Szkocja 2017

Miałeś jakaś niezłą akcję i chcesz sie podzielić? Chcesz opowiedzieć o swojej wyprawie? Dawaj dawaj.
Awatar użytkownika
jagna
klepacz
klepacz
Posty: 665
Rejestracja: pn 15 lip 2013, 18:17
Imię: Agnieszka
województwo: śląskie
Płeć: Kobieta

Re: Szkocja 2017

Post autor: jagna » pn 04 wrz 2017, 22:42

Hubu pisze:
pn 04 wrz 2017, 14:42
Kawasaki i wszystko w temacie :)
Ale wyspa Skye zajebista...co nie?
Wyspa jest rzeczywiście super, ale Ziutka proszę nie znieważać, bo Honda też lawetą nie gardziła :lol:
Bury pisze:
pn 04 wrz 2017, 16:08
mam nadzieje ze lawety już nie będzie :twisted:
Opornie mi to pisanie coś idzie, więc zdradzę, że nie będzie :wink:
benito pisze:
pn 04 wrz 2017, 16:39
A nie było jakiś biletów lotniczych w promocji?
Owszem były, bo niewiele wcześniej były zamachy na wyspach, ale jak to tak, na ślub samolotem???? :shock:
Optymizm jest błogosławieństwem niedoinformowanych.

Awatar użytkownika
artex67
teksciarz
teksciarz
Posty: 107
Rejestracja: wt 07 maja 2013, 20:47
Model VFR: RC46 2000r.
Imię: Artur
województwo: warmińsko-mazurskie
Płeć: Mężczyzna
Lokalizacja: Elbląg

Re: Szkocja 2017

Post autor: artex67 » wt 05 wrz 2017, 09:14

Gratulacje - 2 035 km - takie "cuda" to chyba tylko jadąc całkowicie samemu. A i też "dzień" trzeba mieć. Wyjazd super. Gratuluję zaparcia w chęci zwiedzania świata, choćby samemu.

Awatar użytkownika
Hubu
klepacz
klepacz
Posty: 847
Rejestracja: pt 06 mar 2009, 10:29
Model VFR: RC46 '00
Imię: Hubert
województwo: mazowieckie
Płeć: Mężczyzna
Lokalizacja: Legionowo

Re: Szkocja 2017

Post autor: Hubu » wt 05 wrz 2017, 09:24

Jak ten Ziutek się spisuje? W porównaniu do VFR.

Awatar użytkownika
jagna
klepacz
klepacz
Posty: 665
Rejestracja: pn 15 lip 2013, 18:17
Imię: Agnieszka
województwo: śląskie
Płeć: Kobieta

Re: Szkocja 2017

Post autor: jagna » wt 05 wrz 2017, 10:18

No po 20tys śmiało mogę powiedzieć, że rozchodzi się o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów :)
A tak serio to Zet jest w porządku, śmiga sobie jak VFR na v-tecu, dużym plusem - choć pewnie tylko dla mnie - jest to, że jest dużo lżejszy, trochę lepiej stoję na ziemi i rzędówka też chyba pomaga w manewrowaniu na parkingach. Awaryjność to trudno stwierdzić (problem z linką sprzęgła pewnie większość z was ogarnęłaby sobie sama na miejscu). Ku mojemu zaskoczeniu kanapa nagle zrobiła się wygodna :wink:
Pozycję też mam lepszą, bo jak robiłam trasy w okolicach 1,5tys na Witku, to mnie bolały plecy a tu nic. Choć zastanawiam się czy to nie kwestia tego, że tam miałam podniesioną kierownicę - to jednak wymusza bardziej wyprostowaną pozycję.
Duży minus to szyba, jest za wąska więc mocno wieje, i podczas deszczu pluje na mnie woda od środka. Słabo też jeździ się z dużymi prędkościami - nie jest taki stabilny jak V-tec no i te wichry dobierają mi się do kasku :(
Gorzej jeździ się po zakrętach - choć tu też nie jestem pewna czy problem nie leży w dużej mierze w zajechanych oponach - bo jak w końcu miałam gdzie pojeździć to tylna zdążyła się wyząbkować trochę a budżet nie pozwala na wymianę na razie, więc nie bardzo jest jak robić testy.
Ale jak otwieram garaż, to jednak Witka mi brakuje, bo ładny motocykl to jest to co kobieta w garażu mieć powinna :cry
Optymizm jest błogosławieństwem niedoinformowanych.

