Pierwszy szlif :(
: pn 06 lip 2009, 10:02
...niestety zdazyl mi sie wczoraj. nie ma sie czym chwalic, ale raczej ku przestrodze, czy przemysleniu.
w sobote skonczylem remont mojego motoru, tzn. po zalozeniu wydechu tbr mialem go odszykowanego na cacy, tak jak zawsze marzylem. czekalem do niedzieli, by pasta uszczelniajaca na laczeniu wydechu wyschla i bym mogl wreszcie na niego wsiasc. pojechalem w znane mi miejse pocwiczyc zakrety, pokrecic sie.
po ktorejs kolejnej rundce na przejscie dla pieszych wyszly dwie osoby bez patrzenia. ja mialem moze ok. 50kmh i 20 metrow, ale przejscie bylo za prawyl łukiem. ja dojeżdżałem od zewnętrznej, złożony by zejść na kolano, czyli balans na prawej stronie. niestety jak zacząłem hamować, to moto mi wyprostowało i poszedłem do dość wysokiego krawężnika. koło dostało się pod sam krawężnik i nie za wiele mogłem zrobić. zatrzymałem się na dwóch metalowych słupkach...
nic sobie nie zrobiłem, poza zmiażdżonym małym palcem u lewej ręki. Bogu dzięki, że nic więcej. nawet kombi nie obtarłem.
niestety moto uszkodzone. owiewka lewa (2 misiące po malowaniu) porysowana (na szczęście miałem crash pady), prawa laga delikatnie wgniecona przy samej uszczelce. olej wycieka od góry. najgorsze, że kiera przy obracaniu, przy pozycji na wprost w jednym miejscu wczuwalny jest taki przewskok, jakby delikatnie przeskakiwala w tej pozycji na wprost. mam nadzieje, że nie uszkodziłem główki ramy, i że to tylko łożysko. w przwcxiwnym razie moto chyba na złom... byłoby to naprawdę straszne... po tym jak włożyłem w niego tyle kasy i pracy...
poza tym podarte siedzenie i roztrzaskana szyba.
powodem była chyba niedostateczna technika hamowania - prawdopodobnnie za mało hamowałem przodem, nie puściłem w ostatnim momencie hebli, by ucieć od krawężnika... Ironią losu jest to, że tam właśnie, na tych rundkach trenowałem technikę, od niedawna jakieś 2-3 tygodnie nauczyłęm się schodzić na kolano. etc jak na ironię, czytałem jeszcze wątek o vfr na pierwsze moto...
przepraszam za niestaranną pisownie, ale piszę jedną ręką.
sprawdziła się tym samym motocyklowa mądrość, że motonici dzielą się na tch którzy leżeli i na tych co będą leżeć. oby jak najmniej wypadków wszytkim życzę. kurcze myślmy za innych koledzy i koleżanki, bo to zawsze my ucierpimy najbardziej.
pozdrawiam i szerokości.
romek
w sobote skonczylem remont mojego motoru, tzn. po zalozeniu wydechu tbr mialem go odszykowanego na cacy, tak jak zawsze marzylem. czekalem do niedzieli, by pasta uszczelniajaca na laczeniu wydechu wyschla i bym mogl wreszcie na niego wsiasc. pojechalem w znane mi miejse pocwiczyc zakrety, pokrecic sie.
po ktorejs kolejnej rundce na przejscie dla pieszych wyszly dwie osoby bez patrzenia. ja mialem moze ok. 50kmh i 20 metrow, ale przejscie bylo za prawyl łukiem. ja dojeżdżałem od zewnętrznej, złożony by zejść na kolano, czyli balans na prawej stronie. niestety jak zacząłem hamować, to moto mi wyprostowało i poszedłem do dość wysokiego krawężnika. koło dostało się pod sam krawężnik i nie za wiele mogłem zrobić. zatrzymałem się na dwóch metalowych słupkach...
nic sobie nie zrobiłem, poza zmiażdżonym małym palcem u lewej ręki. Bogu dzięki, że nic więcej. nawet kombi nie obtarłem.
niestety moto uszkodzone. owiewka lewa (2 misiące po malowaniu) porysowana (na szczęście miałem crash pady), prawa laga delikatnie wgniecona przy samej uszczelce. olej wycieka od góry. najgorsze, że kiera przy obracaniu, przy pozycji na wprost w jednym miejscu wczuwalny jest taki przewskok, jakby delikatnie przeskakiwala w tej pozycji na wprost. mam nadzieje, że nie uszkodziłem główki ramy, i że to tylko łożysko. w przwcxiwnym razie moto chyba na złom... byłoby to naprawdę straszne... po tym jak włożyłem w niego tyle kasy i pracy...
poza tym podarte siedzenie i roztrzaskana szyba.
powodem była chyba niedostateczna technika hamowania - prawdopodobnnie za mało hamowałem przodem, nie puściłem w ostatnim momencie hebli, by ucieć od krawężnika... Ironią losu jest to, że tam właśnie, na tych rundkach trenowałem technikę, od niedawna jakieś 2-3 tygodnie nauczyłęm się schodzić na kolano. etc jak na ironię, czytałem jeszcze wątek o vfr na pierwsze moto...
przepraszam za niestaranną pisownie, ale piszę jedną ręką.
sprawdziła się tym samym motocyklowa mądrość, że motonici dzielą się na tch którzy leżeli i na tych co będą leżeć. oby jak najmniej wypadków wszytkim życzę. kurcze myślmy za innych koledzy i koleżanki, bo to zawsze my ucierpimy najbardziej.
pozdrawiam i szerokości.
romek