Rosja 2018 - rekonesans po kraju przodków

Miałeś jakaś niezłą akcję i chcesz sie podzielić? Chcesz opowiedzieć o swojej wyprawie? Dawaj dawaj.
Awatar użytkownika
jagna
klepacz
klepacz
Posty: 665
Rejestracja: pn 15 lip 2013, 18:17
Imię: Agnieszka
województwo: śląskie
Płeć: Kobieta

Rosja 2018 - rekonesans po kraju przodków

Post autor: jagna » wt 10 lip 2018, 22:04

Z góry uprzedzam, że będzie długo i w odcinkach :wink:

Wszystko zaczęło się od zmian w prawie pracy :)
Zmienili jakieś rozporządzenia dotyczące urlopów i firma kazała wybrać mi jak najwięcej zaległego, bo miałam ponad 80 dni, po długich negocjacjach stanęło na 40 dniach urlopu w tym roku. Na 40 dni w krajach europy zachodniej i północnej to musiałabym drugą hipotekę wziąć więc zdecydowałam się na spędzenie większości tego czasu na wschodzie.
Po niezbyt długich namowach udało mi się przekonać kolegę, że Rosja to jest świetny pomysł – niestety nie na długo :( Już w marcu przyszedł, że tam nic nie ma i on nie jedzie. No jak usłyszałam, że tam nic nie ma to mi dech w piersi zaparło, nabzydczyczałm się (bo największy kraj na świecie to jak może nic nie być????), strzeliłam fochem i postanowiłam nie dyskutować z ignorantem. Miałam klepnięty miesięczny urlop, więc pewnie i tak część spędziłabym sama.
Na majówce w Białorusi poznałam Rosjanina, który na moto jechał do Berlina i utwierdził mnie w przekonaniu, że Rosja to jest świetny plan. W przeciwieństwie do znajomych i rodziny, którzy potrafili tylko powiedzieć „nie jedź - zabiją/okradną cię tam ” albo „zwariowałaś” - jak mówiłam, że jadę sama.
Załatwiłam wizę, zakupiłam dwa kursy języka rosyjskiego w MP3, bo angielski jest w Rosji średnio popularny i rozpoczęłam przygotowania mentalne :) Na prawdziwe nie miałam czasu, bo w robocie jak na złość ciągle jakieś działania racjonalizatorskie. Za to udało mi się znaleźć towarzystwo na drugą część podróży – bo z miesiącem wolnego to wszędzie ciężko.

1 czerwca po pracy ładuję kufry na moto i wyjeżdżam – tym razem drogę rozplanowałam ostrożnie, bo po walkach na białoruskiej granicy byłam średnim optymistą (słusznie jak się okazało) – trasę dojazdową rozbiłam na 3 dni ale niezbyt rozsądnie – bo noclegi zaplanowałam przed granicami zamiast zaraz za. Przebicie się przez granicę polsko-ukraińską było długotrwałe - bo kolejki ale przez ukraińsko rosyjską to już przygoda pełną gębą :)
Na polskiej granicy Ukraińcy ostrzegali, że moto nie na ich drogi ale już zdążyłam się uodpornić na defetystów – poza tym przecież nie jechałam na Ukrainę.
Na tranzytowe miejsce noclegu wybrałam Kijów ale skończyło się tylko na wyjściu na kolację, nie pozwiedzałam, bo byłam wyrąbana :(
Kijów 02.06.2018 20-32-41.JPG
Kijów 02.06.2018 20-08-43.JPG
Kijów 02.06.2018 19-58-32.JPG
Wieczorem okazało się, że Garmin nie wie, że Rosja to Europa i nie sprzedają map Rosji osobno :( Powiem więcej, w ogóle nie mają map Rosji, 1600pln za nawigację a tam co rusz, którejś mapy brakuje, jednak nie ma to jak googlemapsy:)
Pozostał mi więc tylko telefon, bo papierowe mapy Rosji też trudno osiągalne a na atlas to mi szkoda miejsca. W niedzielę rano opuszczam Kijów i ruszam w drogę.
Najpierw google wybrało mi trasę przez mało uczęszczane przejście graniczne – i dobrze, bo kolejki nie było wcale, niezbyt dobrze, bo asfaltu szczątki – kilkanaście kilometrów drogi, którą straszy się w opowieściach o Ukrainie. Trochę się lękałam, nie powiem ale po kilku minutach już mistrzowsko omijałam samochody i autobusy walczące tam o przetrwanie :) Zrozumiałam też po co strawiłam na kursie godziny na ćwiczeniu slalomu :)
Kijów 03.06.2018 12-46-26.JPG
Kijów 03.06.2018 12-45-17.JPG
Na samym przejściu już nie było tak fajnie, musiałam swoje odczekać bo celnikom się nie spieszy – po ukraińskiej stronie było jeszcze ok, bo oczekiwanie umilali mi snujący się bez celu celnicy więc było chociaż do kogo gębę otworzyć, po raz pierwszy też usłyszałam znajomo brzmiące „adna? Nie boiszsja?” No zachód pełną gębą :)
Przepytali mnie gdzie, po co, jak i czego zdjęcia robiłam na Ukrainie, przeszukali mi kufry – celnik wyraził zdziwienie, że wiozę papierosy z Polski i kazał jechać dalej, więc po pół godzinie podjęłam próbę przejechania gigantycznej dziury, która była ostatnią przeszkodą na drodze do Rosji.
Dokładną linię granicy łatwo rozpoznać, bo zaczyna się normalny równy asfalt :)
No tam to już tak łatwo nie było. Odnotowałam, że samochody wjeżdżają nad kanałem i każdy sprawdzany jest od spodu… Zgodnie z oczekiwaniami zastałam zaproszona na bok do rozpakowania kufrów i demontażu siedzeń w moto. Po przeszukaniu poszłam się odklikać w odprawie paszportowej, dostałam zaproszenie na indywidualną rozmowę u urzędnika w biurze, pan mnie przepytał, przejrzał zdjęcia w telefonie (z paru musiałam się tłumaczyć), kazał sobie podać pin i poszedł z telefonem go przebadać. Po 20 minutach wrócił oddał telefon i kazał zgłosić się do odprawy celnej. Pani w okienku po kilkunastu minutach klikania zdegustowana dała mi do wypełnienia deklarację po angielsku, jak wypełniłam to zostałam zrugana, że niewyraźnie. Pani naniosła poprawki i dała mi kolejne dwa czyste druki, że mam przepisać. Przepisałam potulnie, wracam do okienka a pani nie ma… Wróciła po kolejnych 20 minutach, wzięła druczki ostemplowała, przykleiła wlepkę i powiedziała, że mogę jechać :) Jeszcze tylko jedno przesłuchanie przy szlabanie i po 3 godzinach mogłam pojechać dalej.

