Krąg Polarny, Murmańsk i okolice. Czerwiec 2019
: czw 30 sty 2020, 17:53
Tradycyjnie chciałem zamieścić relację z wyjazdu.
Relacja autorstwa kompana podróży na szczęście nie musiałem nadwyrężać swoich szarych komórek(dwóch) wiecznie zanurzonych w alkoholu.
первый день 19.06.2019
Nie chcem ale muszem dla własnego Ja. Przygotowania nie były długie. Ja się po prostu w tańcu nie pierdo...... Przegląd Yamaszki, niezbędne zakupy, kasa, wiza, paszport i heja. Jak wróciłem z pracy kolega czekał już przed domem o umówionej godzinie. Yamaszka czekała w garażu w chłodzie. Jedynie co mnie trochę ale to trochę dręczyło to tylna opona. Zastanawiałem się czy zmienić , czy wytrzyma. Po krótkiej wymianie informacji z Jarkiem, z jego doświadczenia wywnioskowałem , że damy radę. Pośrodku było 2,5 mm, a do przejechania 6500km. Z racji opony na Eurofest pojechałem CB 1300, bo wiadomo oponę trzeba oszczędzać. Dlatego przed wyjazdem przejechałem tylko 4 km, na stację diagnostyczną i z powrotem.
Kilka fotek i startujemy. Celem był nocleg blisko granicy polsko-litewskiej. Gorąco było jak diabli. Wystartowaliśmy, albo inaczej zaczęliśmy w wolnym tempie oddalać się od domu. Wolno, gdyż musiałem posłuchać czy w motocyklu wszystko gra. Niby miałem pewność, ale 4km przed taką wyprawą wydawało mi się trochę za mało. Miałem plan aby polatać więcej, ale zawsze coś stało na przeszkodzie. Trudno jadziem. Z tempa ślimakowatego powoli zaczęło się robić spacerowe, użytkowe, zadowalające, bananowe i na końcu ogień. Nic nie buczało, nic nie huczało, nic nie waliło, dudniło, prowadziła się dobrze. Jakby co to Honda stała w garażu. Testem miał być etap pierwszy do granicy. Zawsze mógłbym zostawić yamahę w Polsce skoczyć po Hondę i dalej. Na szczęście towarzyszka podróży, zawiozła mnie na Białoruś, w Alpy i w jeszcze inne fajne miejsca i mogłem na nią liczyć. Po drodze na wyjazdowej z Warszawy korki były tak okrutne, że koledze temperatura skoczyła do niemal 130 stopni C. Pewnie był stał na poboczu, gdybym miał termometr do oleju ale na szczęście nie miałem i tylko on się martwił a ja z wyszczerzonymi zębami jechałem dalej ku przygodzie. Spacerowo dojechaliśmy na nocleg przy miejscowości Głęboki Rów. Wiem z czym się kojarzy. Wiocha, wiocha, wiocha. Cisza, cisza, cisza... nie z tym, ale tam tak było. Wspaniały odpoczynek przed następnym etapem. W lokalnym sklepiku zakupiliśmy zimne browarki na wieczór. Omówiliśmy następny dzień i poszliśmy spać. Podziwiałem pomysłowość gospodarzy. Z palet transportowych umieli zrobić doskonały użytek. Wszystko co można było zrobić z drzewna i desek to oni robili z palet . Nawet zadaszenie tarasu. Kurna zdolni ludzie. Aha najważniejsza sprawa. Przedstawię mojego kompana podróży i sprawcę tegoż wyjazdu. Miłośnik wódeczki, humoru, żądny przygód, kulom się nie kłaniający, miłośnik Wschodu. Wołają na niego PUZON. Zajebisty kompan, może spać na kamieniu w rowie, na stacji benzynowej na chodniku itd. Może nie jeść, nie myć się, po prostu idealny towarzysz do buszu. Motocykl ,którym jeździ to jeździ. Nie dmucha nie chucha, nie pieści nie poleruje, ale jeździ. Pole orne, błoto, piachy to dla niego chleb powszedni. Jak go widzą to się wstydzą. Jeździ VFR 800. Super niezawodnym sprzętem. Kocha Wschód. Pojechał na nim nad Bajkał i z powrotem. Jedyna wada...... chrapie ale można to przeżyć, trzeba mieć tylko odpowiednią dawkę alkoholu we krwi.
