Kilka dni temu sprzedałem swoją VFR.
Nie miałem takich zamiarów, ale znalazł się chętny, tak więc przyszykowałem mu ofertę. Chciał koniecznie jechać na serwis na oględziny. Ja powiedziałem - młody kawalerze, no problemo. Możemy jechać. Umówiliśmy się, że jeżeli na serwisie wyjdą jakieś kwiatki, które ukryłem, to płacimy za tą przyjemność fifty/fifty.
No i pojechaliśmy. Motocykl rozebrali z owiewek, obejrzeli każdą śrubkę, sprawdzili wszystko w kompie. No i okazało się, że jest się do czego przyczepić, ale wszystko to tylko wizualne kwestie - nie ukrywałem, że moto jest do lakierowania, błotnik i owiewka była do sklejenia, no i ogólnie było trochę tego. Śrubki nie te, moto oryginalnie było żółte, a teraz jest czarne. Czyli - jakąś przeszłość miało. Ale ja powiedziałem - panowie, ku....a, to ma 10 lat. Jak chcecie funkiel nóweksa, obok jest salon, proszę bardzo. Nowy V-Tec - w promocji - bagatelka - ponad 40 kafli. Chcesz, bierz.
No i ogólnie na takim kompletnym rentgenie jeszcze kilka rzeczy wyszło, o których ja nawet nie wiedziałem. ALE, ALE:
- moje moto technicznie było bardzo dobre. Jak się przejechał kierownik serwisu nim, to był w szoku, że moto może tak prosto jechać na każdym biegu po puszczeniu kiery. Lagi proste, łożysko OK, silnik - żyleta, skrzynia chodziła jak poezja. Technicznie mój motocykl był w stanie bardzo dobrym jak na swój rok. Wizualnie - mi nie przeszkadzał, a ślady ocierek czy takie tam dawały mu tylko bojowości i na mieście widać było, że ten to jeździ na ostro

Tylko że jak ktoś by szukał:
- lakierku malina
- śrubek oryginał
- harisa manetek
- i innych pierdetek
To na moje moto by nawet nie patrzył. A że kupujący szukał moto przede wszystkim dobrego technicznie, to był moim mocno zainteresowany.
I wziął.
Sam się zastanawiam cały czas, czy dobrze zrobiłem. Pod uwagę wziąłem ceny z Allegro, albo z forum VFRek w dobrym stanie technicznym. Sprzedałem moto taniej o koszt lakierowania i kilku pierdół, które trzeba zrobić. I wiem, że mam czyste sumienie, portfel lekko bogatszy i przekonanie, że moto miałem naprawdę technicznie GIT.
Z ceny nie zszedłęm wiele - symbolicznie. Bo na serwisie tylko się upewniłem, że moja VFR będzie jeszcze jeździć i jeździć, a sprzedać nie musiałem.
Aha, i na koniec tych całych dywagacji - koszt takiego serwisu, to około 250 złotych. I powiem wam tak - KUREWSKO WARTO. Czas oględzin trwał prawie 2 godziny
Oprócz mnie, kupującego i jego kolegi, VFRke badało dwóch mechaników, którzy Hondzie macają na co dzień. Zaprawdę, powiadam wam, nawet jeżeli czujecie się specami, to co kilka oczu i ręce zawodowców - to co innego.
Teraz wiem, że jeżeli z kilkudziesięciu ofert wybiorę jedną, i będę na 90 % chciał ją wziąść, a właściciel się zgodzi - jedziem na serwis. I nie po to, żeby się rozmyślić. Nie. Po to szkoda mojej kasy i czasu.
Tylko po to, żeby przed zakupem dowiedzieć się dosłownie o wszystkim, co można wiedzieć bez rozbierania silnika i wszystkiego na 1wsze częsci. I żeby, w razie jakichś usterek niewidocznych albo nawet takich, o których właścicel nie wie (tak jak ja nie wiedziałem o wszystkim) mieć się o co targować i mieć do tego targowania namacalny dowód. Jeżeli wszystko jest GIT - to tym bardziej warto, 1wszy przegląd mamy z głowy
Życzę powodzenia, i przede wszystkim - zimnej głowy i rozsądku w poszukiwaniach.