Następnego dnia wstajemy już około 4-tej. Nie dlatego że wcześnie lubimy wstawać, wprost przeciwnie, ale dlatego że na dzisiaj mamy zarezerwowany lot balonem. Na lot namówiono nas i oczywiście wzięto zaliczkę już w Pamukkale. Cały ten baloniarski interes jest bardzo dobrze zorganizowany i chyba przynoszący spore zyski. My za lot płaciliśmy po 120 Euro. Balon zabiera na raz 20 turystów, a balonów gotowych codziennie do lotu są dziesiątki. Prawie każdy innej firmy. Trzeba więc być dobrze zorganizowanym, aby zapewnić każdego dnia pełną obsadę turystów na swój balon w małym przecież Goreme. Około 4-tej po miasteczku i okolicach uwija się cała masa busów zbierających "zaklepanych" wcześniej turystów. W tym hotelu 2 turystów, w tamtym 4, a w innym 1. Aż zbierze się 20. Jeden z takich busów wiezie nas, jeszcze po ciemku, na miejsce w którym przygotowywany do lotu jest nasz balon. Po drodze mijamy polany, na których wstają pomału wypełniane ciepłym powietrzem balony firm konkurencyjnych.
IMGP7852.JPG
Balon przy balonie, całe polany...Niesamowity widok. W końcu wąskimi, polnymi drogami docieramy do naszego balonu. Chwilę jeszcze leży na ziemi by po paru minutach wstać.
IMGP7854.JPG
Taki balon z bliska to jednak kolos...Wskakujemy do wielkiego kosza i wkrótce pomału zaczynamy się wznosić.
IMGP7858.JPG
Operator lawiruje pomiędzy skałami. Czasem wydaje się że "tym razem to na pewno walniemy w tę skałę", ale kosz na centymetry mija zagrożenie i lecimy dalej. Możemy podziwiać umiejętności naszego operatora, przy czym pozostałe balony wykonują podobne manewry.
IMGP7870.JPG
Latamy między skałami, wznosimy się na sporą wysokość, obserwujemy wschodzące słońce,
IMGP7863.JPG
znów opadamy, znów się wznosimy.
IMGP7872.JPG
IMGP7877.JPG
IMGP7880.JPG
Po ponad godzinie lotu, gdy robi się coraz cieplej i wypełniające balony ciepłe powietrze traci pomału zdolność ich unoszenia, zaczyna się lądowanie. No i manewr ten okazał się bardzo ciekawy z punktu widzenia turysty. Kosz jest wielki i dosyć ciężki więc trzeba go osadzić bezpośrednio na ciągnionej przez terenówkę przyczepce. Balon opada jak go wiaterek niesie, a nie wszędzie da się dojechać. Krótkofalówki się grzeją. Zahaczając koszem o korony drzewek oliwkowych pomału zbliżamy się do naszej terenówki. Operator delikatnie tylko dogrzewa balon nie pozwalając mu unieść się wyżej żeby nie odlecieć w "siną dal". Gdy jesteśmy odpowiednio blisko rzuca z kosza kilka lin
które łapie obsługa na ziemi. Patrzymy z kosza jak uczepieni lin ludzie ciągnięci przez balon walczą aby go wyhamować. Ciągnięci zapierają się piętami, na kolanach, niektórzy się przewracają. Jazda bez trzymanki...W końcu przywiązują kosz do przyczepki i pomału go na niej osadzają.
IMGP7893.JPG
Operator nie kładzie jednak balonu. Przeciwnie, dogrzewa trochę by utrzymać go w pionie. Trzeba przepuścić niecierpliwie czekające inne terenówki, których balony opadają w okolicy, a nie mające możliwości nas wyminąć. Nasz kierowca ze stojącym pionowo balonem manewruje zawzięcie próbując się gdzieś usunąć. Droga wąska, teren z drzewkami oliwkowymi - łatwo nie jest. W końcu cofając taranuje prawie jedno z drzewek, ale miejsce robi. Czekające samochody z wyciem silnika przelatują obok. Nasza obsługa znajduje po jakimś czasie miejsce bez drzewek i kładzie balon. Znowu pojawiają się terenówki pędzące do swoich balonów. Kilka trąbi, ale z kilku wybiegają ludzie i pomagają naszym zwinąć z grubsza balon
IMGP7895.JPG
i odsunąć go na bok robiąc miejsce na przejazd. Czas goni. Wskakują do swoich aut i pędzą dalej. Nas częstują kieliszkiem szampana, wręczają każdemu imienny certyfikat lotu balonem nad Kapadocją ( który znajduje się obecnie na "honorowym" miejscu gdzieś w zakamarkach domu...albo piwnicy ) i odwożą każdego busem do jego hotelu.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.