Na pierwszej stacji przekonuję się, że w Rosji nic nie jest łatwe i (jak wielokrotnie będzie mi później dane doświadczyć) nic nie udaje się za pierwszym razem. Zatankowanie odbywa się wg następującej procedury: stajesz pod dystrybutorem, idziesz zameldować pani, że chcesz zatankować nie wiadomo ile, tłumaczysz, że masz mały bak i 20 litrów nie wejdzie i nie wiesz ile jest w środku, w końcu pani każe ci iść zatankować, odblokowuje dystrybutor i wracasz zapłacić.
Do Woroneża docieram przed 21ą, nocleg znalazłam sobie w niezwykle uroczym miejscu nad rzeką ale bez asfaltu.
Rosja 04.06.2018 20-22-03.jpg
Właściciel pensjonatu w którym miałam nocleg na mój widok dostaje ataku śmiechu – że to niby zabawne, że kobieta z PL na motocyklu. Wnerwia mnie to bo jestem zmęczona i głodna, a więc jak najdalsza od wykazywania empatii dla świrów. Wybaczam mu, bo zamiast dolarów oddaje mi trochę rubli, dzięki którym mogę kupić jedzenie (a nie zdążyłam nic wcześniej wypłacić). Na kolację co prawda nie wystarczyło – więc już pierwszego wieczoru zaciągam dług u pani w osiedlowym sklepiku, zjadam kolację, odmeldowuję się rodzinie, że dojechałam cała i idę spać.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Optymizm jest błogosławieństwem niedoinformowanych.

kazik12311
bywalec
bywalec
Posty: 36
Rejestracja: pn 17 paź 2016, 12:05
Model VFR: vtec 800
Imię: lukasz
województwo: dolnośląskie
Płeć: Mężczyzna
Lokalizacja: kotlina klodzka

Re: Rosja 2018 - rekonesans po kraju przodków

Post autor: kazik12311 » wt 10 lip 2018, 22:30

nic tylko zazdroscic odwagi i tych pieknych przezyc
pozdrawiam

Awatar użytkownika
śliniak290
klepacz
klepacz
Posty: 1842
Rejestracja: pn 07 cze 2010, 09:41
Model VFR: VFR1200F
Imię: Wojciech
województwo: mazowieckie
Płeć: Mężczyzna
Lokalizacja: Warszawa - Jelonki

Re: Rosja 2018 - rekonesans po kraju przodków

Post autor: śliniak290 » śr 11 lip 2018, 08:56

No i czekam na więcej 😀
Przygody z samego początku wyprawy ( nieźle się zapowiada)
Najpierw naucz śmiać się z siebie , a potem śmiej się z innych !!!

Awatar użytkownika
Hubu
klepacz
klepacz
Posty: 847
Rejestracja: pt 06 mar 2009, 10:29
Model VFR: RC46 '00
Imię: Hubert
województwo: mazowieckie
Płeć: Mężczyzna
Lokalizacja: Legionowo

Re: Rosja 2018 - rekonesans po kraju przodków

Post autor: Hubu » śr 11 lip 2018, 16:01

Widzę, że ta Białoruś Cię rozochociła :lol:

Awatar użytkownika
jagna
klepacz
klepacz
Posty: 665
Rejestracja: pn 15 lip 2013, 18:17
Imię: Agnieszka
województwo: śląskie
Płeć: Kobieta

Re: Rosja 2018 - rekonesans po kraju przodków

Post autor: jagna » śr 11 lip 2018, 20:05

Pierwszy dzień przeznaczam na sprawy organizacyjne typu zorganizowanie karty do telefonu i gotówki :)
Łatwo nie jest, najpierw ogarniam gotówkę – okazuje się, że nie w każdym banku można ale już w pierwszym pani podaje mi adres gdzie się uda. Z kartą do telefonu jest podobnie, wiem, którego operatora szukać ale tu również okazuje się, że nie można tak od razu :) Trzeba trafić w odpowiednie miejsce, żeby kupić kartę tylko na miesiąc.
W końcu po dwóch godzinach mam wszystko i jadę szukać bobrów. Przy okazji odkrywam, że jedna z moich rękawiczek pękła na szwie. Na szczęście na wewnętrznej stronie palca, więc jeździć będzie można jeszcze jakiś czas.
Nazw tych parków do dzisiaj nie rozkminiłam ale tą dla przykładu podam (dla ułatwienia alfabetam łacińskim):
Voronezhskiy Gosudarstvennyy Prirodnyy Biosfernyy Zapovednik Imeni V.m. Peskova
Obrazek Obrazek Obrazek
Park okazuje się być w dużej mierze zabagniony, 5 km spaceru z komarami skutecznie mnie zniechęca do polowania na bobry, więc zadowalam się żółwiem błotnym i wracam do Woroneża uknuć jakiś plan na najbliższe dni.
Obrazek Obrazek
Po drodze łapie mnie burza, która miała być 2 godziny później, więc przemoczona wracam do domu suszyć garderobę. Wieczorem wyskakuję jeszcze podziwiać zachód słońca nad rzeką.
Obrazek

