DAYTONA -

szacun i rispekt za Twój text.
a terasz ja - no więc kiedy dinozaury chodziły ulicami Sopotu i obżerały skrzypy i widłaki...
a teraz serio serio.
Z wielkich rusztowań przy głównych ulicach spadały ogromne portrety jakichś łysych facetów jakiś Wiesławów, Józefów... Na ulicach Gdańska i Gdyni znaleźć można było jeszcze świeże łuski, bruk zryty gasienicami czołgów i wcale nie kręcili kolejnych odcinków "Czterech Pancernych", koło Dworca Głównego straszył wypalony budynek KW PZPR. Sciany kamienic świeciły nowymi bliznami po postrzałach, gdy nie zabliźniły sie jeszcze te sprzed 25 lat. Nocne łuny na miastem, gluche eksplozje granató łzawiących czasami salwa z czołgu i ciągły zawodzący jek syren karetek pogotowai i milicyjnych gazików.
Ludzie jakby tacy mniej weseli - poważni. Częściej smarowało się margaryną Palmą niż masłem, a pomarańcze i banany pojawiały się 2 tygodnie przed Świętami Bożego Narodzenia i znikały równo na rok.
Trójmiasto żyło jeszcze seriami karabinów maszynowych na ulicach, tłumami walczącymi jak Dawid z Goliatem, a z zaułków nie wywietrzał do końca zapach gazów łzawiących.
W telewizorze jakiś gość ostrzyzony na jeża z lekkim sląskim akcentem pytał czy mu w czymś "pomożemy?".
Szarość dnia - jak śpiewało kiedyś 'Ich Troje", ale nie dla 10 latka z głową w chmurach i kolorowymi marzeniami.
Mój tata w latach pięćdziesiątych (tak tak) nabył droga kupna pierwszy polski motocykl marki Sokół 125 z drugiej ręki, ale o niewielkim przebiegu (nie posiada w standardzie licznika, prędkościomierza - Vmax 60km/h, świateł stopu!!!, jedno skórzane siedzienie na sprężynach, brak tylnego amortyzatora, przedni trapezowy z centralna spręzyną, 3 biegi, na tylnym blotniku i ramce bagażnika można było dokręcic 4 śrubami siodełko pasażera -piekne skórzane ze sprężynami).
W książce serwisowej jest napisane, ze moc 2.6KM To tak jakby VFRa800 miała dzisiaj 16.5KM tak tak tak (yes yes yes ).
Ale była piękna, czarna, stała w piwnicy przykryta plandeką i miała taką fajna trąbkę z gumową gruszką. Kiedy schodziłem do piwnicy prosiłem Tatę, zeby wsadził mnie na nią i ledwo dosięgając rękami kiery, do podnózków miałem ze 3 kilometry odkręcałem manetę na maksa robiłem brrruuuuuummmm i obowiązkowo trąbiłem klaksonem.
Kiedy byłem już trochę większy wsiadałem sam na siodełko, naciskałem wszystkie dźwignie, wajchy i przyciski i dopytywalem się do czego służą. Potem brałem szmatkę, ścierałem z niej kurz jaki osiadł od poprzedniego pobytu i z oporem wracałem do mieszkania. Wtedy na lewej stronie baku dostrzegłem rysy i wgniecenie. Na moje pytania skąd się wzięły słyszałem wymijające odpowiedzi więc pomyślałem, ze są po poprzednim właścicielu.
W domu był gruby skórzany czarny płaszcz, okulary-gogle typu Hans Kloss, obowiązkowa skórzana pilotka ("Lamia! ściągaj tę pilotkę") i drelichowy kombinezon jednoczęściowy.
W wieku 10 lat zacząłem molestować ojca, abysmy wyciągnęli sprzet na podwórko i spróbowali go odpalić i właściwie dlaczego go nie zarejestruje i jeździ jak kiedyś. Ojciec długo zwlekał ze spełnieniem mojej prośby, ale byłem tak upierdliwy jak tylko morsy potrafią i w końcu przyszedł ten dzień. Nie ukrywam, że wiele miesięcy wczesniej czy moze rok miałem już takie cisnienie na jazdę, ze o niczym innym nie mogłem mysleć, nie chciałem wyjeżdżać na kolonie czy do Babci bo rozstanie z moją pięknością przekraczało moją wytrzymałość doraźną.
Ojciec postawił jednak warunek. Najpierw będę wiedział JAK TO DZIAŁA, a dopiero potem wsiądę na sprzęt (teraz już wiecie wszystko o mnie