Awatar użytkownika
Hubu
klepacz
klepacz
Posty: 847
Rejestracja: pt 06 mar 2009, 10:29
Model VFR: RC46 '00
Imię: Hubert
województwo: mazowieckie
Płeć: Mężczyzna
Lokalizacja: Legionowo

Re: Szkocja 2017

Post autor: Hubu » wt 05 wrz 2017, 11:27

jagna pisze:
wt 05 wrz 2017, 10:18
No po 20tys śmiało mogę powiedzieć, że rozchodzi się o to, żeby plusy nie przesłaniały nam minusów :)
A tak serio to Zet jest w porządku, śmiga sobie jak VFR na v-tecu, dużym plusem - choć pewnie tylko dla mnie - jest to, że jest dużo lżejszy, trochę lepiej stoję na ziemi i rzędówka też chyba pomaga w manewrowaniu na parkingach. Awaryjność to trudno stwierdzić (problem z linką sprzęgła pewnie większość z was ogarnęłaby sobie sama na miejscu). Ku mojemu zaskoczeniu kanapa nagle zrobiła się wygodna :wink:
Pozycję też mam lepszą, bo jak robiłam trasy w okolicach 1,5tys na Witku, to mnie bolały plecy a tu nic. Choć zastanawiam się czy to nie kwestia tego, że tam miałam podniesioną kierownicę - to jednak wymusza bardziej wyprostowaną pozycję.
Duży minus to szyba, jest za wąska więc mocno wieje, i podczas deszczu pluje na mnie woda od środka. Słabo też jeździ się z dużymi prędkościami - nie jest taki stabilny jak V-tec no i te wichry dobierają mi się do kasku :(
Gorzej jeździ się po zakrętach - choć tu też nie jestem pewna czy problem nie leży w dużej mierze w zajechanych oponach - bo jak w końcu miałam gdzie pojeździć to tylna zdążyła się wyząbkować trochę a budżet nie pozwala na wymianę na razie, więc nie bardzo jest jak robić testy.
Ale jak otwieram garaż, to jednak Witka mi brakuje, bo ładny motocykl to jest to co kobieta w garażu mieć powinna :cry
Siadają mi plecy po długich przelotach na RC46...nadgarstki też dostają. Ta Kawa ma dobre opinie ale jak oglądam zdjęcia to miejsce dla pasażera jakieś symboliczne :)

Awatar użytkownika
jagna
klepacz
klepacz
Posty: 665
Rejestracja: pn 15 lip 2013, 18:17
Imię: Agnieszka
województwo: śląskie
Płeć: Kobieta

