Wypadki okiem lekarza ...przedruk z Wyborczej
- zaba80r
- pisarz
- Posty: 234
- Rejestracja: wt 27 mar 2012, 20:02
- Imię: Piotr
- województwo: poza granicą Polski
- Płeć: Mężczyzna
Wypadki okiem lekarza ...przedruk z Wyborczej
Kilka mądrych słów z G. wyborczej...polecam
..''Jestem lekarzem, chirurgiem, pracuję w oddziale ratunkowym jednego z największych warszawskich szpitali klinicznych. Stołeczne szpitale rotacyjnie dyżurują w zakresie ostrych dyżurów urazowych. W jeden dzień tygodnia przez 24 godziny trafiają do nas ofiary wypadków komunikacyjnych z całego obszaru Warszawy i najbliższych okolic podwarszawskich, a nawet z większych odległości, jeśli pacjent jest w bardzo ciężkim stanie i wymaga specjalistycznego i kompleksowego zaopatrzenia. Na tej podstawie czuję się upoważniony do wyrażenia własnych wniosków co do sytuacji na drogach.
Ten list lekarza z Warszawy przyszedł do redakcji latem 2009 r. jako głos w naszej akcji ''Polskie drogi''. Co kilka miesięcy zostaje przez czytelników odszukany i udostępniony przez Facebooka. Możemy się tylko domyślać, że może to mieć związek z tragicznymi wypadkami, do jakich dochodzi, np. z wypadkiem w Kamieniu Pomorskim...
Po pierwsze, media, policja i politycy kształtują całkowicie nieprawdziwy obraz tego, co się na polskich drogach dzieje. Gwoli ścisłości - wszyscy są zgodni, i ja też, bo wiem to z codziennej praktyki, że na polskich drogach trwa nieustający horror. Tysiące ludzi ginie zabitych przez drogowych morderców. To się zgadza.
Natomiast protestuję przeciwko powtarzaniu i powielaniu mitów co do przyczyn tego stanu.
Co wynika z programów informacyjnych wszystkich kanałów telewizyjnych, szczególnie w długie weekendy, w dniu 1 listopada lub w wakacje?
Wszystkie media, policja i politycy kreują następujący obraz największego zagrożenia na polskich drogach.
Według nich jest to młodzieniec lat 20-25, który będąc pod wpływem alkoholu lub amfetaminy, a najlepiej jednego i drugiego, pędzi przez środek miasta 200 km/godz. stuningowaną beemką z ciemnymi szybami, nie zatrzymuje się do kontroli policyjnej i po staranowaniu kilkunastu samochodów zatrzymuje się na latarni.
W lecie pierwszeństwo obejmuje motocyklista, szybkość wzrasta do 250 km/godz., a niektóre serwisy bez żenady mówią nawet o 300 km/godz.
Diagnoza utrwalona od wielu lat i powtarzana jako oczywisty, niepodważalny dogmat jest jedna: główną przyczyną wypadków w Polsce są szybkość, brawura, alkohol. Czasem, z rzadka, gwoli już największego obiektywizmu, ktoś jeszcze wspomni o dziurawych drogach i kiepskim stanie technicznym pojazdów.
Adekwatnie do tak zidentyfikowanych zagrożeń podejmuje się akcje: w długi weekend tysiące policjantów czai się w krzakach z "suszarkami" i alkomatami, słupów na fotoradary (w większości pustych) oraz znaków ograniczenia prędkości jest już więcej niż reklam hurtowni.
I wszyscy niezmiennie demonstrują zdziwienie, szok, oburzenie: znów na drogach w weekend zginęło 80 osób!
To dlaczego zginęło? Na drogi wyległo tysiące policjantów, wszystkie stacje telewizyjne na okrągło pokazywały ich w akcji, kiedy ofiarnie wyskakują z lizakiem tuż przed pędzący samochód, a potem skruszony kierowca dmucha w balonik. Czemu mimo to ci wszyscy ludzie zginęli, a wielokrotnie więcej trafiło w ciężkim stanie do szpitala?
