Niestety musiałem uczestniczyć w wypadku z udziałem motocykla...
Stało sie to jakąś godzinę temu...
Wracałem z delegacji, a mianowicie z Gdańska razem z kolegą z sąsiedniego oddziału naszej firmy. Oczywiście odstawiłem go do domu, bajo bajo i wracam do siebie na mokotów.
Zjeżdżając z trasy siekierkowskiej ustawiłem się od razu na lewym pasie, żeby szybciej włączyć się czerniakowską na lewy pas, nawrotka i jestem u siebie na chełmskiej.
Patrze, że dojeżdżają z tyłu motki, a reflektor w Z1000 jest tak rażąco podobny do odpowiednika w naszych 800fi, że w pewnym momencie pomyślałe: kur... to chyba jadą NASI !
Właczyło się zielone, więc jedziemy...
Włączamy się do czerniakowskiej i na wysokości wjazdu do niej, podjarany grupą 6 motocyklistów wystawiłem lewą rękę i dałem im cynk ruchem ręki, żeby poszły marchewy.
Jeden koleś, który mnie minął zareagował, jest fajnie, banan na ustach jedziemy dalej... ale dalej już było gorzej...
Stało się tak niefortunnie, że stojący na światłach czerniakowskiej na wysokości chełmskiej, bądź , jak kto woli KŁADKI stojący na środkowym pasie samochód osobowy, troche się spóźnił z ruszeniem, czego nie zauważył w pełni dojeżdżający do świateł jakiś samochód terenowy...
Wiadome jaka była reakcja...
Koleś z terenowki pelny hebel i pisk, ja to samo, aczkolwiek skoda nie ma super hamulców i prawie, że w niego wjechałem mimo przepisowej prędkości...
Niestety chłopak na kawie Z1000 za mną w tym samym momencie chciał, zmienić pas ruchu, ze środkowego na lewy i nie zauważył szybkiej rekacji mojego hamowania no i przyjebal...
Kiedy zdążyłem wyhamować przed kolesiem z terenówki, bardzo mi ulżyło, ale może na 5 sekund...
Koleś wjechał we mnie, a mianowicie w zderzak, wyrzucilo go z motka i miał naprawdę duże szczęście, bo wybijając się na prawą strone, adekwatnie do prawego pasa ruchu minął się z trumną, ponieważ nie przejechał go TIR, który zdążył w pore zareagować...
Po uderzeniu, awaryjne włączone, wypadam ze służbówki, patrze moto leży lekko rozbite, leżącego nie ma...Okazalo się, że chłopak wstał od razu bez żadnego uszczerbku na zdrowiu.
Niefortunnie przyjechały psy, ale stwierdziłem, że my motocykliści musimy trzymać się razem, więc kazaliśmy im jechać na pączki do cukierni.
Chłopacy z motków okazali się w porzadku jak najbardziej.
Wydało się, ze też pomykam, dlatego tak była cała sytuacja rozwiązana.
Winowajca dziekował i przepraszał, a ja tylko zerknąłem na swój tylni zderzak, który wyglądał JAKBY KTOŚ MI WJECHAŁ LEKKO HAKIEM NA PARKINGU...i odbyło się bez żadnych oświadczeń itp

Nauczka i przestroga na przyszłość...
Miasto to dzungla, najważniejsze, ze chłopakowi się nic nie stało, a motek przejdzie tylko kosmetyke i geometrię.