hm... owszem, można Vitka za to lubić... ale kochać go za to, to chyba jednak za dużo, bo nie jest znowu pod tym względem takim super ideałem. Nie wiem iloma i jakimi motocyklami jeździł szanowny kolega Marioo, ale mi zdarzało się jeździć motocyklami, które łatwiej i o wiele lżej się prowadziły niż VFR.Marioo pisze:Ja tam swojego Vicia koczham tylko za jedno: za lekkość prowadzenia i za składanie się w winkle
A tak serio koledzy... tak tu niektórzy pięknie mówią o panowaniu nad sobą, o rozwadze, o oleju w głowie, oglądanie wypadków dla ostudzenia zapału i ujrzenia jak może się to wszystko skończyć, jeżeli brak wyobraźni żeby o tym wiedzieć. Owszem, to wszystko prawda...
...ale ciekaw jestem ile z tego zostaje w Was kiedy wsiadacie na motocykl. Ja wiem, że jest zima i dawno nie jeździliśmy, ale przypomnijcie proszę sobie co się działo z wami kiedy wsiadaliście na wymarzony motocykl, zwłaszcza kiedy jedzie się z kolegami, jeden drugiego nakręca i nadaje tempo. Wtedy też jesteście tacy stonowani i opanowani???
Nie wierzę w to! Nie uwierzę w to, bo sam jeżdżę motocyklem, i wiem jak to wszystko wygląda. Na wszystkich moich kolegów motocyklistów, z którymi miałem przyjemność jeździć (a jest ich kilku) może 1, góra 2 potrafi odpuścić. I to bez względu na doświadczenie, staż, umiejętności, wiek czy stan cywilny.
Dlatego odradzam tak duży, ciężki i silny motocykl na początek.
PS. czytam to, widzę, i zaskakuje mnie (!) że - zwłaszcza chyba ci, którzy dopiero zaczną karierę motocyklisty lub zaczynali od VFR myślą, że "ciężki" motocykl nie nadaje się dla początkujacego ze względu na trudniejsze opanowanie przy małych prędkościach - parkingówki, zawracanie, że przeciąży przy wstawianiu do garażu. TO NIE O TO CHODZI! To też jest prawda, ale przy takiej glebie skończyć się może najwyżej na odrapanych plastikach, skręconej kostce czy obitym łokciu... Ale problem jest w tym, ze ta masa daje się we znaki właśnie przy większych prędkościach, kiedy wchodzisz w zakręt, widzisz, ze przeholowałeś - wszedłeś w zakręt szybciej niż umiesz z niego wyjść i próbujesz się ratować. To jest ta sytuacja, kiedy masa i moc stają się niebezpieczne (moc pozwoliła Ci się rozpędzić, masa nie pozwoli Ci łatwo i szybko zmienić kierunku jazdy). I BEZ znaczenia jest tu czy ważysz 70kg, 90 czy 100, i ch... warte jest że masz 180 cm a nie 150. W tym momencie to Ci życia nie uratuje, bo wtedy najważniejsza jest technika i umiejętności. A z tymi człowiek się nie rodzi.
I dlatego mówi się, że niektóre motocykle "wybaczają błędy", że są lepsze na początek niż inne. A jeżeli chodzi o moc - któryś z kolegów pisał, zeby wyjechać na mokrą nawierzchnię i dać w palnik... to tez nie o to chodzi, nie w tym moc jest straszna, ze w zakręcie zerwie ci przyczepnośc jak mocno odkręcisz gaz, albo poderwie Ci na koło. NIE, to tez nie to! Moc jest straszna, bo pozwala Ci rozpędzić się do 200km/h w tak krótkim czasie, że sam się nie zorientujesz kiedy to nastąpi, a jak nie spojrzysz na prędkościomierz, to schowany za owiewkami nawet tego nie poczujesz. Prędkość, z którą trzeba umieć się poruszać, i o tym wszyscy się przekonujemy na pierwszym zakrecie, kiedy przyłapujemy sie na tym, ze za chwilę byśmy go przestrzelili... gdyby nie zdobyte umiejętności na poprzednich motocyklach i odpowiednio nabrane nawyki, często wykonywane wbrew instyktowi i logice.
Mógłbym jeszcze pomędrkować, ale ani nie jestem na tyle doświadczonym motocyklistą żeby mieć do tego prawo, ani chyba tak na prawdę nie uważam, ze do napalonych na zakup motocykla ludzi takie słowa mogą dotrzeć. Obym się mylił

Pozdrawiam, Groszek.