Z moich 20-letnich obserwacji, popartych zresztą prowadzonymi przeze mnie statystykami, wynika prosta odpowiedź: oni zginęli nie tam, gdzie stali policjanci, i zginęli nie z takich przyczyn, o jakich wszyscy opowiadają. I nie chodzi tu o tak banalny fakt, że policjanci stali na 70. km "gierkówki", a ktoś zginął na 75.
Chodzi o to, że w Polsce zdecydowana większość ludzi na drodze ginie w zupełnie innych okolicznościach, niż wynika to z obrazu kreowanego przez media, policję i polityków.
Z moich statystyk wynika: małolat w czarnej beemce z ciemnymi szybami pod wpływem amfetaminy lub alkoholu trafia do szpitala (lub trafiają jego ofiary) raz na dwa miesiące. Motocyklista, który kogoś zabił, trafia się raz na pół roku. Natomiast motocyklista, którego ktoś zabił lub próbował zabić, trafia do nas dwa razy w tygodniu.
A wiecie Państwo, kto jest - też w moich statystykach - absolutnym numerem jeden, jeśli chodzi o liczbę ofiar? Jest to pani lat 30-40, trzeźwa, w dobrym służbowym samochodzie, przejeżdżająca pieszego na pasach. To się zdarza CODZIENNIE, i to kilka, kilkanaście razy dziennie.
W 24-godzinny ostry dyżur urazowy w zwykły dzień tygodnia z terenu Warszawy trafia do oddziału ratunkowego co najmniej 15 osób (cięższe przypadki, w tym niektóre skrajnie ciężkie) oraz 30 na ortopedię (lżejsze przypadki - złamania kończyn, bez urazu głowy i narządów wewnętrznych) - osób przejechanych podczas próby przekroczenia jezdni na przejściu dla pieszych. I jeszcze jedna do kilku osób, które trafiają już nie do nas, ale bezpośrednio do Zakładu Medycyny Sądowej - na sekcję zwłok.
Proponuję Państwu redaktorom "Gazety Wyborczej", zwykle bardzo rzetelnie przygotowującej materiały do publikacji: sprawdźcie ogólnopolskie statystyki we własnym zakresie. Ale krytycznie, nie na zasadzie, że patrol policji wpisał w rubryce przyczyna wypadku: szybkość, brawura itp. Po każdych wyborach publikujecie bardzo dokładne statystyki, kto, gdzie, na kogo głosował, w podziale na kategorie wiekowe, materialne, miejsce zamieszkania, wykształcenie itd. Opublikujcie, proszę, podobne statystyki w odniesieniu do wypadków komunikacyjnych.
Jeśli najwięcej ludzi zabija 20-letni młodzieniec, to zakażmy wydawania mu prawa jazdy przed 25. rokiem życia. Ale jeśli okaże się, że najwięcej ludzi zostaje zabitych przez kierowców w wieku 30-60 lat, trzeźwych, którzy nigdy w życiu nie przekroczyli 120 km/godz., prawo jazdy mają od co najmniej kilku lat (a tak właśnie jest!) - to mamy problem.
Bo żadna akcja policyjna ani kampania medialna w dotychczasowej formie nie powstrzyma tej najgroźniejszej grupy morderców drogowych. WPROST PRZECIWNIE - wszystkie te akcje tylko ich uspokajają: "Nie jestem młodym kierowcą, mam zwykły samochód 1,3 litra, 70 koni, nie grzeję "gierkówką" 180 km/godz., nie piłem, więc jadę zadowolony z siebie, prowadzę pewnie, bezpiecznie. Trzask! Lecące w powietrzu ciało uderzonego pieszego. Wtargnęła na jezdnię! Wszyscy widzieli, wtargnęła prosto pod koła, nie miałem szans!".
