Skutki lewoskrętu, czyli moje doświadczenie z lawetą.
- Arturo
- klepacz
- Posty: 982
- Rejestracja: ndz 11 lut 2007, 19:45
- Model VFR: Inne moto
- województwo: pomorskie
- Płeć: Mężczyzna
- Lokalizacja: 3Miasto / Rumia
- Kontakt:
To nie zabrzmi zbyt optymistycznie ale jak czytam o takich wypadkach to mi sie odechciewa jezdzic Na prawde czesto zachowujemy maximum ostroznosci a to sie nadaj dzieje!!! Jade sobie i nagle staje sie ofiara losu...lub raczej ofiara czyjejs bezmyslnosci.
3Maj sie tam Figaro i ostroznie z noga
3Maj sie tam Figaro i ostroznie z noga
"Ludzie kpią z nas zanim nas zdążą poznać
Biorą nas za przestępców bo nie widzą w nas dobra"
Biorą nas za przestępców bo nie widzą w nas dobra"
-
- teksciarz
- Posty: 157
- Rejestracja: ndz 23 mar 2008, 12:27
- Model VFR: XL1000V VARADERO
- Imię: Arek
- Płeć: Mężczyzna
- Lokalizacja: Pruszcz Gdański
Pytanie techniczne: rozmawiałem właśnie z Figarem i jutro będe miał upoważnienie do odebrania moto z parkingu i w związku z tym pytanie: Kiedy mogłby jeszcze ktoś podjechac do Pruszcza tak aby pomóc mi zapakowac moto na pakę (sam chyba go raczej nie wrzucę ). W razie czego klucze wezmę to będzie można coś porozkręcać (flex w razie potrzeby też będzie ), tak więc chodzi mi o pomoc w załadunku i poźniejszym rozładunku w Rumi.
Wstępna propozycja to jutro rano, tak między 9-11 ale zdaję sobie sprawę z tego iż jest to dzień roboczy i nie wiem kto będzie mógł.
Pozdrowienia
Arek
Wstępna propozycja to jutro rano, tak między 9-11 ale zdaję sobie sprawę z tego iż jest to dzień roboczy i nie wiem kto będzie mógł.
Pozdrowienia
Arek
- DIDI
- klepacz
- Posty: 1575
- Rejestracja: pt 01 gru 2006, 23:11
- Model VFR: Plastikowy :P
- Imię: Daniel
- Płeć: Mężczyzna
- Lokalizacja: Bartoszyce
- Kontakt:
W mordę. Przykra sprawa. Chłopie zdrowiej jak najszybciej. A swojadrogą miałem wczoraj podobne zdarzenie. Lece po 21ej na trasie z 2 kolegów na motungach za mną. Leci bus i Golf za nim. Ja na lewym pasie zapier.. już 160 a koleś golfem wypier.. na lewy pas którym jadę i się bierze za wyprzedzanie Heble i sygnał dzwiękowy, a ten k....s nic i musiałem heblować żeby w niego nie przywalić. Jak sie okazało 4 gnoi, sobie zabawe urzadziło,bo nie wierzeę że nie widzieli, że ich wyprzedzam, bo przecież światła widać i moją VFRę to akurat słychać szybciej niż widać dodatkowo Morał z tego taki:
UWAŻAJCIE NA SIEBIE BO DEBILI NIE BRAKUJE!!!!!!!!
UWAŻAJCIE NA SIEBIE BO DEBILI NIE BRAKUJE!!!!!!!!
Panie władzo jechałem szybko, bo ja kocham zapier...lać
DIDI
DIDI
- Struś
- pisarz
- Posty: 242
- Rejestracja: wt 02 paź 2007, 00:00
- Model VFR: RC46 98'
- Imię: Sławek
- województwo: pomorskie
- Płeć: Mężczyzna
- Lokalizacja: Gdańsk
O kurcze dopiero teraz przeczytałem ! Figaro szybkiego powrotu do zdrowia życzę. Ty to naprawdę spokojnie jeździsz więc jak tacy ludzie mają wypadki to coś jest nie halo z otoczeniem chyba. Uważać to za mało. Trzeba mieć chyba 6 zmysł i czytać w myślach innych żeby uniknąć wszystkich zagrożeń... Mi też się odechciewa jeździć jak czytam o takich wypadkach...
Życie to nie czas kiedy oddychasz tylko te chwile, kiedy zapiera Ci dech w piersiach...
- figaro
- ostry klepacz
- Posty: 2639
- Rejestracja: czw 14 lut 2008, 21:40
- Model VFR: RC36II96 r.
- Imię: Tomasz
- województwo: pomorskie
- Płeć: Mężczyzna
- Lokalizacja: Trójmiasto; Rumia
Witam.