Re: Szkocja 2017

Post autor: jagna » śr 06 wrz 2017, 10:39

Rano, mam okazję zamienić jeszcze kilka słów ze współlokatorami. Angielka, która z nami spała przemierza północ Szkocji na piechotę, to jest dopiero wyczyn. Robię sobie też pamiątkowe zdjęcie domu, w którym mieszkaliśmy (podejrzewam, ze to przerobiona obora ale w środku było naprawdę przytulnie)
Obrazek
Przed promem Ruszam jeszcze na John o’Groats – najbardziej na północ wysuniętą część Szkocji (nic ciekawego tam nie ma)
ObrazekObrazekObrazek Obrazek
Obrazek Obrazek
i najbardziej na północ wysunięta część John o'Groats (zdjęcie z muru tym razem:)
Obrazek
Po czym wracam do portu oczekiwać na prom, który ma zawieźć mnie na kilkugodzinną wizytę na Orkadach.
Obrazek
Kiedy podchodzę do budki, w której pan powinien wydać mi bilet, zostaję zaskoczona przez obsługującego – ledwo powiedziałam dzień dobry a pan wręcza mi bilet z moim imieniem i nazwiskiem :shock: Ciekawe jak się domyślił...
ObrazekObrazek
Później okazało się, że pan jest Polakiem, zaskoczonym (a jakże by inaczej) widząc kobietę na motocyklu z polskimi blachami, odpowiadam więc na klasyczny zestaw pytań z cyklu jak pani tu dojechała i jak pogoda.
W porcie spotykam też szkockie małżeństwo na GS’ie – najwyraźniej nie jestem jedynym motocyklistą, który zamierza zwiedzać Szetlandy (co prawda tego, że jest szkockie dowiem się dopiero na Orkadach).
Orkady z pokładu promu:
Obrazek Obrazek Obrazek
Na Orkadach mam kilka godzin przerwy do promu na Szetlandy więc udaję się na zwiedzanie głównej wyspy(Mainland), z małymi wolę nie ryzykować, coby się nie spóźnić na prom na szetlandy.
Zaczynam od Skara Brae – ruin wioski sprzed 5tys lat.
ObrazekObrazekObrazekObrazek
Później Ring of Brodgar – kamienny krąg z czasów j/w. Niestety jest bardzo duży i w dodatku remontowany, więc zdjęcia całego nie udało mi się zrobić, powiem więc tylko, ze jest tam dużo dużych kamieni ułożonych w okrąg :D
ObrazekObrazek
Podczas objazdówki spotyka mnie zaskoczenie w postaci temperatury ponad 20stopni i pot zaczyna mi się lać po plecach. Na szczęście mam dżinsy w plecaku, więc mogę zmienić chociaż spodnie.
Zjeżdżam do Kirkwal i robię szybki obchód miasta zanim się ściemni, na zwiedzanie czegokolwiek jest już za późno, bo wszystko zamykają o 16 albo 17ej.
ObrazekObrazekObrazek Obrazek
Zostaje mi jeszcze mnóstwo czasu do promu, więc w goglach szukam gdzie by tu sobie jeszcze skoczyć, żeby się nie odbić od muru. Znajduję Happy Valley, w której przeżywam pierwszy atak wściekłych muszek, więc zmykam stamtąd dość szybko.
Obrazek Obrazek
Zajeżdżam jeszcze do włoskiej kaplicy, ale mogę na nią tylko rzucić okiem z parkingu, bo jest ogrodzona z każdej strony :(
Obrazek
Wracając do portu spotykam wreszcie krowę, która jest w każdym folderze o Szkocji
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek
Na koniec dnia w porcie ponownie spotykam Szkotów, okazuje się, że ich synowa pochodzi z Zamościa, pan podrzuca mi trasę którą warto się przejechać jak wrócę do Szkocji i tak spędzamy wieczór w oczekiwaniu na prom, który miał wypływać o 23.45. Po wejściu na promik zapoznaję się z niecodziennym sposobem zabezpieczania motocykli: Obrazek
Po dopłynięciu od razu wyruszam na najdalszą planowaną wyspę, żeby zwiedzać powoli wracając.
Pogoda na Szetlandach o 8ej rano nie zwala z nóg raczej, na szczęście nie pada.
Obrazek Obrazek
Docieram do pierwszego promu, trochę zdziwiona, bo nie ma kiosku z biletami ale każą wjeżdżać, to wjeżdżam. Okazuje się, że bilety diluje pan na promie. Pan każe mi stać przy motocyklu i pilnować, bo nie mają żadnych zabezpieczeń. Głupek, myślę sobie, przecież jak Zet z kuframi będzie chciał się uwalić to na pewno go nie powstrzymam ale stoję posłusznie i udaję, że czuwam.
Obrazek
Muszę przyznać, że przeżyłam dość stresujące 20 minut a czekały mnie jeszcze trzy takie przeprawy tego dnia. Na szczęście cało jakoś dopływamy i jadę do następnego portu. Tam pan na promie pyta, czy mam bilet, mówię, ze nie, bo na moim jest tylko poprzednia przeprawa tam/powrót, ale się okazuje, że nie muszę kupować biletu, bo jest ważny na dwa przejazdy. Nie to nie, 10 funtów na ulicy nie leży, więc nie bardzo mnie to martwi.
Pilnując motocykla dopływam do wyspy Unst, po czym dojeżdżam na sam jej koniec, do parku Hermaness i ruszam na poszukiwania puffinów.
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek
Te białe plamki na klifie to ptaki :D
Obrazek
Niestety maskonury najwyraźniej opuściły już miejsca lęgowe i żadnego nie ma w zasięgu wzroku. Za to nad klify nadciąga chmura, która redukuje widoczność do kilkunastu metrów, nic już nie widać więc postanawiam zawrócić, bo w dodatku uruchamia się mżawka.
Obrazek Obrazek
Po drodze na kolejną wyspę zajeżdżam do chaty Vikingow,
ObrazekObrazekObrazek Obrazek
lokalnej atrakcji w postaci przystanku autobusowego
Obrazek
i jakichś ruin dla odmiany:
ObrazekObrazekObrazek
Na promie tym razem nikt już nawet nie pyta o bilet, więc stoję i udaję, że panuję nad swoim motocyklem. Niestety przy zjeździe okazuje się, że zgubiłam rękawiczkę. Zagaduję więc do pana z obsługi, czy mogę z nimi wrócić, bo pewnie została gdzieś na drodze. Pan oczywiście się zgadza, przy okazji okazuję się, że jest motocyklistą (a jakże by inaczej), również średniego wzrostu, więc opowiadamy sobie historie o obniżaniu zawieszenia. Na prom niestety muszę czekać prawie godzinę więc zjadam śniadanie w postaci lokalnych ciastek owsianych i kawy, bo w portowym sklepie nic innego nie ma. Na wyspę wracam już bez motocykla, nowy kolega widząc że przypinam kask linką, informuje mnie, ze to niepotrzebny wysiłek, bo oni nie mają tam przestępców :) Załapuję się na kolejną gratisową podróż tam i z powrotem, po czym, z rękawiczką odnalezioną w poczekalni, ruszam na poszukiwania paliwa, bo zapowiada się na to, że zostało mi maks. 40km jazdy a później już pchanie. Garmin wyrzuca mi stację kilkanaście kilometrów dalej, więc w trybie maxeko (tak na wszelki wypadek) turlam się do stacji.
Stacja okazuje się być warsztatem samochodowym, otwartym na oścież ale bez żywej duszy w środku. Przejeżdżam jeszcze kilka km do plaży ale brak paliwa jakoś nie pozwala mi się na niej zrelaksować i ruszam dalej szukać.
Obrazek
Niestety googlemapsy nie widzą tam stacji a garminowi już nie ufam, jadę więc na prom na główną wyspę (Yell), licząc, że tam łatwiej będzie coś zorganizować. I tak przemieszczając się z prędkością 60-70/h wydłużam swój zasięg do jakichś 60km. Na szczęście w porcie jest sklep z dystrybutorem i udaje mi się zatankować. Nocleg mam w okolicy środka wyspy, więc powoli zmierzam w tym kierunku.
Nagle, zgodnie w krakaniem motórzystów ze Skye, zrywa się ulewa, 20 minut ale rękawiczki przemoczone, rezygnuję więc z wycieczki krajoznawczej i zjeżdżam do bod’u (coś w rodzaju naszego schroniska), w którym miałam spać.
Na miejscu nie zastaję żywej duszy. Chatka jest ale zamknięta. Po krótkiej walce z telefonem i wykonaniu nadludzkiego wysiłku umysłowego, który prowadzi do przypomnienia sobie kierunkowego do UK, udaje mi się nawiązać kontakt z właścicielem. Pan jest niezwykle miły, choć nieco oderwany od rzeczywistości (np. stojąc przy moto zaparkowanym koło drzwi pyta czym przyjechałam), wprowadza mnie w logistykę okolicy i znika nie zostawiając mi klucza :shock: Ulewa pozbawiła mnie motywacji, więc zasiadam z herbatą i książką przy kozie, która ogrzewa chatę i tak kończę dzień. Chata w której spałam i widok z okna sypialni:
Obrazek Obrazek Obrazek