Rano budzę się z katarem. Wyjeżdżam bladym świtem celem uniknięcia fali upałów.
Zaraz za Woroneżem trafiam na autostradę, co cieszy, bo przede mną co najmniej 7 godzin ciągłej jazdy. Zaraz za bramkami obserwuję pewną dziwność – mianowicie pas do zawracania (przez pas zieleni), po kilkudziesięciu kilometrach nadziewam się na pieszych, myślę sobie, że rosyjscy samobójcy a tu niespodzianka – przejście dla pieszych w poprzek autostrady, pojawia się też przystanek autobusowy. Zwalniam i zastanawiam się czy nie przeoczyłam znaku o końcu ale następnych kilkadziesiąt km dalej trafiam na kolejne bramki. Także ten…
Osiągam też tak niesamowitą prędkość, że morduję ptaka w locie, po plamie i resztkach piór na owiewce wnoszę, że nie był duży :(
Obrazek
W końcu po 600km docieram do ruin Tanais, jest ponad 30 stopni i odechciewa mi się zwiedzania ale idę, raz kozie śmierć.
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek

Po 1,5 godzinie snucia się po terenie z resztkami zabudowy z III wieku dochodzę do wniosku, że wystarczy i zbieram się w kierunku morza, gdzie zamierzam nocować. Przede mną prawie 300km.
Temperatura jest okrutna, wieje jak cholera. W Rostowie, który zamierzałam zwiedzić na każdym rogu stoi policja i wojsko, więc snuję się potulnie w korku i rezygnuję z podziwiania.
Wkraczam w granice Kraju Krasnodarskiego i od razu robi się jakoś inaczej :)
Zatrzymuję się na jakiejś stacji z barem, żeby coś zjeść i zatankować. Kiedy konsumuję sobie pączka z nadzieniem z ziemniaków i jajka podchodzi do mnie jakaś kobieta i daje mi wafelki. Dochodzę do wniosku, że nie wyglądam za dobrze:(
Po przejechaniu kolejnych kilku kilometrów dociera do mnie, że jadę na czołówkę i postanawiam jednak przenocować gdzieś bliżej. Znajduję na bookingu coś w okolicy – bo jestem już na wsiach niezmiernych ze szczątkami asfaltu. W końcu jakoś docieram ale nie do końca tam gdzie powinnam. Miał być pensjonat a jest ośrodek kempingowy i zdziwiona pani. Ceny są znacznie wyższe ale wiem, że wsiadanie na moto to zły pomysł, więc płacę jak za pokój w Mariocie, rozkładam się w domku, zjadam kolację, odbywam trochę życia towarzyskiego przez whatsappa a podziwianie morza przekładam na następny dzień. Obrazek

Morze Azowskie nie robi dobrego wrażenia, plaże kamieniste i jakieś takie brudnawe, woda mętna.
Obrazek Obrazek Obrazek

Po zrobieniu kilku podjazdów na wybrzeże jadę podziwiać błotne gejzery. Niestety nie jest mi dane dotrzeć, bo drogę zamknęli z okazji remontu, alternatywą jest off, na którym kamazy nie bardzo sobie radzą, więc znowu składam broń i jadę nad morze czarne.
Obrazek Obrazek
Zaglądam do Anapy na obiad:
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek

I ruszam w miejsce noclegu, trasa jest niezwykle przyjemna, częściowo wzdłuż wybrzeża, spore fragmenty są w bardzo dobrym stanie i tylko jeden remont na odcinku 150km.
Obrazek Obrazek Obrazek
Robi się chłodno, więc zjeżdżam na przydrożny parking coś założyć i co spotykam?:
Obrazek
To proszę państwa jest przenośny ul :) Jak robię zdjęcie, to zdziwiony kierowca pyta mnie czy w Polsce takich nie mamy :lol:
Wieczorem docieram do Dżubgy i dzięki uprzejmości okolicznych mieszkańców odnajduję pensjonat, bo google znowu są w czarnej d.. Mam jeszcze nawet czas żeby wyskoczyć na plażę w drodze do sklepu Obrazek
Optymizm jest błogosławieństwem niedoinformowanych.

Awatar użytkownika
jagna
klepacz
klepacz
Posty: 665
Rejestracja: pn 15 lip 2013, 18:17
Imię: Agnieszka
województwo: śląskie
Płeć: Kobieta

Re: Rosja 2018 - rekonesans po kraju przodków

Post autor: jagna » śr 11 lip 2018, 20:07

Hubu pisze:
śr 11 lip 2018, 16:01
Widzę, że ta Białoruś Cię rozochociła :lol:
Wręcz przeciwnie ale już miałam wizę i wrodzone sknerstwo nie pozwoliło mi zmienić planów :roll:
Optymizm jest błogosławieństwem niedoinformowanych.

Awatar użytkownika
jagna
klepacz
klepacz
Posty: 665
Rejestracja: pn 15 lip 2013, 18:17
Imię: Agnieszka
województwo: śląskie
Płeć: Kobieta

Re: Rosja 2018 - rekonesans po kraju przodków

Post autor: jagna » śr 11 lip 2018, 20:51

Rano ruszam w stronę Soczi drogą wzdłuż wybrzeża trasa jest naprawdę super więc mimo kataru odzyskuję urlopowy optymizm.
Obrazek Obrazek Obrazek
Przy wjeździe do rejonu Soczi trafiam na kontrolę policyjną - sprawdzają wszystkich wjeżdżających. Ale siedzę tu już kilka dni, więc nic mnie nie dziwi :)
Nawiązuję konwersację z policjantem, który jak usłyszał, że drugiego motocykla się nie doczeka, bo jadę sama oddaje mi kwity i każe jechać dalej :)
Temperatury dobijają do 40 stopni, więc jak zobaczyłam Soczi z trasy – zrezygnowałam ze zwiedzania metropolii i pojechałam w góry do Krasnej Polany. Znajduję w googlu ośrodek gazpromu, który ma wyciągi więc postanawiam wjechać sobie na górę i zejść trochę w dół.
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek
Na górze spotyka mnie niespodzianka – nie da się wyjść poza teren stacji wyciągu. Ochroniarzy jest więcej niż turystów, zdegustowana rzucam okiem na przedmurza Kaukazu, zjeżdżam potulnie na dół i ruszam do wodospadu. Zahaczam o jakąś dzielnicę dla rosyjskiej elity:
Obrazek Obrazek Obrazek
Wodospadu niestety nie było, bo wysechł :(
Obrazek
Na koniec pykam jeszcze zdjęcie bramki policyjnej, bo na wjeździe z wrażenia zapomniałam:
Obrazek
Wykończona koło 22ej ląduję w domu.