https://photos.app.goo.gl/S7mjZStgbBmXPHuF7
день второй 20.06.2019
Jeden z ciekawszych dni, przynajmniej tak mi się wydaje, ale jak tu napisać, aby dla czytającego był tak samo interesujący jak dla piszącego. Będzie to nie lada wyzwanie. Serce rośnie, dzisiaj mamy przekroczyć granicę z Federacją Rosyjską. Pakujemy się na motki i jazda. Dzień znowu zapowiada się fantastycznie. Litwa i Łotwa wita nas słonecznie. Każdy kilometr połykam ochoczo i napawam się przyjemnością . Jadę i to jest najważniejsze. Dokąd to w zasadzie nieistotne. Po kilku godzinach spokojnej jazdy docieramy do granicy. Jesteśmy chyba pierwsi w kolejce. Chowamy się pod zadaszeniem gdyż słońce łaja nas wściekłymi promieniami. Granica, kurnia zajefajnie, jesteśmy pierwsi w kolejce. Dobra nasza. Kiedy zaparkowaliśmy motury, rozdzialiśmy się, przystąpiliśmy do formalności. UUUUU i to jest historia pierwsza liga. To Rosja panowie to Rosja. Były 4 stanowiska. 2 z przodu i 2 z tyłu. Nie pamiętam co w którym się działo, ale …… Kiedy zaczęliśmy wypełniać formularze dotyczące wjazdu do Rosji, celu wjazdu, opisu dokładnej marszruty. Miejsca pobytu itd. Formularze jakie mieliśmy były w języku rosyjskim. Na granicy wszyscy są pomocni, jedni doradzają, inni wypisują, jeszcze inni pytają co i jak. Nam pomagała Rosjanka, niezwykle miła Pani. Dzięki niej wszystko poszło ładnie i składnie. My wypełniliśmy wnioski dotyczące wjazdu w języku rosyjskim. Nie rozumieliśmy wielu rzeczy ale ona nam bardzo pomogła w wypełnianiu odpowiednich formularzy. Kiedy podszedłem do okienka i podałem mnóstwo kartek z wytycznymi, które chcieli, Pani w budce zaczęła zadawać mi dziwne pytania po rosyjsku. Ja z wielkim trudem odpowiadałem na nie. Kiedy w końcu zapytała. Mówisz po rosyjsku? Odpowiedziałem da no PŁOCHO. Anglijskij zapytała. Da Toże NIE OCIEŃ CHARASZO.. Taka informacja była miodem na jej serce. Jak to usłyszała, wyebała nasze wnioski w języku rosyjskim i podała nam wnioski w języku angielskim. O żesz ty kur… ażeby cię ..uj strzelił pomyślałem. Pies Cię jeb…. Pokazała nam kto tu rządzi. Tu jest Rosja Polaczki. Wypełniliśmy wnioski w języku angielskim. Teraz najlepsze. Ona nie wiedziała o co chodzi. Nie znała angielskiego i konsultowała to co napisaliśmy z drugą koleżanką. Co za , baba nie zna angielskiego a karze nam wypełniać dokumenty. Ja pierdo.. Dobra poszło. W końcu ruszyliśmy. Rosja, Rasija Matuszka Ziemlja. Tak śpiewał Rosiewicz. Ale granica z Rosją to wielka zagadka. Spotkaliśmy parę, która chciała wjechać do Rosji tak jak my.. Rozumiem wyjechać ale wjechać? Byli Rosjanami. Niestety kierowca , kierujący pięknym suwem ( nie pamiętam marki), nie miał zaświadczenia, że może jechać tym pojazdem. Otóż pojazd ten był w leasingu na firmę, której właścicielem był ów kierowca. Czyli kierował właściciel Firmy, która leasingowała pojazd, ale on nie miał zaświadczenia, że może nim jeździć. Jaki efekt, nie