Strona 1 z 1

Niecodzienne historie

: czw 26 maja 2016, 09:51
autor: Zając
Może się temat utrzyma.
Jako pierwszy chciałem się podzielić niecodzienną historią (motocyklową historią).

Któregoś dnia idąc do pobliskiego sklepu spożywczego zauważyłem pod sklepem starszego mężczyznę z Hondą Shadow 750 próbującego wsiąść na ten motocykl. Właściciel tegoż sklepu pomaga mu wsiąść na ten motocykl w ten sposób, że jedną ręko przytrzymuje motocykl drugą zakłada mu nogę. :shock: Wdałem się z nimi oczywiście w krótką dyskusję (właściciela sklepu dobrze znam), po czym poszedłem do sklepu w lekkim szoku, bo ten mężczyzna był naprawdę starszy. W sklepie od razu chciałem się podzielić tą historią z szefową sklepu bo ją pierwszą spotkałem (żoną właściciela jak się rozumie). Kobieta w szoku (tak by się wydawało) w tym momencie wchodzi właściciel, a ona mówi do niego po co ty w ogóle pozwoliłeś mu na jazdę, na to on - a co ja mam zrobić? - Ja mówię trochę lat już chyba ma jak pan pomaga mu zakłada nogę na motocykl. Na to on - 85 lat skończone to mój ojciec. :shock: :shock: :shock:

Nie miałem więcej pytań. Zadałem tylko jedno pytanie samemu sobie, - do jakiego wieku na motku będę ja, by nie zacząć stwarzać niebezpieczeństwa???
To na razie pozostaje bez odpowiedzi...

Re: Niecodzienne historie

: czw 26 maja 2016, 10:45
autor: nierob
przez kilkanaście lat byłem takim sobie lokalnym dziennikarzem.
kiedyś wracając z jednej z redakcji dopadła mnie burza. schowałem się na przystanku na jednej w wioseczek. ja pod wiatą. moto obok. idzie gość. to znaczy próbuje. podchodzi, patrzy na moto, na mnie:
- yyyyyy.... redaktor?
i opowiada, że posadzili jakieś drzewa koło szkoły czy coś. i żeby o tym napisać itd.
- dobra, przyjadę, cyknę fotkę i będzie ok.
gość odszedł ale po chwili wraca:
- a tam pierd...sz. mówisz, że cykniesz i nie cykasz.
historia druga.
pomyliłem godziny i na jakąś szkolną imprezę przyjechałem za wcześnie. sala gimnastyczna zamknięta. ale nagle wychodzi jakiś gość (potem okazało się, że tak zwany konserwator). pytam, czy mogę wejść. gość mnie zmierzył wzrokiem:
- pan do licznika?
Nie, pomyślałem - do pralki. ale nic. nie daje po sobie poznać. no i zaprowadził mnie do licznika, po drodze wspólnymi siłami udrożniliśmy jakiś zagracony korytarz.
- masz pan. możesz pan spisać.