Rano wstaję, wylewam resztę impregnatu na ubrania i ruszam na zwiedzanie wyspy, bo wieczorem wracam już do Szkocji. Zaglądam jeszcze do Tesco, gdzie spotykam kolejnego (zdziwionego rzecz jasna) eks Polaka, który udziela mi niezwykle, jak się okazało, cennej wskazówki – co koniecznie trzeba zobaczyć.
Zaczynam od wyspy St Ninias, której cały urok polega na tym, że połączona jest z lądem mierzeją z piachu. Zjadam tam śniadanie zakupione po drodze i robię mały spacer dla rozruszania kości.
Obrazek Obrazek Obrazek
Później latarnia, w okolicy której była szansa spotkania puffina (niestety tylko szansa), w drodze do niej zaliczam szetlandzką ciekawostkę w postaci drogi przecinającej lotnisko – mam więc okazję, przejechać się po kawałku pasa startowego:
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek
Puffinów nie ma.
I zaliczam kolejne ruiny, tym razem średniowieczny zamek postawiony na wiosce wikingów (Jarlshof).
Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek
Prom mam o 19ej, więc jadę na polecony przez rodaka półwysep Eshaness, który pominęłam dzień wcześniej z powodu spadku motywacji i zapomniałam o nim. Także chciałam tu oficjalnie podziękować rodakowi spotkanemu pod Tesco w Lerwick, bo strata byłaby niepowetowana.
Parę fotek z trasy:
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek
Piesek z którym zaprzyjaźniłam się w trakcie przerwy na kawę:
Obrazek
I sam półwysep:
Obrazek ObrazekObrazekObrazek ObrazekObrazek
Na koniec jadę już zwiedzać stolicę (Lerwick, szału nie ma):
ObrazekObrazekObrazek Obrazek Obrazek
Wsiadam na prom, wykonuję ostatnie zdjęcie wyspy
Obrazek Obrazek
I choć jest dopiero 20a a na dworze jest jasno po przeczytaniu kilku stron, zawijam się w śpiwór i idę spać.
Optymizm jest błogosławieństwem niedoinformowanych.