Myślicie Państwo, że ktoś, kto kogoś przed chwilą zabił, ma chwilę refleksji nad sobą? A może wręcz myślicie, że ktoś taki nie wygrzebie się z wyrzutów sumienia do końca życia? Zapewniam, nic z tego. Policja przywozi sprawców śmiertelnych wypadków do szpitala na pobranie krwi, więc z nimi muszę rozmawiać, choć napełniają mnie wstrętem. Zero refleksji! Zero wyrzutów sumienia! "To ta staruszka wtargnęła na pasy! Jakie czerwone, jeszcze było żółte!" Pani przywieziona przez policję zrobiła w oddziale ratunkowym awanturę mężczyźnie, którego pół godziny wcześniej przejechała wraz z prowadzoną przez niego za rączkę pięcioletnią córeczką na przejściu dla pieszych, a to oni mieli zielone światło: "Gdzie lazłeś, baranie! Ja miałam zieloną strzałkę, a więc pierwszeństwo!".
Głównymi przyczynami wypadków w Polsce nie są szybkość, brawura, alkohol, dziurawe drogi, kiepskie samochody. Głównymi przyczynami są: bezmyślność, skrajna głupota, kretynizm, debilstwo, idiotyzm i durnota kierujących samochodami osobowymi.
Las fotoradarów ani "suszarki" w krzaczorach tego nie poprawią. Jedyne, co może wpłynąć na zmniejszenie liczby ofiar na drogach, to zdeterminowana, konsekwentna, organiczna, prawdziwa edukacja od najmłodszych lat. I tu akcja "Gazety" odgrywa rolę nie do przecenienia. Jestem wam wdzięczny, że w pierwszym artykule opisaliście nie dresiarza w beemce czy motocyklistę na tylnym kole, ale panią w mercedesie, która zabiła pieszą na przejściu.
..''Jestem lekarzem, chirurgiem, pracuję w oddziale ratunkowym jednego z największych warszawskich szpitali klinicznych. Stołeczne szpitale rotacyjnie dyżurują w zakresie ostrych dyżurów urazowych. W jeden dzień tygodnia przez 24 godziny trafiają do nas ofiary wypadków komunikacyjnych z całego obszaru Warszawy i najbliższych okolic podwarszawskich, a nawet z większych odległości, jeśli pacjent jest w bardzo ciężkim stanie i wymaga specjalistycznego i kompleksowego zaopatrzenia. Na tej podstawie czuję się upoważniony do wyrażenia własnych wniosków co do sytuacji na drogach.
Ten list lekarza z Warszawy przyszedł do redakcji latem 2009 r. jako głos w naszej akcji ''Polskie drogi''. Co kilka miesięcy zostaje przez czytelników odszukany i udostępniony przez Facebooka. Możemy się tylko domyślać, że może to mieć związek z tragicznymi wypadkami, do jakich dochodzi, np. z wypadkiem w Kamieniu Pomorskim...
Po pierwsze, media, policja i politycy kształtują całkowicie nieprawdziwy obraz tego, co się na polskich drogach dzieje. Gwoli ścisłości - wszyscy są zgodni, i ja też, bo wiem to z codziennej praktyki, że na polskich drogach trwa nieustający horror. Tysiące ludzi ginie zabitych przez drogowych morderców. To się zgadza.
Natomiast protestuję przeciwko powtarzaniu i powielaniu mitów co do przyczyn tego stanu.
Co wynika z programów informacyjnych wszystkich kanałów telewizyjnych, szczególnie w długie weekendy, w dniu 1 listopada lub w wakacje?
Wszystkie media, policja i politycy kreują następujący obraz największego zagrożenia na polskich drogach.
Według nich jest to młodzieniec lat 20-25, który będąc pod wpływem alkoholu lub amfetaminy, a najlepiej jednego i drugiego, pędzi przez środek miasta 200 km/godz. stuningowaną beemką z ciemnymi szybami, nie zatrzymuje się do kontroli policyjnej i po staranowaniu kilkunastu samochodów zatrzymuje się na latarni.
