południu...
Wielkie dzięki Lolkowi i Markowi za pomoc. Dziękuję też Czarkowi na czarnym Ducati i koledze, którego imienia nie zapamiętałem, na srebrnym Vitku.
Dziękuję też komuś, kto dał mi rozumek, który nawet w upały każe mi jeździć w kombi

Pytanie co ja mam teraz kupić jak wyrwę hajs z ubezpieczenia?
Myślałem o GSX-R 750 jakiś 2002 r., ale brzyyyykieee to jak cholera no i SUZUKI
