W tym roku wyjątkowo deszcz i zimno nas nie omija. Tak samo było podczas naszej kolejnej wyprawy w Alpy. Tym razem postanowiliśmy pojechać do Włoch i Szwajcarii.
Nocleg zaplanowaliśmy w Lednicach gdzie zwiedziliśmy zamek. Następnego dnia rano ruszyliśmy w stronę naszego miejsca docelowego we Włoszech. Skrótem przez miejscowość Krems, omijając zatłoczone autostrady wokół Wiednia, obraliśmy kierunek Salzburg. Po drodze zaliczyliśmy piekną alpejską miejscowość Hallstadt. Polecam wszystkim. Miasteczko na zboczu góry nad alpejskim jeziorem.
Następnie kierując się na Insbruck dojechaliśmy do ST. Vallentin alla Muta, gdzie mieliśmy swoja kwaterę. Kwaterka bardzo fajna małe mieszkanko – sypialnia, łazienka, w pełni wyposażona kuchnia. Miasteczko też fajne- typowo turystyczne, same pensjonaty, pizzerie i knajpki nad jeziorem.
Pierwszy dzień pojechaliśmy do Merano i Bolzano drogą numer 38. Mimo iż tylko 60km do Merano zajęło nam to około godziny, wszyscy jechali zgodnie przepisami. Byłem pod wrażeniem niemieckich motocyklistów jak 50 to 50, jak przejście dla pieszych zawsze się zatrzymywali i przepuszczali przechodniów. Czasem było to męczące bo ile można jechać 50km/h. Co prawda sam potem plułem sobie w brodę bo wielokrotnie próbowałem przełożyć styl polski jazdy na alpejskie szlaki i kończyło się do zdjęciami z fotoradarów. Mamy chyba co najmniej dwie pamiątki.
Wracając do Merano, miejscowość ładna z fajnym pasażem. Bolzano jest bardziej przemysłowe. Tez ma starówkę, ale Merano wydało nam się przyjemniejsze.
Następnego dnia pojechaliśmy do ST. Moritz. Obraliśmy przez Szwajcarię drogę numer 28 i przez przełęcz Ofenpas 2149m.n.p.m., dotarliśmy do miejsca naszej wycieczki. Sama przełęcz bardzo fajna dużo szybki skrętów a nie same agrafki, których vfr-ka nie za bardzo lubi. ST. Moritz przywitało nas deszczem i zimnem. Miasto ładne, czyste, dużo drogich sklepów. Aby nie wracać tą sama drogą pojechaliśmy do szosy numer 27 i wzdłuż masywów górskich dojechaliśmy do naszej miejscowości.
Czwartek to Stelvio. Wyjeżdżając z kwatery nie padało i nie zapowiadał się hardcore. Stelvio zaatakowaliśmy od strony drogi numer 38 czyli miliona zakrętów a raczej agrafek. Pierwsza nasza próba nie udała się ponieważ pojechałem drogą 41 a następnie 28 i w Santa Maria Val Mustair odbiliśmy na Stelvio po 6 kilometrach skończył się asfalt i zaczęła szutrówka która z czasem przeistoczyła się w błotną maź. Cały czas padało a ja w momencie jak zaczęła boksować tylna opona na śliskich stromych podjazdach podjąłem decyzję iż się zawrócimy.
Podjeżdżając już właściwą drogą 38 do 2500metrów padał deszcz a ostatnie 300 metrów jechaliśmy w śniegu!!!!!!! Na górze na wysokości prawie 2800m, około zera stopni i śnieg szybka fota i postanowiliśmy się jak najszybciej stamtąd wynosić. Po drodze zjedliśmy sznycla w knajpie, obserwując przy okazji zdenerwowanych niemieckich i austriackich motocyklistów mających też już dosyć zimna i deszczu. Gorszego dnia na Stelvio chyba nie mogliśmy mieć. W 2002 byłem na Stelvio i wtedy pogoda była super, w tym roku dramat. Ale byliśmy, zaliczone, a podjazd w takich warunkach jest o wiele bardziej stresujący i niebezpieczny niż w zwykły letni ciepły dzień.
Tak jak pisałem vfr.-ka nie lubi agrawek, pierwszy bieg lekkie szarpanie różnica na wejściu i wyjściu z zakrętu czasem ponad 2 metry. Za bardzo przechylony motocykl i działa grawitacja, za mało i nie wyrobisz się w zakręcie. Grossglockner przy tym to czysta przyjemność.
W piątek postanowiliśmy obrać cieplejsze kierunki, pojechaliśmy na południe nad jezioro Garda. Ruszyliśmy w strone Trento i dalej nad Gardę. Jezioro bajka, pogoda super pierwszy raz założyliśmy krótki rękawkek. Dojechaliśmy do miejscowości Riva del Garda. Piękny rynek, pasaż, czyste jezioro mimo swoich gabarytów (największe we Włoszech). Próbowaliśmy kupić dla mnie kurtkę przeciwdeszczową i ochraniacze na rękawiczki bo te co miałem nie dały rady. Niestety z uwagi na ciągłe opady nigdzie nie mogliśmy dostać przeciwdeszczówki, wszystko było wyprzedane. Z Gardy lokalnymi drogami oglądając po drodze na wzgórzach zamki dojechaliśmy do Trento. Tam zwiedziliśmy ładny zamek, chwilka odpoczynku i powrót.