No , moto jest już w domu (garażu). Wielkie o ile nie jeszcze większe podziękowania dla Arka, Gofera i Wasyla za okazaną pomoc przy przewozie zwłok (na dzień dzisiejszy tak wygląda honda) motocykla do domu. Jak zobaczyłem hondę na parkingu, to jakby mi ktoś na powrót nogę złamał. Normalnie tylko stać i ryczeć z bólu . Zresztą chłopaki sami widzieli, ...obraz nędzy i rozpaczy. Na razie tyle. Jak się ogarnę rzucę kilka nowych, ciekawych faktów z mojej przygody.
Pozdrawiam figaro
No , moto jest już w domu (garażu). Wielkie o ile nie jeszcze większe podziękowania dla Arka, Gofera i Wasyla za okazaną pomoc przy przewozie zwłok (na dzień dzisiejszy tak wygląda honda) motocykla do domu. Jak zobaczyłem hondę na parkingu, to jakby mi ktoś na powrót nogę złamał. Normalnie tylko stać i ryczeć z bólu . Zresztą chłopaki sami widzieli, ...obraz nędzy i rozpaczy. Na razie tyle. Jak się ogarnę rzucę kilka nowych, ciekawych faktów z mojej przygody.
Pozdrawiam figaro
Powyższy post wyraża jedynie opinię autora w dniu dzisiejszym. Nie może on służyć przeciwko niemu w dniu jutrzejszym, ani każdym innym następującym po tym terminie. Ponadto autor zastrzega sobie prawo zmiany poglądów, bez podawania przyczyny.
- figaro
- ostry klepacz
- Posty: 2639
- Rejestracja: czw 14 lut 2008, 21:40
- Model VFR: RC36II96 r.
- Imię: Tomasz
- województwo: pomorskie
- Płeć: Mężczyzna
- Lokalizacja: Trójmiasto; Rumia
Witam.
Od ostatniego wpisu (20.08.08) upłynęło nieco wody w Wiśle i innych polskich rzekach, należałoby więc pomału zakończyć temat. Największym problemem, z jakim zmagałem się od owego feralnego dnia było pytanie, czy moje maleństwo jeszcze kiedykolwiek pojedzie na własnych kołach. Może to wydać się śmieszne, ale prosiłem żonę aby wykonała dziesiątki zdjęć wraku Hondy stojącej w garażu. Oglądałem je godzinami szukając miejsc uszkodzeń wymagających naprawy bądź wymiany. W tym samym czasie moja ślubna szukała sposobu w jaki by można, oddać moto na złom. Winiła hondę za wypadek i wszystkie trudności z tego wynikające. Wiele miesięcy poświęciłem na przekonanie żony, że to nie motocykl jest sprawcą wypadku, tylko kierowca innego samochodu. W tym przypadku to moto i ja byliśmy ofiarami z tą różnicą, że o mnie już ktoś dbał, natomiast ona /honda/ czekała cichutko w garażu na swoją kolej. I doczekała się. Od powrotu do domu zacząłem szukać części, które na 100% wiedziałem, że będzie trzeba wymienić. Opłaciło się szukać bo zaoszczędziłem sporo grosza kompletując przez ten czas spędzony w domu poszukiwane części. Jak tylko zacząłem się w miarę poruszać chodziliśmy z żoną do garażu i rozkręcaliśmy wszystko to co się dało. Ogólnie cały proces odtwarzania hondy do stanu sprzed wypadku zajął ok. 10 m-cy. W poszukiwaniu części opierałem się głównie na Forum VFR OC, allegro.pl, dwa-kola.pl. Wszyscy zapewne wiedzą ale dla porządku przypomnę, że odbudowa moto po wypadku po pierwsze: trwa, po drugie: kosztuje. W tym miejscu muszę zaznaczyć, że odbudowa i powrót do życia nie byłby możliwy bez ogromnego wsparcia... mojej ukochanej małżonki, która dopingowała mnie w pracach i podtrzymywała na duchu w trudnych chwilach. Podczas tego okresu żona przeszła swoistą przemianę z przeciwnika, w zwolennika jazdy na motocyklu. Tutaj nieoceniony wkład mieli Vikingowie oraz inni członkowie forum, poznani podczas wspólnych spotkań. To Wy pokazaliście, że jesteście ludźmi z krwi i kości, macie rodziny, plany na przyszłość, troski, problemy oraz małe i większe radości. A przede wszystkim kochacie swoje hobby w postaci motocykli i szanujecie innych, którzy podzielają to piękne zainteresowanie. Jesteśmy jak jedna wielka rodzina. To spowodowało, że moja Joanna zdecydowała się sama spróbować tego jedynego w swoim rodzaju uczucia i zajęła miejsce plecaczka. Ile Ją to kosztowało, wie tylko ona sama.
03 maja 2009 roku, po 267 dniach postoju od wypadku uruchomiłem po raz pierwszy hondę. Niesamowite, ale dźwięk pracującego silnika i oczy zrobiły się mokre. Miesiąc później zrobiłem przegląd powypadkowy, odebrałem dokumenty i zaczęliśmy jeździć. Wikingowie już sprzęt widzieli, ale chcę pokazać Wam wszystkim. Udało się (choć trwało bardzo długo) i bardzo się z tego cieszę.