przejechał. Czekał na zaświadczenie z firmy leasingowej, że może kierować tym pojazdem. Co to kurnia za kraj. Lepiej mieć się na baczności. Dobra, my mamy to za sobą . Koszty: pierwsi w kolejce na granicy= przekroczenie granicy po 4 godzinach. Ale wuj jedziemy. Ja ciągle śpiewam Oj, Oj Mama Matuszka Ziemlja, Matuszka Rassija radzina maja. Niestety dużo czasu zmarnowaliśmy na granicy. Słońce było coraz niżej i wiedziałem, że daleko nie dojedziemy, a nie lubię jeździć po ciemaku. Jak wjeżdżałem do Rosji zastanawiałem się jakiej jakości będą drogi. Ale drogi jak drogi, ta którą jechaliśmy w kierunku Pskowa była ok. Tak jak nasze lokalne nic dodać nic ująć jakość europejska z małym minusem. Kiedy dojechaliśmy do Pskowa, przypomniałem sobie, że nie mamy karty do neta. A wiedziałem, że korzystanie z polskiej karty będzie nas drogo kosztowało. Wjechaliśmy do centrum i zaczęliśmy dobrze się rozglądać szukając jakiegoś noclegu. Niestety nic nie mogliśmy wykukać. A tu nagle przed naszymi oczami ukazał się (jak się później okazało nasze wybawienie) motocyklista, który stał na poboczu i palił papierosa. Od razu pomyślałem ten nam pomoże. Parę słów po Rosyjsku, parę gestów i już jedziemy do motelu na nocleg. Ale zajefajnie, Ruscy nas lubią pomyślałem. Jedziemy na nocleg , jedziemy na nocleg nuciłem pod nosem. Kiedy zatrzymaliśmy się na jakimś blokowisku. Rosjanin z uśmiechem powiedział, BĘDZIECIE SPALI U MNIE. Nie wierzę? CO? No nie? Ale jak to? Po krótkiej wymianie nawet nie zdań ale spojrzeń z kolegą, decyzja OK. Nas dwóch damy radę jakby co. Zostawiliśmy bety u niego i zaprowadziliśmy motocykle na strzeżony parking . Ochoczo rozmawiając wróciliśmy do jego mieszkania. Po szybkiej rozmowie. Decyzja. Chcielibyśmy się odwdzięczyć Rosjaninowi za gościnną propozycję. I pytamy, to co jaki alkohol lubisz? Nic nie kupujcie, o to ,to nie , my uparcie, koniak , whiskey,rum. No … co lubisz? A on………ja nie piję. Coooooooo Rosjanin niepijący. Nie może być , jak to , co to, o kurka, ale strzał, chyba puszczę toto lotka, bo takie rzeczy nie istnieją. Chyba jeden w całej Rosji. A my akurat na niego trafiliśmy. No dobra on nie pije, ale my tak. Walera (bo tak na niego wołaliśmy) gdzie tu jest sklep, bo chcieliśmy kupić to i owo na kolację? Dobra za parę minut jesteśmy w sklepie. Nie powiem, zaopatrzony dobrze. Bierzemy co trzeba na kolację i 2 flaszki. Przy kasie kasjerska, liczy kasę za jedzonko a flaszki odkłada na bok. Kurna o co chodzi. Chcę pokazać jej paszport, że jestem pełnoletni a ona, że dzisiaj alkoholu nie kupimy. Coooo, co to kur... jest, gdzie ja pojechałem Rusek nie pije, alkoholu nie kupię. AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA ludzie ratujecie bo rozpierd….. tę budę . Dlaczego nie mogę kupić alkoholu pytam? A ona na to PRAZDNIK. Jaki prazdnik do jasnej cholery, co to za święto. Uwaga ,uwaga, wnimanje, wnimanje. Jutro jest zakończenie