W lecie pierwszeństwo obejmuje motocyklista, szybkość wzrasta do 250 km/godz., a niektóre serwisy bez żenady mówią nawet o 300 km/godz.
Diagnoza utrwalona od wielu lat i powtarzana jako oczywisty, niepodważalny dogmat jest jedna: główną przyczyną wypadków w Polsce są szybkość, brawura, alkohol. Czasem, z rzadka, gwoli już największego obiektywizmu, ktoś jeszcze wspomni o dziurawych drogach i kiepskim stanie technicznym pojazdów.
Adekwatnie do tak zidentyfikowanych zagrożeń podejmuje się akcje: w długi weekend tysiące policjantów czai się w krzakach z "suszarkami" i alkomatami, słupów na fotoradary (w większości pustych) oraz znaków ograniczenia prędkości jest już więcej niż reklam hurtowni.
I wszyscy niezmiennie demonstrują zdziwienie, szok, oburzenie: znów na drogach w weekend zginęło 80 osób!
To dlaczego zginęło? Na drogi wyległo tysiące policjantów, wszystkie stacje telewizyjne na okrągło pokazywały ich w akcji, kiedy ofiarnie wyskakują z lizakiem tuż przed pędzący samochód, a potem skruszony kierowca dmucha w balonik. Czemu mimo to ci wszyscy ludzie zginęli, a wielokrotnie więcej trafiło w ciężkim stanie do szpitala?
Z moich 20-letnich obserwacji, popartych zresztą prowadzonymi przeze mnie statystykami, wynika prosta odpowiedź: oni zginęli nie tam, gdzie stali policjanci, i zginęli nie z takich przyczyn, o jakich wszyscy opowiadają. I nie chodzi tu o tak banalny fakt, że policjanci stali na 70. km "gierkówki", a ktoś zginął na 75.
Chodzi o to, że w Polsce zdecydowana większość ludzi na drodze ginie w zupełnie innych okolicznościach, niż wynika to z obrazu kreowanego przez media, policję i polityków.
Z moich statystyk wynika: małolat w czarnej beemce z ciemnymi szybami pod wpływem amfetaminy lub alkoholu trafia do szpitala (lub trafiają jego ofiary) raz na dwa miesiące. Motocyklista, który kogoś zabił, trafia się raz na pół roku. Natomiast motocyklista, którego ktoś zabił lub próbował zabić, trafia do nas dwa razy w tygodniu.
A wiecie Państwo, kto jest - też w moich statystykach - absolutnym numerem jeden, jeśli chodzi o liczbę ofiar? Jest to pani lat 30-40, trzeźwa, w dobrym służbowym samochodzie, przejeżdżająca pieszego na pasach. To się zdarza CODZIENNIE, i to kilka, kilkanaście razy dziennie.
W 24-godzinny ostry dyżur urazowy w zwykły dzień tygodnia z terenu Warszawy trafia do oddziału ratunkowego co najmniej 15 osób (cięższe przypadki, w tym niektóre skrajnie ciężkie) oraz 30 na ortopedię (lżejsze przypadki - złamania kończyn, bez urazu głowy i narządów wewnętrznych) - osób przejechanych podczas próby przekroczenia jezdni na przejściu dla pieszych. I jeszcze jedna do kilku osób, które trafiają już nie do nas, ale bezpośrednio do Zakładu Medycyny Sądowej - na sekcję zwłok.
Proponuję Państwu redaktorom "Gazety Wyborczej", zwykle bardzo rzetelnie przygotowującej materiały do publikacji: sprawdźcie ogólnopolskie statystyki we własnym zakresie. Ale krytycznie, nie na zasadzie, że patrol policji wpisał w rubryce przyczyna wypadku: szybkość, brawura itp. Po każdych wyborach publikujecie bardzo dokładne statystyki, kto, gdzie, na kogo głosował, w podziale na kategorie wiekowe, materialne, miejsce zamieszkania, wykształcenie itd. Opublikujcie, proszę, podobne statystyki w odniesieniu do wypadków komunikacyjnych.