).
Po wyciągnieciu na światło dzienne po raz pierwszy ujrzałem jej smukły - niski kształt z wszystkimi urokami motocykla epoki przedwojennej. Mało nie padłem trupem taka była piękna... i czarna (do dzisiaj wole brunetki

) złote szparunki, kostkowe opony. Żaden później motocykl nie budził aż takich emocji jak tamta pierwsza.
Czyszczenie filtra powietrza - stalowy , przepłukac naftą, wymiana świecy - do dziś pamiętam wartość cieplna 175 miałem kilka nawet Boscha, lekko dopompowac koła (po 13-14 latach). Sprawdzenie elektryki (iskrownik magneto) - jest iskra. Naciąg łańcucha. Spacer z blaszanym 10litrowym kanistrem na najbliższy CPN - marne 3km, a do trolejbusu z kanistrem nie wpuścili. Sam musiałem wszystko tachać i jeszcze litr oleju (no jakiego? kto pamieta?). Mieszamy w jakich proporcjach? Metoda wstrząsowa
Wacha do baku, kranik otwarty, podpompować gaźnik (ale nie zalać) zamknąć filtr powietrza (metalowa wajcha do góry), obowiązkowo znaleźć luz, i pierwszy mój kopniak w życiu.
Coś zachrugotało, coś pyknęło, ale efekt mizerny - pierwsze rozczarowanie, ale Tata sie uśmiecha pod nosem. -
'Spokojnie synu, cierpliwości. On stał tak prawie piętnaście lat. Dawaj dalej - nie zniechęcaj się. "
Drugie kopnięcie - jakby cos tam chciało się wzburzyć i zagadac, nabrałem entuzjazmu, stanałem na kikstarterze i całą masą jedenastolatka opadłem na dół. Prawa ręka trzymająca lekko otwarta przepustnicę niechcący otworzyła się troche, prawie bardzo. Ten ryk obudzonego po 15 latach dwusuwu - to najpiękniejsza poezja i muzyka swiata. Tato delikatnie przymknął maneteczke - gdyż sasiedzi mogliby mięć cokolwiek pretensje za 95dB na podwórku w porze sjasty popoludniowej.
A potem nastąpiło to najpiękniejsze. Wsiadłem i powtarzając jak mantrę, Sprzęglo, jedynka, delikatnie puszczamy i dodajemy gaz.
Nie pamiętam czy zgasło mi za pierwszym razem czy ruszyłem. Pamiętam, ze walenie serca zagłuszało huk wydechu, a oczy zalewała mgła rozkoszy. Czułem się jak w niebie...
Jeździłem potem na wielu sprzetach - swoich i kolegów - WSK, WFM, Pannonia, SHL, Jawa, Junak, CZ, MZ, Tenerka 650, Kawa 600, ale nigdy nie było tak jak za pierwszym razem.
Dopiero miłość do VFR - w dużym stopniu oddaje to co wtedy czułem.
Dopiero po latach dowiedziałem się od Mamy, że Tata na mokrym bazaltowym bruku (asfalt to był wynalazek., który socjalizm miał zaszczepić dopiero za kilkanaście lat) miał szlifa z winy innego kierowcy, ale tzw. Milicja Obywatelska przypisała winę jemu.
Kolegium itd.
Nigdy już więcej nie wsiadł na motocykl i bał się, ze mnie tez może cos takiego spotkać dlatego zwlekał jak długo mógł zanim spełnił moją prośbę. Tak naprawde to moja Mama przekonała Go, zeby nauczył mnie jeździć. Widząc moją determinację - powiedziała, ze woli, zebym jeździł pod okiem Taty niż po kryjomu uczył się z kolegami na cudzym sprzęcie. Musiałem obowiązkowo przeczytac 3 ksiązki o budowie, naprawie i technice jazdy zanim zgodził się na wyciągnięcie mojej pieknej na światło dnia - taki był mój Tata.
/mojemu Tacie i mojej Mamie poświęcam/
ja.
alkohol - nawet pity bez umiaru, nie przyćmi bólu po stracie przyjaciela... 16.10.2007 ROADS