roku szkolnego, ostatni dzień szkoły. Aby uczniowie przyszli na zakończenie roku, nie wolno sprzedawać alkoholu w całej Rosji, zarządzenie Putina. Bo jak sprzedawali to uczniowie byli naebani i nie przychodzili do szkoły. Buachachachacha. Ale jajca, nie wierzę. Kurnia, Rosja kraj miodem i alkoholem płynący i my na wakacjach rządni alkoholizmu. Pierwyj dień w Rosji i taka niespodzianka. Niech mnie ktoś uszczypnie . Nie , to nie może być prawda, to nie dzieje się naprawdę.AAAAAAAAAAAAAAAAAAAA. Dobra pogodziliśmy się z tym. Wracamy nosy na kwintę, pierdo…, niech mi tylko ktoś powie, że w Rosji można pić do woli, kiedy się chce, ile się chce, gdzie się chce i jak się chce to pierwszy wypalę mu w zęby. Na szczęście Walerij niepijący ale koniaczek miał w domu. Więc po 2 pyknęliśmy i to było. Całe nasze picie i przywitanie Mateczki Rasiji. Po długich rozmowach z Walerą, dowiedzieliśmy się, że żyje mu się dobrze, dużo podróżuje, żona mieszka 1000 km od niego, a on wynajmuje mieszkanie tutaj w Pskowie i pracuje w Gazpromie. A on jak ma wolne wsiada na motocykl i jedzie do domu 1000km. I wtedy zapierda…. Zdejmuje rejestrację, bo w Rosji jest mało policji drogowej ale dużo kamer. I grzeje 200 na h. Trochę wtedy myślałem, że zmyśla, bo gdzie on ma takie drogi żeby grzać tyle, ale jak się potem okazało byłem w błędzie. Poszliśmy spać. Ja na łóżku a Puzon na podłodze. Walerij dał mu karimatę, ale on wolał podłogę, z resztą sami zobaczycie. Karimata zaebista pompowana workiem jakby foliowym , Acha Walera ma psa, z którym jeździ do domu do żony. Pakuje go w odpowiedni plecak dla psów, przeźroczysty z otworami aby powietrze wpadało. Zakłada na plecy i heja. Kurania pierwyj dień w Rosji.No i wtedy była ta noc kiedy słyszałem Puzona chrapanie. Za mało alkoholizmu było. Najśmieszniejsze było to, że jak chrapał, to ja wtedy mówiłem: Puzon, nie chrapiemy, nie chrapiemy a on odpowiadał Vayda Guba, Vayda Guba. Bardzo mnie wtedy rozśmieszał. Co za Rosja , co za Rosja
https://photos.app.goo.gl/t2YPio1Y9aMhiPNQA
Relacja autorstwa kompana podróży na szczęście nie musiałem nadwyrężać swoich szarych komórek(dwóch) wiecznie zanurzonych w alkoholu.
первый день 19.06.2019
Nie chcem ale muszem dla własnego Ja. Przygotowania nie były długie. Ja się po prostu w tańcu nie pierdo...... Przegląd Yamaszki, niezbędne zakupy, kasa, wiza, paszport i heja. Jak wróciłem z pracy kolega czekał już przed domem o umówionej godzinie. Yamaszka czekała w garażu w chłodzie. Jedynie co mnie trochę ale to trochę dręczyło to tylna opona. Zastanawiałem się czy zmienić , czy wytrzyma. Po krótkiej wymianie informacji z Jarkiem, z jego doświadczenia wywnioskowałem , że damy radę. Pośrodku było 2,5 mm, a do przejechania 6500km. Z racji opony na Eurofest pojechałem CB 1300, bo wiadomo oponę trzeba oszczędzać. Dlatego przed wyjazdem przejechałem tylko 4 km, na stację diagnostyczną i z powrotem.