Sprawa w sądzie trwa i chyba jeszcze potrwa. Sprawca wypadku wziął prawnika i mataczą ile się da. Na razie nic szczególnego nie wywalczyli. Troszeczkę .q.w. sędzinę oraz kilka razy zrobili z siebie idiotów. Ale to ich prywatna sprawa. Ja natomiast stawiam się sumiennie na każdą rozprawę i mam z tego totalną uciechę. Poniżej kilka fotek ilustrujących stan przed i po naprawie.
Od ostatniego wpisu (20.08.08) upłynęło nieco wody w Wiśle i innych polskich rzekach, należałoby więc pomału zakończyć temat. Największym problemem, z jakim zmagałem się od owego feralnego dnia było pytanie, czy moje maleństwo jeszcze kiedykolwiek pojedzie na własnych kołach. Może to wydać się śmieszne, ale prosiłem żonę aby wykonała dziesiątki zdjęć wraku Hondy stojącej w garażu. Oglądałem je godzinami szukając miejsc uszkodzeń wymagających naprawy bądź wymiany. W tym samym czasie moja ślubna szukała sposobu w jaki by można, oddać moto na złom. Winiła hondę za wypadek i wszystkie trudności z tego wynikające. Wiele miesięcy poświęciłem na przekonanie żony, że to nie motocykl jest sprawcą wypadku, tylko kierowca innego samochodu. W tym przypadku to moto i ja byliśmy ofiarami z tą różnicą, że o mnie już ktoś dbał, natomiast ona /honda/ czekała cichutko w garażu na swoją kolej. I doczekała się. Od powrotu do domu zacząłem szukać części, które na 100% wiedziałem, że będzie trzeba wymienić. Opłaciło się szukać bo zaoszczędziłem sporo grosza kompletując przez ten czas spędzony w domu poszukiwane części. Jak tylko zacząłem się w miarę poruszać chodziliśmy z żoną do garażu i rozkręcaliśmy wszystko to co się dało. Ogólnie cały proces odtwarzania hondy do stanu sprzed wypadku zajął ok. 10 m-cy. W poszukiwaniu części opierałem się głównie na Forum VFR OC, allegro.pl, dwa-kola.pl. Wszyscy zapewne wiedzą ale dla porządku przypomnę, że odbudowa moto po wypadku po pierwsze: trwa, po drugie: kosztuje. W tym miejscu muszę zaznaczyć, że odbudowa i powrót do życia nie byłby możliwy bez ogromnego wsparcia... mojej ukochanej małżonki, która dopingowała mnie w pracach i podtrzymywała na duchu w trudnych chwilach. Podczas tego okresu żona przeszła swoistą przemianę z przeciwnika, w zwolennika jazdy na motocyklu. Tutaj nieoceniony wkład mieli Vikingowie oraz inni członkowie forum, poznani podczas wspólnych spotkań. To Wy pokazaliście, że jesteście ludźmi z krwi i kości, macie rodziny, plany na przyszłość, troski, problemy oraz małe i większe radości. A przede wszystkim kochacie swoje hobby w postaci motocykli i szanujecie innych, którzy podzielają to piękne zainteresowanie. Jesteśmy jak jedna wielka rodzina. To spowodowało, że moja Joanna zdecydowała się sama spróbować tego jedynego w swoim rodzaju uczucia i zajęła miejsce plecaczka. Ile Ją to kosztowało, wie tylko ona sama.
03 maja 2009 roku, po 267 dniach postoju od wypadku uruchomiłem po raz pierwszy hondę. Niesamowite, ale dźwięk pracującego silnika i oczy zrobiły się mokre. Miesiąc później zrobiłem przegląd powypadkowy, odebrałem dokumenty i zaczęliśmy jeździć. Wikingowie już sprzęt widzieli, ale chcę pokazać Wam wszystkim. Udało się (choć trwało bardzo długo) i bardzo się z tego cieszę.
Sprawa w sądzie trwa i chyba jeszcze potrwa. Sprawca wypadku wziął prawnika i mataczą ile się da. Na razie nic szczególnego nie wywalczyli. Troszeczkę .q.w. sędzinę oraz kilka razy zrobili z siebie idiotów. Ale to ich prywatna sprawa. Ja natomiast stawiam się sumiennie na każdą rozprawę i mam z tego totalną uciechę. Poniżej kilka fotek ilustrujących stan przed i po naprawie.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Powyższy post wyraża jedynie opinię autora w dniu dzisiejszym. Nie może on służyć przeciwko niemu w dniu jutrzejszym, ani każdym innym następującym po tym terminie. Ponadto autor zastrzega sobie prawo zmiany poglądów, bez podawania przyczyny.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 18 gości