W weekend pojechaliśmy do nieopodal zatopionego kościoła podczas wielkiej powodzi w 1950 roku. Robi wrażenie, jedyne co się ostało to wieża kościelna. W niedziele spadł w naszej miejscowości śnieg!!!!!!!!! W godzinach popołudniowych na szczęście wszystko się rozpuściło ale z uwagi na niska temperaturę postanowiliśmy pozwiedzać miejscowe atrakcje. Odwiedziliśmy miejscowości Glorenza i klasztor w Burgusio. Obiekty warte zobaczenia.
Następny tydzień rozpoczęliśmy od zwiedzania ogrodów Trautmansdorf w Merano. Wjazd po 9 Euraków od głowy i piękny ogród. My zwiedziliśmy może ¼ . naprawdę warto jak ktoś lubi. Następnie pojechaliśmy do Maso Corto 3202m mijając po drodze szmaragdowe jezioro alpejskie Lagi de Vernago.
Wtorek to Verona. Ciekawostka, autostrada Bolzano-Verona-Bolzano 80zł, droga raptem ze 350km. Verona jest piękna, stare miasto zrobiło na nas wrażenie. Wąskie uliczki niby stare ale zadbane i mające swój klimat i urok. W Veronie udało nam się kupić dla mnie komplet przeciwdeszczowy i szarpnęliśmy się na rękawiczki przeciwdeszczowe za 140 euraków, potwierdzam pierwsze które nie puszczają wody. Fajne bo można w nich jeździć do temperatury 15 stopni a w chłodne dni jest ciepło. Moja Izula powiedziała że na pewno tam wrócimy. Zwiedzaliśmy Verone około 3 godzina trzeba ze 3 dni.
Następnego dnia pojechaliśmy kolejka na ST. Martin z którego roztaczały się cudowne widoki. Zawsze wrażenia na nas robiło to, że tam wszędzie maja dojazdy asfaltowe pod same domy, szkoda że u nas w górach tak nie ma. Z ST. Martin pojechaliśmy nad kolejne alpejskie jeziorko Zufritt-see, potem w Zum See obfity obiad i powrót.
Przedostatni dzień pobytu to znowu Szwajcaria. Pojechaliśmy do Davos. Po drodze przekraczaliśmy przełęcz Fluelapass. Jest to najfajniejsza przełęcz na jakiej byłe. Fajne szybkie zakręty, 2 i 3 bieg rzadko pierwszy. Samo Davos nie zrobiło na nas wrażenia drogie hotele i po za spotkaniami na szczeblu chyba nic tam się nie dzieje. Za to maja fajne jezioro nad którym spożyliśmy jak prawdziwi Polacy szynkę z supermarketu z bułka popiwszy Pepsi. Tu dodam że Szwajcaria jest cholernie droga, zauważyliśmy że jest też dużo mniej turystów.
Ostatni dzień naszego pobytu postanowiliśmy odpocząć. Obeszliśmy nasze jeziorko planując już kolejna podróż. Ogólnie słodkie lenistwo.
W drodze powrotnej zahaczylismy o Salzburg i po zakupieniu suwenira w postaci kubka i zrobieniu kilku fotek na deptaku ruszyliśmy w stron Cieszyna. Po 1040 km Izula była już zmęczona ja w sumie też, dzień był parny i duszny. Następnego dnia droge z Cieszyna do wawy pokonaliśmy w niecałe 4 godziny i o 13 byliśmy już domu.
Podsumowując wydaliśmy 8000zł, maszyna nie zwiodła, na liczniku przybyło 5000km. Pierwszy tydzień nas nie oszczędzał pogodowo za to drugi był super słoneczko i 22 stopnie w sam raz na moto. Nie udało nam się zrealizować wszystkich planów ale góry jeszcze raz nauczyły mnie pokory. Pogoda też nam pokrzyżowała plany. Postanowiliśmy że nie będziemy robili nic na siłe, bo to w końcu tez miał być odpoczynek a nie wyścig aby więcej i dalej. Nie spotkaliśmy żadnych polskich motocyklistów, poza rodakami z Passata pod sklepem którym zabrakło już paliwa do dalszej mocno zakrapianej zabawy.
Następna podróż to Rzym.
A i jeszcze pochwała dla mojej Izy za wytrwałość w podróży i brak marudzenia.
Wrażenia Izuli:
Ogólnie bardzo fajny wyjazd, naprawde odpoczęłam psychicznie, fizycznie troche mniej-ale tak to jest być plecaczkiem...

Podczas wyjazdu zakochałam sie dwa razy w Riva del Garda, i w Veronie. Do miasta Romea i Julli, chciałabym jeszcze wrócić, nawet nie mam stamtąd żadnej pamiątki, nawet małego kubka, nic a nic
Przepiekne miasta, uliczki,kamienice, kawiarenki, no i oczywiscie kobiety za którymi Konrad ogladał się non-stop.
A jak chciałam zobaczyć jakie zrobił zdjecia, to dziwnie sie zachowywał i mówił, ze nie ciekawe-pewnie jakies Włoszki fotografował...
Trasa powrotna była dla mnie męczarnią, 1000 km na jeden dzień to dla mnie troche za dużo.
„Nastepnym razem Konrad jedzie moto a ja lecę samolotem”, takie była moja myśl podczas powrotu, ale nie spotkała sie z aprobatą narzeczonego
Co do pogody, hmmm nie rozpieszczała nas przez pierwszy tydzień, ale drugi wynagrodził nam wszystko ogólne wrazenia super !!!!!
Pozdrowienia dla wszystkich,
Izka.
[ Dodano: 2010-07-05, 12:46 ]
cdn fotek
[ Dodano: 2010-07-05, 12:47 ]
cdn fotek
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Czysty motocykl jeździ lepiej.