Był plan na bicie rekordu trasy jednodniowej ale z powodu niesprzyjających warunków pogodowych upadł i wyruszyłam na „ mięczaka”. W środę prosto z pracy pojechałam do Lipska, gdzie przezornie zarezerwowałam nocleg. Jak tylko wjechałam do Rudy Śląskiej zaczęło padać i lało już do Drezna, na miejscu czekała mnie niespodzianka – hostel, w którym miałam zarezerwowany pokój był w remoncie – ze sporym niepokojem (szukanie noclegu z odmrożonymi kończynami o 22ej w obcym mieście to raczej wątpliwa przyjemność), zaparkowałam Witka obok kupy piachu i zadzwoniłam do drzwi. Na szczęście okazało się, że piętro mieszkalne już jest wyremontowane
![Very Happy :D](./images/smilies/icon_biggrin.gif)
Ok. 6ej rano ruszyłam na prom, pogoda zapowiadała się piękna, niestety jak tylko wjechałam na autostradę, tak pięknie już nie było – 5 stopni na plusie, które o 9ej podskoczyło do 8, po 12ej było już 11. Przez tych kilka godzin tak desperacko trzymałam manetki, które były jedynym źródłem ciepła, że dorobiłam się emocjonalnego związku z tym elementem wyposażenia i odcisków na prawej dłoni
![Smile :)](./images/smilies/icon_smile.gif)
W porcie w Dunkierce ustawiłam się w kolejce za grupą nowych kolegów Freda na 14 motocyklach, z których połowa wyglądała na zabytki, obok mnie stało kilka zabytkowych samochodów – zaczynam podejrzewać, że na wyspach był jakiś zlot oldtimerów
![Confused :?](./images/smilies/icon_confused.gif)
Z godzinnym opóźnieniem przypłynęłam do Dover z radością witając słońce i korki na autostradzie w których było cieplutko
![Mr. Green :mrgreen:](./images/smilies/icon_mrgreen.gif)
Noc spędziłam w Londynie W piątek rano po przebudzeniu wykonałam nakłucia odcisku na ręce, który się nadmiernie rozrósł a po południu (rano emigranci jeszcze pracowali) wyruszyliśmy do Walii, Anglię przemknęliśmy zakorkowanymi autostradami, za mostem łączącym Anglię z Walią przejechaliśmy jeszcze parę km i zjechałam na boczne drogi południa Walii (reszta jechała samochodem, więc musieliśmy się rozstać). Most jest bardzo duży i niesamowicie wygląda podczas odpływu, niestety nie można się na nim zatrzymać, więc nie mam zdjęcia osobistego (link poglądowy http://www.garnek.pl/jolamr/14550385/mo ... ie-i-walie#).
Okazało się, że okolice parku narodowego Brecon Beacons to taki odpowiednik polskich Bieszczad – motorzystów było jak psów
![Mr. Green :mrgreen:](./images/smilies/icon_mrgreen.gif)
Pierwsze widoki gór i nawet przestałam się bać jazdy pod prąd
![Smile :)](./images/smilies/icon_smile.gif)
Przejechałam jakieś 250km i późnym wieczorem oraz w niezłym stresie, bo jechałam tajnym skrótem wynalezionym przez moją niezawodną nawigację, dotarłam do celu – Parku Narodowego Snowdonia. W miejscowości Rhyd-Ddu (kocham walijski) odnalazłam ukryty kamping i resztę wycieczki. Rozbiliśmy namioty, rozpaliliśmy ognisko, otworzyliśmy browarka i padłam jak kawka
![Sad :(](./images/smilies/icon_sad.gif)
Rano zerwałam się pierwsza, przekłułam po raz kolejny bąbla na ręce, pozbieraliśmy graty i ruszyliśmy w trasę. W Llanberis w oczekiwaniu na kolejkę, zwiedziliśmy pozostałości po kopalni łupków.
Później Snowdon - najwyższy szczyt Walii. Wjechaliśmy kolejką, bo czas nie było za wiele. Na górze za to spotkaliśmy mewy – widok w górach dość rzadki
![Confused :?](./images/smilies/icon_confused.gif)
W niedzielę po przebudzeniu, tradycyjnie już, przekłułam bąbla, który uporczywie nie chciał się zagoić i pojechaliśmy podziwiać lokalną architekturę. Zaczęliśmy od zamku w Harlech. Dzień był bardzo ciepły a ja nieopatrzenie nie wzięłam żadnych butów do chodzenia, zaopatrzyłam się więc w jedyne letnie obuwie jakie udało mi się znaleźć – buty do pływania – czerwone, żeby pasowały do Witka
![Wink ;)](./images/smilies/icon_wink.gif)
Po południu pojechaliśmy do Portmeiron, ponoć jedynej kolorowej miejscowości na wyspach. Muszę przyznać, że to co zobaczyłam zwaliło mnie z nóg. Tak masowego nagromadzenia kiczu to chyba w życiu już nie spotkam
![:confused](./images/smilies/confused.png)
Dzień zakończyliśmy kolacją w miasteczku Porthmadog i wróciliśmy do namiotów.
W poniedziałek ostatnie, jak się okazało, przekłucie bąbla i powrót, rozstałam się z towarzyszami i górskimi drogami pojechałam do Crawley, skąd miałam wyruszyć do domu.
Powrót do Polski odbył się bez atrakcji. Wyjechałam o 6ej rano. o 8ej ostatni rzut oka na klify w Dover
a 17godzin, 3 kawy i 6 redbulli później byłam w domu. Padało góra przez 300km i temperatura prawie cały czas była powyżej 10 stopni
![:biggrin](./images/smilies/biggrin.png)
Nauczyłam się na tej wycieczce paru nowych rzeczy. Po pierwsze - omijać port w Dunkierce szerokim łukiem, po drugie słuchawki zalane wybuchniętym redbullem mają małe szanse przetrwania, po trzecie - jeżdżenie ze słuchawkami i w okularach to bardzo zły pomysł
![Smile :)](./images/smilies/icon_smile.gif)