Kilka fotek i startujemy. Celem był nocleg blisko granicy polsko-litewskiej. Gorąco było jak diabli. Wystartowaliśmy, albo inaczej zaczęliśmy w wolnym tempie oddalać się od domu. Wolno, gdyż musiałem posłuchać czy w motocyklu wszystko gra. Niby miałem pewność, ale 4km przed taką wyprawą wydawało mi się trochę za mało. Miałem plan aby polatać więcej, ale zawsze coś stało na przeszkodzie. Trudno jadziem. Z tempa ślimakowatego powoli zaczęło się robić spacerowe, użytkowe, zadowalające, bananowe i na końcu ogień. Nic nie buczało, nic nie huczało, nic nie waliło, dudniło, prowadziła się dobrze. Jakby co to Honda stała w garażu. Testem miał być etap pierwszy do granicy. Zawsze mógłbym zostawić yamahę w Polsce skoczyć po Hondę i dalej. Na szczęście towarzyszka podróży, zawiozła mnie na Białoruś, w Alpy i w jeszcze inne fajne miejsca i mogłem na nią liczyć. Po drodze na wyjazdowej z Warszawy korki były tak okrutne, że koledze temperatura skoczyła do niemal 130 stopni C. Pewnie był stał na poboczu, gdybym miał termometr do oleju ale na szczęście nie miałem i tylko on się martwił a ja z wyszczerzonymi zębami jechałem dalej ku przygodzie. Spacerowo dojechaliśmy na nocleg przy miejscowości Głęboki Rów. Wiem z czym się kojarzy. Wiocha, wiocha, wiocha. Cisza, cisza, cisza... nie z tym, ale tam tak było. Wspaniały odpoczynek przed następnym etapem. W lokalnym sklepiku zakupiliśmy zimne browarki na wieczór. Omówiliśmy następny dzień i poszliśmy spać. Podziwiałem pomysłowość gospodarzy. Z palet transportowych umieli zrobić doskonały użytek. Wszystko co można było zrobić z drzewna i desek to oni robili z palet . Nawet zadaszenie tarasu. Kurna zdolni ludzie. Aha najważniejsza sprawa. Przedstawię mojego kompana podróży i sprawcę tegoż wyjazdu. Miłośnik wódeczki, humoru, żądny przygód, kulom się nie kłaniający, miłośnik Wschodu. Wołają na niego PUZON. Zajebisty kompan, może spać na kamieniu w rowie, na stacji benzynowej na chodniku itd. Może nie jeść, nie myć się, po prostu idealny towarzysz do buszu. Motocykl ,którym jeździ to jeździ. Nie dmucha nie chucha, nie pieści nie poleruje, ale jeździ. Pole orne, błoto, piachy to dla niego chleb powszedni. Jak go widzą to się wstydzą. Jeździ VFR 800. Super niezawodnym sprzętem. Kocha Wschód. Pojechał na nim nad Bajkał i z powrotem. Jedyna wada...... chrapie ale można to przeżyć, trzeba mieć tylko odpowiednią dawkę alkoholu we krwi.
https://photos.app.goo.gl/S7mjZStgbBmXPHuF7
день второй 20.06.2019
Jeden z ciekawszych dni, przynajmniej tak mi się wydaje, ale jak tu napisać, aby dla czytającego był tak samo interesujący jak dla piszącego. Będzie to nie lada wyzwanie. Serce rośnie, dzisiaj mamy przekroczyć granicę z Federacją Rosyjską. Pakujemy się na motki i jazda. Dzień znowu zapowiada się fantastycznie. Litwa i Łotwa wita nas słonecznie. Każdy kilometr połykam ochoczo i napawam się przyjemnością . Jadę i to jest najważniejsze. Dokąd to w zasadzie nieistotne. Po kilku godzinach spokojnej jazdy docieramy do granicy. Jesteśmy chyba pierwsi w kolejce. Chowamy się pod zadaszeniem gdyż słońce łaja nas wściekłymi promieniami. Granica, kurnia zajefajnie, jesteśmy pierwsi w kolejce. Dobra nasza. Kiedy zaparkowaliśmy motury, rozdzialiśmy się, przystąpiliśmy do formalności. UUUUU i to jest historia pierwsza liga. To Rosja panowie to Rosja. Były 4 stanowiska. 