Jeśli najwięcej ludzi zabija 20-letni młodzieniec, to zakażmy wydawania mu prawa jazdy przed 25. rokiem życia. Ale jeśli okaże się, że najwięcej ludzi zostaje zabitych przez kierowców w wieku 30-60 lat, trzeźwych, którzy nigdy w życiu nie przekroczyli 120 km/godz., prawo jazdy mają od co najmniej kilku lat (a tak właśnie jest!) - to mamy problem.
Bo żadna akcja policyjna ani kampania medialna w dotychczasowej formie nie powstrzyma tej najgroźniejszej grupy morderców drogowych. WPROST PRZECIWNIE - wszystkie te akcje tylko ich uspokajają: "Nie jestem młodym kierowcą, mam zwykły samochód 1,3 litra, 70 koni, nie grzeję "gierkówką" 180 km/godz., nie piłem, więc jadę zadowolony z siebie, prowadzę pewnie, bezpiecznie. Trzask! Lecące w powietrzu ciało uderzonego pieszego. Wtargnęła na jezdnię! Wszyscy widzieli, wtargnęła prosto pod koła, nie miałem szans!".
Myślicie Państwo, że ktoś, kto kogoś przed chwilą zabił, ma chwilę refleksji nad sobą? A może wręcz myślicie, że ktoś taki nie wygrzebie się z wyrzutów sumienia do końca życia? Zapewniam, nic z tego. Policja przywozi sprawców śmiertelnych wypadków do szpitala na pobranie krwi, więc z nimi muszę rozmawiać, choć napełniają mnie wstrętem. Zero refleksji! Zero wyrzutów sumienia! "To ta staruszka wtargnęła na pasy! Jakie czerwone, jeszcze było żółte!" Pani przywieziona przez policję zrobiła w oddziale ratunkowym awanturę mężczyźnie, którego pół godziny wcześniej przejechała wraz z prowadzoną przez niego za rączkę pięcioletnią córeczką na przejściu dla pieszych, a to oni mieli zielone światło: "Gdzie lazłeś, baranie! Ja miałam zieloną strzałkę, a więc pierwszeństwo!".
Głównymi przyczynami wypadków w Polsce nie są szybkość, brawura, alkohol, dziurawe drogi, kiepskie samochody. Głównymi przyczynami są: bezmyślność, skrajna głupota, kretynizm, debilstwo, idiotyzm i durnota kierujących samochodami osobowymi.
Las fotoradarów ani "suszarki" w krzaczorach tego nie poprawią. Jedyne, co może wpłynąć na zmniejszenie liczby ofiar na drogach, to zdeterminowana, konsekwentna, organiczna, prawdziwa edukacja od najmłodszych lat. I tu akcja "Gazety" odgrywa rolę nie do przecenienia. Jestem wam wdzięczny, że w pierwszym artykule opisaliście nie dresiarza w beemce czy motocyklistę na tylnym kole, ale panią w mercedesie, która zabiła pieszą na przejściu.
“You live more in 5 minutes going flat out on a vehicle like this than most people live in a lifetime” – Burt Munro...The world fastest Indian...
- kamil grudziadz
- klepacz
- Posty: 764
- Rejestracja: sob 11 paź 2008, 15:32
- Imię: Kamil
- województwo: kujawsko-pomorskie
- Płeć: Mężczyzna
- Lokalizacja: GRUDZIADZ
- Kontakt:
Re: Wypadki okiem lekarza ...przedruk z Wyborczej
przy okazji ze taki tytul przypomnialo mi sie opowiadanie mojego juz nie zyjacego kolegi lekarza-ortopedy:kiedys mial przyjemnosc zszywac kolesiowi prawie oderwany palec,koles prawie mdlejac zapytal: panie doktorze,pan moze tak na to patrzec?Wojtek odpowiedzial: jak pan woli moge zamknac oczy 


1: Suzuki VX 800
2: Honda VFR 750 RC 36/II
3: Honda VFR 800 FI
- siwyR6
- teksciarz
- Posty: 173
- Rejestracja: pn 22 lip 2013, 13:45
- Imię: Sławomir
- województwo: śląskie
- Płeć: Mężczyzna
- Lokalizacja: Jastrzębie -Zdrój
Re: Wypadki okiem lekarza ...przedruk z Wyborczej
Święta racja, dobry artykuł
Nie każde zwycięstwo prowadzi do celu, lecz każda porażka do niego zbliża.
