Do tej pory sposobów było kilka:
1. W związku z tym, ze w dniu zrobienia fotki dopadł nas ostry atak amnezji, nie możemy sobie przypomnieć, kto prowadzil nasz pojazd - skutek jest taki, ze mandat płacimy ale nie otrzymujemy punktów
2. Sposób drugi "na lancuszek" - jedna osoba wskazuje druga, druga trzecia, licząc na to ze panowie się znudza albo sprawa zaginie - zgodnie z prawem po roku wykrocznie się przedawnia - metoda czasochłonna
3. Na Koreańczyka - przypominamy sobie, ze w dniu zrobienia zdjęcia naszym pojazdem kierowal nasz przyjaciel z Korei Północnej ... i tu podajemy adres zamieszkania kolegi - metoda raczej jednorazowa
Okazuje się, ze sposób jest zdecydowanie prostszy. Biorac pod uwagę to, ze proces postepowania nie jest w pełni automatyczny i po otrzymaniu pisma każdy kierowca musi listownie potwierdzić, czy to on prowadzil pojazd lub wskazać kierowcę, w sytuacji gdy GITD nie otrzymuje takiej odpowiedz, blokuje to caly proces. Możliwość wyegzekwowanie mandatu od osoby, która nie odpisuje jest raczej znikoma. GITD probujac bronic się, zaczela kierowac czesc spraw do sadu, licząc, ze po wygranych, w eter pojdzie informacja, ze metoda na ignorowanie nie oplaca się i ludzie zaczna odpisywać. Tak się jednak nie stało. Częśc sadow uznala, ze GITD nie jest uprawnionym oskarżycielem i odrzuca wnioski. Najprawdopodobniej sady probuja bronic się przed zalewem tego typu spraw.
Patrzac na statystyki z 2012 okazuje się, ze na ponad 74 tys wezwan, odpowiedziało zaledwie 20 tys. Okazalo się, ze wpływy do budżetu, które zostały zaplanowane na poziomie 1,5mld, w rzeczywistości w roku 2013 wyniosą prawdopodobnie 100mln - 15 razy mniej.
Czy macie jakieś doświadczenia w tej kwestii?
PS dla Muchy, artykul jest w ostatniej Polityce - z Janem i Nelly Rokita na okladce. Ta z HGW na okładce jest już przeterminowana. Tak to jest jak się prase kupuje w składzie na makulaturę