2 z przodu i 2 z tyłu. Nie pamiętam co w którym się działo, ale …… Kiedy zaczęliśmy wypełniać formularze dotyczące wjazdu do Rosji, celu wjazdu, opisu dokładnej marszruty. Miejsca pobytu itd. Formularze jakie mieliśmy były w języku rosyjskim. Na granicy wszyscy są pomocni, jedni doradzają, inni wypisują, jeszcze inni pytają co i jak. Nam pomagała Rosjanka, niezwykle miła Pani. Dzięki niej wszystko poszło ładnie i składnie. My wypełniliśmy wnioski dotyczące wjazdu w języku rosyjskim. Nie rozumieliśmy wielu rzeczy ale ona nam bardzo pomogła w wypełnianiu odpowiednich formularzy. Kiedy podszedłem do okienka i podałem mnóstwo kartek z wytycznymi, które chcieli, Pani w budce zaczęła zadawać mi dziwne pytania po rosyjsku. Ja z wielkim trudem odpowiadałem na nie. Kiedy w końcu zapytała. Mówisz po rosyjsku? Odpowiedziałem da no PŁOCHO. Anglijskij zapytała. Da Toże NIE OCIEŃ CHARASZO.. Taka informacja była miodem na jej serce. Jak to usłyszała, wyebała nasze wnioski w języku rosyjskim i podała nam wnioski w języku angielskim. O żesz ty kur… ażeby cię ..uj strzelił pomyślałem. Pies Cię jeb…. Pokazała nam kto tu rządzi. Tu jest Rosja Polaczki. Wypełniliśmy wnioski w języku angielskim. Teraz najlepsze. Ona nie wiedziała o co chodzi. Nie znała angielskiego i konsultowała to co napisaliśmy z drugą koleżanką. Co za , baba nie zna angielskiego a karze nam wypełniać dokumenty. Ja pierdo.. Dobra poszło. W końcu ruszyliśmy. Rosja, Rasija Matuszka Ziemlja. Tak śpiewał Rosiewicz. Ale granica z Rosją to wielka zagadka. Spotkaliśmy parę, która chciała wjechać do Rosji tak jak my.. Rozumiem wyjechać ale wjechać? Byli Rosjanami. Niestety kierowca , kierujący pięknym suwem ( nie pamiętam marki), nie miał zaświadczenia, że może jechać tym pojazdem. Otóż pojazd ten był w leasingu na firmę, której właścicielem był ów kierowca. Czyli kierował właściciel Firmy, która leasingowała pojazd, ale on nie miał zaświadczenia, że może nim jeździć. Jaki efekt, nie przejechał. Czekał na zaświadczenie z firmy leasingowej, że może kierować tym pojazdem. Co to kurnia za kraj. Lepiej mieć się na baczności. Dobra, my mamy to za sobą . Koszty: pierwsi w kolejce na granicy= przekroczenie granicy po 4 godzinach. Ale wuj jedziemy. Ja ciągle śpiewam Oj, Oj Mama Matuszka Ziemlja, Matuszka Rassija radzina maja. Niestety dużo czasu zmarnowaliśmy na granicy. Słońce było coraz niżej i wiedziałem, że daleko nie dojedziemy, a nie lubię jeździć po ciemaku. Jak wjeżdżałem do Rosji zastanawiałem się jakiej jakości będą drogi. Ale drogi jak drogi, ta którą jechaliśmy w kierunku Pskowa była ok. Tak jak nasze lokalne nic dodać nic ująć jakość europejska z małym minusem. Kiedy dojechaliśmy do Pskowa, przypomniałem sobie, że nie mamy karty do neta. A wiedziałem, że korzystanie z polskiej karty będzie nas drogo kosztowało. Wjechaliśmy do centrum i zaczęliśmy dobrze się rozglądać szukając jakiegoś noclegu. Niestety nic nie mogliśmy wykukać. A tu nagle przed naszymi oczami ukazał się (jak się później okazało nasze wybawienie) motocyklista, który stał na poboczu i palił papierosa. Od razu pomyślałem ten nam pomoże. Parę słów po Rosyjsku, parę gestów i już jedziemy do motelu na nocleg. Ale zajefajnie, Ruscy nas lubią pomyślałem. Jedziemy na nocleg , jedziemy na nocleg nuciłem pod nosem. Kiedy zatrzymaliśmy się na jakimś blokowisku. Rosjanin z uśmiechem powiedział, BĘDZIECIE SPALI U MNIE. Nie wierzę? CO? No nie? Ale jak to? Po krótkiej wymianie nawet nie zdań ale spojrzeń z