-
- pisarz
- Posty: 232
- Rejestracja: wt 27 sty 2009, 19:51
- Imię: Jerry
- województwo: zachodniopomorskie
- Płeć: Mężczyzna
- Lokalizacja: Szczecin
Re: Wypadki okiem lekarza ...przedruk z Wyborczej
ta, lekarze...kamil grudziadz pisze:panie doktorze,pan moze tak na to patrzec?Wojtek odpowiedzial: jak pan woli moge zamknac oczy
Moja luba kiedy pacjentka wzdrygła się gdy ta dotknęła ją zimnymi rękoma palnęła niewiele myśląc: "proszę się nie przejmować, to jeszcze nie kostucha"

Kompletne zero empatii

- ppamula
- stary wyjadacz
- Posty: 3542
- Rejestracja: czw 20 lip 2006, 08:12
- Imię: Piotr
- województwo: mazowieckie
- Płeć: Mężczyzna
- Lokalizacja: Warszawa
Re: Wypadki okiem lekarza ...przedruk z Wyborczej
Dobrze że to przypominasz. Nigdy za wiele przestrogi i pozytywnego PR dla motocyklistów i młodych kierowców.
Ten tekst już przytaczaliśmy dawno temu:
viewtopic.php?f=39&t=7205
Ten tekst już przytaczaliśmy dawno temu:
viewtopic.php?f=39&t=7205
- ivan
- klepacz
- Posty: 809
- Rejestracja: wt 05 sty 2010, 17:29
- Imię: Mariusz
- Płeć: Mężczyzna
- Lokalizacja: Warszawa
Re: Wypadki okiem lekarza ...przedruk z Wyborczej
O mądre słowa nigdy bym nie podejrzewał GW 
No ale przedrukowali list (o ile jest prawdziwy...) i tym razem im się udało, są blisko prawdy.
Ja bym jeszcze niewybielał tak pieszych. I o zgrozo chcą dać pieszym jeszcze więcej praw (tzn. pieszy na pasach na BEZWZGLĘDNE pierwszeństwo). Jak ja widzę jak ludzie wchodzą na pasy to mnie szlag trafia. Nie mówię tu o wchodzeniu na czerwonym bo to już skrajna głupota. Chodzi mi o pasy bez świateł, pieszy idzie, gada przez telefon i nawet nie spojrzy czy coś jedzie tylko wchodzi na pasy bo przecież ma pierwszeństwo! A później jest płacz, że nierozważny kierowca potrącił kogoś na pasach. Każdy z nas jest pieszym i nie wyobrażam sobie że wchodzę na pasy jeśli nie jestem pewny że kierowca mnie widzi, zwalnia lub zdecydowanie zdążę przejść przed nim. Bardzo często spotykam się z sytuacją, że jest ciemno, pada deszcz, a pieszy ubrany na czarno wchodzi wprost pod koła. I mówię tu o przepisowej jeździe 50kmh. Myślę że każdy z nas spotkał sie z taką sytuacją, że pieszy mu niemal wyrósł przed maską (np. wyszedł zza samochodu). Rozumiem też wk...nie kierowców aut ciężarowych kiedy za nimi nic nie jedzie a pieszy decyduje się wejść przed ich samochód czym zmusza ich do hamowania. Jakby nie mógł poczekać 10 sek. aż przejedzie auto i bezpiecznie będą mogli przejść.
