Co do "jesienno-zimowego latanka" to miałem ostatnio nowe doświadczenie...ale zaczeło się tak:
Zimowe popołudnie: siedzę na strychu i odnawiam przedwojenna szafę, nagle wchodzi brat i mówi, że przyjechał do niego kumpel, który się ściga na crossie i że jak chcę to mogę sobie strzelić rundę. Myślę sobie: „błoto jak ja pier… ale co tam, długo nie jeździłem”. Wychodzę, przed domem 16 latek rozgrzewa Yamahę YZ 250 2005r.
Pierwsze wrażenie: jakieś to wysokie i „mało” silnika
Pierwsze pytanie: ile Kg i ile KM???
95 kg i 46 KM – odpowiada z bananem na twarzy. Prymitywny kalkulator, który mam w głowie informuje mnie że proporcje masa/moc są zbliżone do sportowej 600. Wsiadam, jakoś tak wysoko, ruszam szutrową drogą i żeby nie wyjść na lamusa przy 16 latku odkręcam z miejsca. 1- uślizg tylniego koła…2-uślizg…3-to samo. Ale idzie!!! Jadę wyboistą leśną drogą starając się zaliczyć każdą większą dziurę , nie wiem jak szybko, bo nie ma licznika (full-cross) ale tak „na oko” to 70km/h suuuper zabawa. Niesamowicie miekkie zawiechy pozwalają na przejechanie każdego wykpopu o ile nachylenie nie wynosi ok 90 stopni:)) Po jakims czasie niestety las się kończy i wjeżdżam na zmarznięty asfalt...opony z kostką dają sie we znaki, moto się ślizga jak na łyżwach...muszę zjechać z szosy -tak chyba nie myślą normalni motocykliści:) - wracam do domu jak najgorszą drogą czerpiąc przyjemność z rozbryzgiwania błota i brudzenia nie swojego motocykla

...