Rano o 9ej już jest 40 stopni, więc zastanawiam się czy jest sens w ogóle jechać dalej. Weryfikuję prognozy niecałe 500km dalej znajduję chłodniejsze miejsce więc ruszam do Mineralnych Wód :) Obrazek Obrazek
Po drodze zdaję sobie sprawę z tego, że jednak nie dopadło mnie zmęczenie organizmu tylko mam gorączkę, więc jazda jest średnio przyjemna, na szczęście znowu trafiam na „autostradę”, więc nie muszę za bardzo się skupiać.
Na trasie spotykam też posterunek policji, z gościem z karabinem pilnującym drogi i kilkoma policjantami, takie „przejścia graniczne” to chyba standard przy przekraczaniu granic obwodów. Choć pana z bronią widzę po raz pierwszy, także Kraj Stawropolski nie zapowiada się pacyfistycznie.
Na stacji benzynowej mam okazję potrenować rosyjski - „adna? Nie boiszsja?”.
Na miejscu okazuje się, że coś co w przewodniku było popularnym miasteczkiem wypoczynkowym jest obskurną postkomunistyczną dziurą z jednym parkiem ale muszę przyznać, że swój klimat ma :) Obrazek Obrazek Obrazek
Obieram więc kurs na knajpę z obiadem oraz aptekę i wracam do hotelu.
Ku mojemu głębokiemu zdumieniu rano nadal jestem chora ale katar przeszedł w drugą fazę i po prostu kapie mi z nosa. Znowu rozważam pozostanie jeden dzień na miejscu ale przypominam sobie wygląd tego miasteczka i jednak jadę dalej. Do Kaukazu zostało mi już tylko jakieś 200km, więc po drodze wpadam do okolicznych uzdrowisk:
Do Piatigorska zobaczyć baseny termalne:
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek

I do Kisłowodzka na spacer po parku:
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek

Miałam po tym miasteczku pochodzić trochę więcej ale z nosa cieknie mi już bez hamulców, więc co chwilę muszę się zatrzymywać a do szacowanego czasu podróży muszę doliczyć kilka przystanków na wytarcie nosa, także o 15ej wyjeżdżam w góry. Niestety okazuje się, że te przystanki musiałyby być co 5km. Na fali kreatywności komponuję więc tampon do nosa z chusteczki higienicznej, który pozwala mi na przejechanie koło 50km bez zatrzymywania.

Zmieniam region na Kabardo-Bałkardię. Zamiast cerkwi pojawią się meczety, sklepy halal i panie w chustkach na głowach.
Po drogach chodzą bezpańskie krowy i konie a psy próbują dobrać mi się do opon ;)
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek
Po drodze dopada mnie deszcz i odkrywam, że rękawiczka na kciuku ma dziurę, powstałą najprawdopodobniej na wskutek nadużywania suwaka od blendy.
Koło 20ej, po długich poszukiwaniach odnajduję wreszcie hotel, w którym mam mieszkać przez najbliższe dwa dni(wg googla stoi w lesie na bezdrożach), zarzucam serię prochów nabytych dzień wcześniej i idę spać.
Optymizm jest błogosławieństwem niedoinformowanych.

Awatar użytkownika
Hubu
klepacz
klepacz
Posty: 847
Rejestracja: pt 06 mar 2009, 10:29
Model VFR: RC46 '00
Imię: Hubert
województwo: mazowieckie
Płeć: Mężczyzna
Lokalizacja: Legionowo

Re: Rosja 2018 - rekonesans po kraju przodków

Post autor: Hubu » śr 11 lip 2018, 21:06

jagna pisze:
śr 11 lip 2018, 20:07
Hubu pisze:
śr 11 lip 2018, 16:01
Widzę, że ta Białoruś Cię rozochociła :lol:
Wręcz przeciwnie ale już miałam wizę i wrodzone sknerstwo nie pozwoliło mi zmienić planów :roll:
Słuszna koncepcja :lol:

Awatar użytkownika
śliniak290
klepacz
klepacz
Posty: 1842
Rejestracja: pn 07 cze 2010, 09:41
Model VFR: VFR1200F
Imię: Wojciech
województwo: mazowieckie
Płeć: Mężczyzna
Lokalizacja: Warszawa - Jelonki

Re: Rosja 2018 - rekonesans po kraju przodków

Post autor: śliniak290 » śr 11 lip 2018, 21:30

No dawaj dalej (jak dasz radę) super fotki i dobrze się czyta
Najpierw naucz śmiać się z siebie , a potem śmiej się z innych !!!

Awatar użytkownika
jagna
klepacz
klepacz
Posty: 665
Rejestracja: pn 15 lip 2013, 18:17
Imię: Agnieszka
województwo: śląskie
Płeć: Kobieta

Re: Rosja 2018 - rekonesans po kraju przodków

Post autor: jagna » śr 11 lip 2018, 21:55

Budzę się o 5ej i nie bardzo mam pomysł co z tym fantem zrobić, bo na zewnątrz 8 stopni. Po dwóch kawach dochodzę do wniosku, że spacer mi nie zaszkodzi i ruszam na rekonesans po okolicy.
Obrazek Obrazek Obrazek
Po godzinie zmarznięta wracam do pokoju, przekładając resztę na południe, bo pewnie będzie cieplej. Koło 12ej wsiadam na moto i ruszam. Niestety tym razem google znowu zawodzi - tam gdzie miała być droga jest zamknięty teren i strażnik na czatach, więc jadę do punktu B. Jakieś 5 km przed celem natykam się na szlaban. Za to za szlabanem jest stacja kolejki, więc nawet się ucieszyłam, bo miałam małe opóźnienie a tak to spacer będzie tylko w dół :) Niestety zanim doszłam do kolejki zaczęło padać, na górę wjeżdżałam już lekko mokrawa a na ostatniej stacji (ponad 3800m npm) padał grad.
Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek

Widoczności praktycznie żadnej, na szczęście była knajpka, w której postanowiłam zjeść śniadanie i poczekać na przejaśnienie. Trochę się nawet doczekałam.
Obrazek Obrazek
Schodzenie przełożyłam na najniższą stację, żeby w błocie i śniegu nie łazić ale też musiałam odszczekać, bo jak zjeżdżałam w dół, to chmury postanowiły się umieścić akurat na tej wysokości.
Obrazek Obrazek
Wracam do hotelu po kombi na wszelki wypadek i znowu ruszam w drogę, nie na długo, bo znowu zaczęła się ulewa i musiałam już w pokoju zakotwiczyć na stałe.
Obrazek Obrazek
Pocieszałam się tylko myślą, że jak się rano zerwę to po drodze nadrobię trochę strat z dzisiaj. W nocy załapałam się na pierwsze objawy buntu Zeta - niespodziewane wycie alarmu w moto postawiło na nogi mnie i pół hotelu. Zaczynam podejrzewać, że woda jednak go wnerwia. Tym głośnym akcentem zakończyłam pierwszy tydzień wojaży.
Optymizm jest błogosławieństwem niedoinformowanych.

Awatar użytkownika
jagna
klepacz
klepacz
Posty: 665
Rejestracja: pn 15 lip 2013, 18:17
Imię: Agnieszka
województwo: śląskie
Płeć: Kobieta

Re: Rosja 2018 - rekonesans po kraju przodków

Post autor: jagna » śr 11 lip 2018, 22:00

śliniak290 pisze:
śr 11 lip 2018, 21:30
No dawaj dalej (jak dasz radę) super fotki i dobrze się czyta
Dla ciebie wszystko ;)
Optymizm jest błogosławieństwem niedoinformowanych.

Awatar użytkownika
jagna
klepacz
klepacz
Posty: 665
Rejestracja: pn 15 lip 2013, 18:17
Imię: Agnieszka
województwo: śląskie
Płeć: Kobieta

Re: Rosja 2018 - rekonesans po kraju przodków

Post autor: jagna » śr 11 lip 2018, 23:00

Drugi tydzień urlopu zaczął wielce obiecująco, choć wyspać się nie było mi dane :mrgreen:
Spakowałam się rano, uzupełniłam olej w olejarce i ruszyłam. Przejechałam może ze 30km i zatrzymała mnie policja. Wyjęłam kwity, pogadaliśmy o tym i o owym, odpowiedziałam na trudne pytania („gdzie mąż?” i „ile pali ?”). Zrobiłam sobie pamiątkowe foto i pojechałam dalej.
Obrazek Obrazek Obrazek
Daleko nie zajechałam bo 10km dalej znowu kontrola – „gdzie jedziesz, nie straszna, skolka stoit?” kwitów nawet nie chcieli, bo jak przyjechałam z Polski to na pewno sprawdzili mi na granicy. Pan zweryfikował moje ochraniacze na łokciach, pokiwał głową i pozwolił jechać dalej. Do najbliższego celu miałam jakieś 200km ale pomyślałam sobie, że przez te pogaduchy to nigdy nie dojadę :(
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek
Posterunki graniczne na szczęście minęłam w miarę sprawnie. Na drodze do kolejnego prirodnyjego zakaznika policja co prawda kazała mi parę razy zjeżdżać ale rezygnowali z inspekcji jak tylko zobaczyli tablice. Niestety pod samym parkiem zatrzymało mnie dwóch panów z karabinami, jeden większym a drugi mniejszym i poprosili o przepustkę. To nie miałam. Policjant wyraził szczery żal, że nie może mnie wpuścić i kazał jechać po przepustkę, bo „tam jest inguszeti i będzie sztraf”. Był tak uprzejmy, że załatwił mi adres gdzie te przepustki można dostać więc zawróciłam i 50km dalej porzuciłam Ziutka pod jakimś garnizonowym osiedlem i poszłam szukać przepustek.
Obrazek
Po wykonaniu kilku zbędnych ruchów udało mi się skontaktować z właściwą osobą – tylko po to, żeby się dowiedzieć, ze dzisiaj „prepusku nie budziet, bo jest wychodnyj dzien”. Dochodzę do wniosku, ze Inguszetia to nie jest moja ulubiona część Rosji i zawijam się do Czeczeni.
Obrazek
W Czeczeniu Ziutek jest gwiazdą pełną gębą – już na pierwszej stacji załapuje się koło adoratorów Obrazek
zatrzymują nas na każdym większym (takim na którym trzeba zwalniać) posterunku policji, robią krótki wywiad i puszczają dalej. W końcu docieramy do wodospadów w Nikhaloy.
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek
W drodze do Groznego Ziutek załapuje się na sesją fotograficzną na fejsbuczka – trochę wstyd, bo jest uj..any jak stół w TVN’ie, dziewczętom to chyba nie przeszkadza, postanawiam jednak go umyć przy najbliższej okazji.
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek
Grozny jest dziwnym miejscem. Wszystko jest jakoś podejrzanie czyste, ładne i bez życia. Do tego wszędzie wiszą portrety ich prezydenta i Putina a to jednak źle mi się kojarzy.
Obrazek
Wieczorem idę na spacer, załapuję się na końcówkę iftar (muzułmańska tradycja wspólnego jedzenia w okresie ramadanu) – bo samą imprezę rozgonił deszcz. Długo się nie poszwendałam, bo deszcz i życia zasadniczo brak. Praktycznie wszystko pozamykane, czynne są głównie apteki, których jest niesamowita ilość, tak na oko co trzeci butik na głównej ulicy to apteka.
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek

Rano zrywam się bladym świtem, bo ptaki spać nie dają. Jest 12 czerwca – Dzień Rosji co obwieszcza co drugi billboard w Czeczeni. Jadę nad morze Kaspijskie ale w związku z tym, że to niedaleko postanawiam przejechać się dłuższą wersją trasy przez góry, celem zobaczenia jeziora, wodospadu i kanionu. Mapy googla wyrzucają mi ok 400km i 12 godz. uznaję, że to kolejna pomyłka i po 6ej wsiadam na moto. Na ulicach Groznego widać tylko policjantów z bronią, cywilów nie ma, samochodów nie ma, nawet na stacji ledwo dobudziłam pana, żeby zatankować. A stacja w Groznym była nie byle jaka – bo mieli nawet ‘98 co jest rzadkością w tym kraju. Obrazek Obrazek
W miasteczku Szali spotykam bilbordy dziękczynne dla prezydenta, za to, że mieszkańcy mają takie piękne miasto. Nie mogę jakoś pozbyć się uczucia niesmaku jednak.
Obrazek Obrazek
Podróż muszę na chwilę przerwać, żeby znaleźć jakiś objazd zamkniętego mostu i pogadać z tubylcami rzecz jasna :) Jeden z nich pyta gdzie mam zapasową oponę, ja na to że nie mam. Pan deklaruje, że jakby się coś stało to mogę do niego dzwonić i on przyjedzie mnie ratować. Trochę mi to podcina skrzydła ale postanawiam jednak jechać, najwyżej zawrócę jak będzie off. Na początku jest kiepski asfalt ale jednak asfalt.
Obrazek
Za ostatnią wioską trafiam na posterunek graniczny, gdzie rejestrują mnie w zeszyciku, że przejeżdżam, pan policjant sugeruje, że kiepska pogoda na wyjazd w góry ale jadę.
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek
Droga do jeziora Kozenoyam ma bardzo ładny nowy asfalt, gdzieniegdzie przygruzowany przez osuwające się kamienie, pogoda jest rzeczywiście kiepska więc część drogi pokonuję w chmurze i trochę marznę ale w końcu dojeżdżam.
Obrazek Obrazek
Następny punkt to wodospad Tobot, który znajduje się już w Dagestanie. Zachęcona więc jakością drogi raźno ruszam. Po paru kilometrach asfalt się kończy. Alternatywą jest trasa dłuższa o 200km a ten off nie wygląda źle, więc z optymistycznym założeniem, że jak się popsuje to zawrócę, ruszam skrótem. Wjeżdżam w chmurę, więc robię pożegnalne zdjęcie owiewek (wtedy wydawało mi się to zabawne):
Obrazek Obrazek
Przez kilka km jechałam powoli (bo mgła) ale droga była znośna i nagle zaczęło pokapywać. Wyjeżdżając z chmury wjechałam w jakieś osuwisko ziemi, które aktualnie było wielką błotną kałużą na stoku w dół. Jakim cudem Ziutek przez to przejechał cały pojęcia nie mam, ja zamknęłam oczy:)
No i zaczęło lać, na drodze pojawiły się kałuże – niektóre przez całą jej szerokość i strumyki – mnóstwo strumyków. Walcząc o przetrwanie klęłam jak szewc, na każdym kolejnym błotku obiecywałam sobie, że na następny urlop jadę na kostkach i że w ogóle już będę jeździć na kostkach. Po zaliczeniu paru kałuż, w butach już miałam wodę, bo oczywiście wyjechałam w letniej wersji obuwia. W końcu po kilkunastu kilometrach przestało padać, bo znowu wjechałam w chmurę, więc dla odmiany mało co było widać, o tym że wchodzę w zakręt dowiadywałam się w połowie tegoż.
Obrazek
Gdzieś w tej ulewie minęłam granicę i nagle pokazało się słońce :)
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek
Kaukaz w tym rejonie jednak jest przepiękny i z perspektywy czasu muszę powiedzieć, że było warto. Muszę też nadmienić, że kilku kierowców w zdezelowanych ładach pomykających raźno po tej trasie zainteresowało się moim losem - czy się nie zgubiłam albo moto nie zepsuło, więc jestem pewna, że jakby co zorganizowałabym sobie jakąś pomoc.
Off dalej był, dalej mokry ale przynajmniej nie zalewało mi oczu i była szansa, że trochę wyschną mi spodnie, bo pojechałam w dżinsach a nawet nie było sensu stawać, żeby zakładać przeciwdeszczówki. W końcu na horyzoncie moim oczom ukazuje się asfalt od którego dzieliło mnie już tylko kilkanaście serpentyn ze strumykami i luźnym gruzem. Po pierwszym uślizgu postanowiłam jednak skupić się na tym, żeby zjechać drogą a nie skrótem wzdłuż zbocza i w końcu się udało :) Obrazek
Zaliczyłam najbardziej przerażające 30km w moim życiu, obiecałam też sobie już nigdy więcej Ziutka nie nazwać Ziutkiem, za to, że przetrwał i nie zjeżdżamy jakimś rozklekotanym kamazem. Polecam też wszystkim Pilot Roady 5, które na pewno przyczyniły się do tego sukcesu ;) Zet wyglądał tak (ja zresztą podobnie):
Obrazek Obrazek
Na skrzyżowaniu gruntu z asfaltem stała policja ale nie patrząc na nic, zaparkowałam koło nich i oznajmiłam, że chwilę tu postoję. Pogadaliśmy trochę, panowie mnie zarejestrowali i gdzieś tam podzwonili, obiecali mi, że jak zostanę w Dagestanie to znajdą mi męża, jeden z nich dał mi cukierka, drugi sprawdził ochraniacz na kolanie, zadał jakieś pytanie czy to na wypadek wypadku, pyknęłam sobie kilka fotek i pojechałam dalej.
Obrazek Obrazek
Jak robiłam sobie kolejną przerwę na foto, podjechał jakiś tubylec, zamieniliśmy kilka zdań i zaprosił mnie do siebie na obiad, bo oni lubią Polaków. Odmówiłam z przykrością, bo czasu jak zawsze za mało.
Obrazek
Kończyło mi się paliwo, więc postanowiłam zjechać do jakiejś wioski na stację, na wjeździe zatrzymała mnie policja (a jakże) i uprzejmie doradziła nie tankować tutaj, bo mają marne paliwo. Trochę jednak musiałam zalać, bo istniało spore ryzyko, że nie dojadę do następnej :(
Do wodospadu nie dotarłam, bo jak znowu zobaczyłam gruz, to pomyślałam, że nie ma głupich.
Obrazek
Może i wielokrotnie popełniam te same błędy ale nigdy w tym samym dniu. Zaraz za skrzyżowaniem był kolejny posterunek policji, tym razem w okopach. Przyczepili się do zabłoconych tablic, przeszukali mi kuferki, sprawdzili dokumenty, w międzyczasie zaczęło padać więc zaproponowali, żebym poczekała w ich bunkierku, poczęstowali mnie nawet kawką. W końcu przestało padać i pojechałam sobie. Googlemapsy znalazły mi jeszcze jeden tajny skrót, z którego nie skorzystałam:
Obrazek
I po kolejnych kilkudziesięciu kilometrach z wieloma przerwami na zdjęcia
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek
Oraz tylko jednej pogawędce z policjantem :wink: dotarłam nad kanion Sulakskiy.
Obrazek Obrazek Obrazek
W drodze nad kanion katalizator Zeta przeżył jeszcze kilka bolesnych starć z dziwnie ukształtowanym asfaltem, progami hamulcowymi dla kamazów o wysokości chyba z 15cm oraz ze stadem dzieci, które chyba pierwszy raz w życiu widziały taki ładny motocykl a kobietę na motocyklu to już na pewno - bo jak zdjęłam kask to zaczęły wołać innych :shock:
Obrazek Obrazek
Spotkałam też panią, której mąż był w latach 80 w Polsce w wojsku, zaprosiła mnie do siebie na obiad i nocleg, odmówiłam, bo już zapłaciłam za pokój. Pogadałam z nią jeszcze chwilę, wchłonęłam trochę kofeiny z tauryną i ruszyłam nad morze Kaspijskie.
Obrazek Obrazek Obrazek