Sam staram się przepuszczać pieszych jak stoją przed pasami lub do nich dochodzą ale niestety czasami nie dają nam szans być uprzejmymi tylko wchodzą wprost pod koła...

No ale przedrukowali list (o ile jest prawdziwy...) i tym razem im się udało, są blisko prawdy.
Ja bym jeszcze niewybielał tak pieszych. I o zgrozo chcą dać pieszym jeszcze więcej praw (tzn. pieszy na pasach na BEZWZGLĘDNE pierwszeństwo). Jak ja widzę jak ludzie wchodzą na pasy to mnie szlag trafia. Nie mówię tu o wchodzeniu na czerwonym bo to już skrajna głupota. Chodzi mi o pasy bez świateł, pieszy idzie, gada przez telefon i nawet nie spojrzy czy coś jedzie tylko wchodzi na pasy bo przecież ma pierwszeństwo! A później jest płacz, że nierozważny kierowca potrącił kogoś na pasach. Każdy z nas jest pieszym i nie wyobrażam sobie że wchodzę na pasy jeśli nie jestem pewny że kierowca mnie widzi, zwalnia lub zdecydowanie zdążę przejść przed nim. Bardzo często spotykam się z sytuacją, że jest ciemno, pada deszcz, a pieszy ubrany na czarno wchodzi wprost pod koła. I mówię tu o przepisowej jeździe 50kmh. Myślę że każdy z nas spotkał sie z taką sytuacją, że pieszy mu niemal wyrósł przed maską (np. wyszedł zza samochodu). Rozumiem też wk...nie kierowców aut ciężarowych kiedy za nimi nic nie jedzie a pieszy decyduje się wejść przed ich samochód czym zmusza ich do hamowania. Jakby nie mógł poczekać 10 sek. aż przejedzie auto i bezpiecznie będą mogli przejść.
Sam staram się przepuszczać pieszych jak stoją przed pasami lub do nich dochodzą ale niestety czasami nie dają nam szans być uprzejmymi tylko wchodzą wprost pod koła...
- siwyR6
- teksciarz
- Posty: 173
- Rejestracja: pn 22 lip 2013, 13:45
- Imię: Sławomir
- województwo: śląskie
- Płeć: Mężczyzna
- Lokalizacja: Jastrzębie -Zdrój
Re: Wypadki okiem lekarza ...przedruk z Wyborczej
Policja też czasami jest bezmyślmna 

Nie każde zwycięstwo prowadzi do celu, lecz każda porażka do niego zbliża.
- vicctor
- zadomowiony
- Posty: 50
- Rejestracja: ndz 13 sty 2013, 22:00
- województwo: wielkopolskie
- Płeć: Mężczyzna
- Lokalizacja: Wielkopolskie
Re: Wypadki okiem lekarza ...przedruk z Wyborczej
Tak się właśnie zastanawiam o co chodzi z tą akcją w TVP z wyszukiwaniem pijanych kierowców. Znajdują co dziennie jeden taki wypadek. Wpisując w googlach hasło przyczyny wypadków z pierwszych trzech linków czytam: nieustępowanie pierwszeństwa (źle się to nazywa, powinno być zagapiorstwo, może by ludzie bardziej to rozumieli),
potem prędkość (i w cale nie chodzi o jej przekraczanie w myśl przepisów ale dostosowywanie do warunków drogowych) alkohol jest daleko dalej - więc chyba pod tym względem jako naród mocno się poprawiliśmy.... za to ciągle z nas gapy
potem prędkość (i w cale nie chodzi o jej przekraczanie w myśl przepisów ale dostosowywanie do warunków drogowych) alkohol jest daleko dalej - więc chyba pod tym względem jako naród mocno się poprawiliśmy.... za to ciągle z nas gapy

Brak mi koncepcji na fajną stopkę. Ale pracuję nad tym zagadnieniem.
Re: Wypadki okiem lekarza ...przedruk z Wyborczej
Tekst dobry, ale podobno nie pasuje do statystyk policyjnych (info z tv)
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Google [Bot] i 5 gości