kolegą, decyzja OK. Nas dwóch damy radę jakby co. Zostawiliśmy bety u niego i zaprowadziliśmy motocykle na strzeżony parking . Ochoczo rozmawiając wróciliśmy do jego mieszkania. Po szybkiej rozmowie. Decyzja. Chcielibyśmy się odwdzięczyć Rosjaninowi za gościnną propozycję. I pytamy, to co jaki alkohol lubisz? Nic nie kupujcie, o to ,to nie , my uparcie, koniak , whiskey,rum. No … co lubisz? A on………ja nie piję. Coooooooo Rosjanin niepijący. Nie może być , jak to , co to, o kurka, ale strzał, chyba puszczę toto lotka, bo takie rzeczy nie istnieją. Chyba jeden w całej Rosji. A my akurat na niego trafiliśmy. No dobra on nie pije, ale my tak. Walera (bo tak na niego wołaliśmy) gdzie tu jest sklep, bo chcieliśmy kupić to i owo na kolację? Dobra za parę minut jesteśmy w sklepie. Nie powiem, zaopatrzony dobrze. Bierzemy co trzeba na kolację i 2 flaszki. Przy kasie kasjerska, liczy kasę za jedzonko a flaszki odkłada na bok. Kurna o co chodzi. Chcę pokazać jej paszport, że jestem pełnoletni a ona, że dzisiaj alkoholu nie kupimy. Coooo, co to kur... jest, gdzie ja pojechałem Rusek nie pije, alkoholu nie kupię. AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA ludzie ratujecie bo rozpierd….. tę budę . Dlaczego nie mogę kupić alkoholu pytam? A ona na to PRAZDNIK. Jaki prazdnik do jasnej cholery, co to za święto. Uwaga ,uwaga, wnimanje, wnimanje. Jutro jest zakończenie roku szkolnego, ostatni dzień szkoły. Aby uczniowie przyszli na zakończenie roku, nie wolno sprzedawać alkoholu w całej Rosji, zarządzenie Putina. Bo jak sprzedawali to uczniowie byli naebani i nie przychodzili do szkoły. Buachachachacha. Ale jajca, nie wierzę. Kurnia, Rosja kraj miodem i alkoholem płynący i my na wakacjach rządni alkoholizmu. Pierwyj dień w Rosji i taka niespodzianka. Niech mnie ktoś uszczypnie . Nie , to nie może być prawda, to nie dzieje się naprawdę.AAAAAAAAAAAAAAAAAAAA. Dobra pogodziliśmy się z tym. Wracamy nosy na kwintę, pierdo…, niech mi tylko ktoś powie, że w Rosji można pić do woli, kiedy się chce, ile się chce, gdzie się chce i jak się chce to pierwszy wypalę mu w zęby. Na szczęście Walerij niepijący ale koniaczek miał w domu. Więc po 2 pyknęliśmy i to było. Całe nasze picie i przywitanie Mateczki Rasiji. Po długich rozmowach z Walerą, dowiedzieliśmy się, że żyje mu się dobrze, dużo podróżuje, żona mieszka 1000 km od niego, a on wynajmuje mieszkanie tutaj w Pskowie i pracuje w Gazpromie. A on jak ma wolne wsiada na motocykl i jedzie do domu 1000km. I wtedy zapierda…. Zdejmuje rejestrację, bo w Rosji jest mało policji drogowej ale dużo kamer. I grzeje 200 na h. Trochę wtedy myślałem, że zmyśla, bo gdzie on ma takie drogi żeby grzać tyle, ale jak się potem okazało byłem w błędzie. Poszliśmy spać. Ja na łóżku a Puzon na podłodze. Walerij dał mu karimatę, ale on wolał podłogę, z resztą sami zobaczycie. Karimata zaebista pompowana workiem jakby foliowym , Acha Walera ma psa, z którym jeździ do domu do żony. Pakuje go w odpowiedni plecak dla psów, przeźroczysty z otworami aby powietrze wpadało. Zakłada na plecy i heja. Kurania pierwyj dień w Rosji.No i wtedy była ta noc kiedy słyszałem Puzona chrapanie. Za mało alkoholizmu było. Najśmieszniejsze było to, że jak chrapał, to ja wtedy mówiłem: Puzon, nie chrapiemy, nie chrapiemy a on odpowiadał Vayda Guba, Vayda Guba. Bardzo mnie wtedy rozśmieszał. Co za Rosja , co za Rosja
https://photos.app.goo.gl/t2YPio1Y9aMhiPNQA