W Machaczkale zajechałam jeszcze na myjnię, bo wyschnięte błoto w trakcie jazdy wypadało mi na kask. Na myjni udało mi się przekonać pana, że motocykl myje się tak samo jak samochód tylko szybciej (bo nie chcieli się podjąć mycia). Z trudem co prawda zdjęłam kufry sklejone warstwą błota ze stelażem ale się udało i z ciekawością obserwowałam spływające błoto :bye
Obrazek Obrazek
W końcu się udało i już czyściutkim dojechałam do hotelu.
Optymizm jest błogosławieństwem niedoinformowanych.

Awatar użytkownika
jagna
klepacz
klepacz
Posty: 665
Rejestracja: pn 15 lip 2013, 18:17
Imię: Agnieszka
województwo: śląskie
Płeć: Kobieta

Re: Rosja 2018 - rekonesans po kraju przodków

Post autor: jagna » czw 12 lip 2018, 06:58

Cel kolejnego dnia to Astrachań, rzut oka na ubrania wymusza myśli o praniu mechanicznym. Błoto na spodniach sięga do kolan, chociaż wieczorem próbowałam je sprać i spodnie wyglądały dość obiecująco:(

Wyjeżdżam więc bladym świtem, bo coś nie mogłam spać w nocy, postanawiając w najbliższym miejscu z pralnią doprowadzić się do prządku.
Wychodzę jeszcze podziwiać morze kaspijskie, bo w nocy jakoś nie miałam weny:
Obrazek Obrazek
Zaraz za Machaczkałą krajobraz się zmienia i jest już coraz mniej zieleni. „Na suchego przestwór wpłynąłem oceanu” - dookoła mnie pojawia się step w pięknych odcieniach żółci.
Obrazek Obrazek Obrazek
Przekraczam granice Kałmucji, ludzie wyglądają tu jakoś inaczej, ruch niewielki, na trasie nie pojawia się żadne miasto – no pięknie jest :)
Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek
I gdzieś w połowie drogi okazuje się, że najkrótsza droga do Astrachania jest zamknięta. Google znajduje mi jakiś objazd, drogą niby asfaltową ale niemiłosiernie dziurawą, więc ok 100km pokonuję ze średnią prędkością ok 50 km/h, bluzgając oczywiście na googla. Nie spotykam też żadnych stacji, dookoła tylko trawy.
Obrazek Obrazek
Spać chce mi się już okrutnie, bo od ponad 3 godzin jestem odcięta od kofeiny a za mną 5 godzin snu. Niestety w związku z tym, że wkroczyłam na tereny stepowe, nie m nawet perspektyw na jakiś kawałek cienia, dookoła tylko trawa, w dodatku żółta i kłująca.
Wq...wia mnie już ten step niemiłosiernie.
Ruch na drodze jest w stanie zaniku, przez pół godziny spotykam tylko jeden samochód, który w dodatku jest w trakcie zmiany koła co nie wróży dobrze. W końcu dziury w asfalcie się kończą i zaczyna się droga gruntowa, miejscami utwardzona - nie wygląda zachęcająco więc zawracam, bo google pokazują jakąś inną drogę – przejeżdżam nią kilkanaście i km i znowu trafiam na tą drogę, która nadal nie ma asfaltu. Zaciskam zęby i wjeżdżam, szukanie dalszego objazdu nie ma sensu, bo najprawdopodobniej nie starczyłoby mi paliwa i nie mam żadnej gwarancji, że gdzieś asfalt jest :(
Droga niestety oprócz tego, że jest pozbawiona asfaltu, to ma pełno dziur, niektórych dość sporych, dwa razy trafiam nawet na uskok na całej szerokości na jakieś 30cm – czyli nie do pokonania dla Zeta. Alternatywą jest przejazd po sporym łachu nawianego piasku – znaczy przyczepności żadnej. Ale jadę, bo umierać tam też nie zamierzam i jestem już naprawdę wkurzona, bo kończą mi się fajki. Rzuca mi motocyklem co chwilę, bo jest upał, więc błota nie ma ale piachu za to pełno, w dodatku po paru kilometrach przejechanych na jedynce zaczyna mi migać rezerwa a w tej czarnej d..e to stacji na pewno nie ma.
Obrazek Obrazek Obrazek
W końcu wyjeżdżam na asfalt, zasięg mam jeszcze na jakieś 50km a wg googla stacji po drodze nie będzie. W końcu znajduję jakieś coś i modląc się, żeby mieli 95 - jadę.
Obrazek Obrazek
Przed Astrachaniem krajobraz robi się już bardzo przyzwoity, ratuję dwa żółwie znosząc je z drogi na pobocze (choć jeden niewdzięcznik próbował mnie osikać), robi się wieczór więc jest chłodniej, także już w doskonałym nastroju zajeżdżam do Astrachania.
Obrazek Obrazek
W hotelu czeka mnie niemiła niespodzianka – stoi na osiedlu z wielkiej płyty, nie mają parkingu i w dodatku pani podaje mi dwa razy wyższą cenę – bo w tym internecie to ludzie wypisują co chcą… Na szczęście nie jestem na zabitej dechami wsi, informuję panią, że jednak nie skorzystam i ruszam w inne miejsce, gdzie w dodatku mają pralnię więc postanawiam zostać na dwie noce, żeby doprowadzić się do porządku.
Następny dzień spędzam bez moto bo ciuchy w praniu a gorąco jest okrutnie. Astrachań jest miastem dużym, smutnym i nic szczególnie ciekawego tam nie ma.
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek
W ramach ciekawostki, poniżej zdjęcie ulicy "pięknej nadbrzeżnej"
Obrazek
Po przemaszerowaniu kilkunastu kilometrów wracam zmęczona do hotelu i pakuję graty.

Później ruszam już na Jekaterynburg z kilkoma przystankami, w sobotę mam się spotkać w Saratowie z Robertem, więc trasy są raczej krótkie.
Krajobraz raczej stepowy, po jakimś czasie pojawia się wybrzeże Wołgi więc zjeżdżam na chwilę.
Obrazek Obrazek Obrazek
Dopada mnie stado muszek, więc sesja za długo nie trwa. Następny przystanek to Buddyjski khram w miejscowości Cagan-Aman. I tam to dopiero są muszki – dopada mnie stado, które wszystkimi otworami próbuje dostać mi się do środka, więc po zrobieniu dwóch zdjęć salwuję się ucieczką.
Obrazek Obrazek
Stado niestety towarzysz mi przez następnych 100km, nie mogę nawet otworzyć kasku, jest 40 stopni a czasem muszę stanąć na światłach, bo droga jest w remoncie. Mój oblepiony owadami kask dostarcza spotykanym na światłach tubylcom sporo radości. W Wołgoradzie staję na chwilę na stacji benzynowej ale tam muchy też są, więc jadę dalej szukając miejsca, gdzie będzie ich mniej.
Obrazek Obrazek
Dzięki muchom, do Dubovki, gdzie miałam nocleg docieram przed 16ą :( Idę spać, bo muchy tam też szaleją. Wieczorem jest ich trochę mniej, bo zrywa się wiatr, więc wybieram się na rekonesans po miasteczku i podziwianie Wołgi.
Obrazek Obrazek
Po powrocie wyjmuję muszki spod pinlocka, z zębów oraz różnych innych miejsc i zasypiam.
Optymizm jest błogosławieństwem niedoinformowanych.

Awatar użytkownika
jagna
klepacz
klepacz
Posty: 665
Rejestracja: pn 15 lip 2013, 18:17
Imię: Agnieszka
województwo: śląskie
Płeć: Kobieta

Re: Rosja 2018 - rekonesans po kraju przodków

Post autor: jagna » czw 12 lip 2018, 07:11

W związku z tym, ze poszłam spać bardzo wcześnie, równie bladym świtem się zrywam i wyruszam.
Obrazek Obrazek Obrazek
W drodze do Saratowa odwiedzam jeszcze Kamyszyn:
Obrazek ObrazekObrazek Obrazek
Na miejscu ląduję koło 15ej, zaczynam od wizyty w serwisie i zakupu rękawiczek letnich, bo dziura w moich rozrosła się tak, że palec zaczyna mi wyłazić. Zakupiłam rękawiczki na crossa, rozmiar za duże, w dodatku męskie, więc za duże podwójnie, ale jak spytałam o damskie to pan spojrzał zdziwiony tylko.
Załapuję się też na pierwszą normalną kontrolę policyjną, tym razem funkcjonariusz nie uzbrojony po zęby i nawet nie czepia się, że nie stanęłam na stopie:) Zamieniam z panem parę słów i już bez problemów docieram do noclegowni. Rozpakowuję się i ruszam na miasto, jest trochę ciekawiej niż w dotychczasowych miastach ale też szału nie ma.
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek
Mają za to piękną cerkiew.
Obrazek Obrazek
I fontannę której w tle przygrywają pieśni przeróżne, jedna ma nawet refren "saratow, saratow", temat przewodni utworu trudno mi było ocenić, bo moja znajomość rosyjskiego jednak nie powala.
Obrazek
I festyn jakiś nawet:)
Obrazek
Wieczorem dojeżdża Robert i tak kończy się moja „adna? Nie straszna?” część podróży. Obrazek
Optymizm jest błogosławieństwem niedoinformowanych.

Awatar użytkownika
Zając
klepacz
klepacz
Posty: 1018
Rejestracja: sob 06 sie 2011, 15:10
Model VFR: 800 FI
Imię: Dariusz
województwo: lubelskie
Płeć: Mężczyzna
Lokalizacja: Hanna

Re: Rosja 2018 - rekonesans po kraju przodków

Post autor: Zając » czw 12 lip 2018, 08:01

Jagna kiedyś myślałem o Tobie że jesteś niesamowita, teraz mnie przerażasz.😆
LWL 74HN

ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 12 gości