Awatar użytkownika
artex67
teksciarz
teksciarz
Posty: 107
Rejestracja: wt 07 maja 2013, 20:47
Model VFR: RC46 2000r.
Imię: Artur
województwo: warmińsko-mazurskie
Płeć: Mężczyzna
Lokalizacja: Elbląg

Re: Szkocja 2017

Post autor: artex67 » śr 06 wrz 2017, 12:59

Jak Ty tam dojechałaś...a jak pogoda ? 😀 ale widoki pierwsza klasa.

Awatar użytkownika
śliniak290
klepacz
klepacz
Posty: 1842
Rejestracja: pn 07 cze 2010, 09:41
Model VFR: VFR1200F
Imię: Wojciech
województwo: mazowieckie
Płeć: Mężczyzna
Lokalizacja: Warszawa - Jelonki

Re: Szkocja 2017

Post autor: śliniak290 » śr 06 wrz 2017, 13:44

Nooooooo bajka, i bardzo zielono
Najpierw naucz śmiać się z siebie , a potem śmiej się z innych !!!

Awatar użytkownika
jagna
klepacz
klepacz
Posty: 665
Rejestracja: pn 15 lip 2013, 18:17
Imię: Agnieszka
województwo: śląskie
Płeć: Kobieta

Re: Szkocja 2017

Post autor: jagna » śr 06 wrz 2017, 15:43

artex67 pisze:
śr 06 wrz 2017, 12:59
Jak Ty tam dojechałaś...a jak pogoda ? 😀
Standardowa odpowiedź to: Motocyklem a pogoda bardzo dobra, dziękuje :)
Optymizm jest błogosławieństwem niedoinformowanych.

Awatar użytkownika
Bury
klepacz
klepacz
Posty: 925
Rejestracja: czw 28 mar 2013, 21:53
Model VFR: CBR1100XX
Imię: Andrzej
województwo: pomorskie
Płeć: Mężczyzna
Lokalizacja: Tczew

Re: Szkocja 2017

Post autor: Bury » śr 06 wrz 2017, 21:50

Pogoda jest zawsze tylko mozna być żle ubranym ;)
VFR800 RC46 98r była
CBR1100XX Super Blackbird
Darkness Black Metallic

Awatar użytkownika
M4NI3K
Posty: 18
Rejestracja: pn 05 wrz 2016, 21:40
Model VFR: brak
Imię: Marcin
województwo: wielkopolskie
Płeć: Mężczyzna
Lokalizacja: Piła

Re: Szkocja 2017

Post autor: M4NI3K » śr 06 wrz 2017, 23:15

Bylem w Szkocji 2 razy i zawsze byly upaly po 20+ stopni. Nie wiem czy to przypadek bo siostra marzeka ze tam ciagle leje. Tak czy siak Szkocja jest bardzo klimatyczna i jak tylko beda mozliwosci to wybiore sie tam też motocyklem. Podsumowując zazdroszcze :mrgreen:
Maniek
GPZ500S '98 >> XJ900 DIVERSION '01

Awatar użytkownika
jagna
klepacz
klepacz
Posty: 665
Rejestracja: pn 15 lip 2013, 18:17
Imię: Agnieszka
województwo: śląskie
Płeć: Kobieta

Re: Szkocja 2017

Post autor: jagna » czw 07 wrz 2017, 19:55

Na promie zrywam się o 5:30 rano. Z zadowoleniem obserwuję, że reaktywował mi się już tylko jeden odcisk na ręce :) Wykonuję z łezką w oku zabiegi pielęgniarskie, bo coś czuję, że to już ostatni raz i ruszam na poszukiwanie kawy. Znajduję, w dodatku serwowaną przez rodaka, który wykazuje się kreatywnością i poszerza standardowy zestaw pytań o „nie boisz się tak sama jeździć?”
Z Aberdeen (port) jadę rzucić okiem na zamek Dunottar, jest 8a rano więc zwiedzać nie można, ale chyba i tak kolejne ruiny raczej nie skłoniłyby mnie do marnowania czasu.
Obrazek Obrazek
Następny punkt to ruiny katedry w Elgin, jakieś 130km dalej ale postanawiam przejechać przez park Cairngorms, który składa się w dużej mierze z wrzosowisk ale ma też piękne trasy, tylko bardzo tam wieje. Naprawdę baaardzo, tak bardzo, że Ziutkiem na parkingu chwieje.
Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek Obrazek
Koło katedry jest ogród biblijny, który chciałam obejrzeć, ale byłam tak zmęczona, że walnęłam się na trawie w słońcu i usnęłam :oops:
Obrazek
Po obudzeniu, rzucam już tylko okiem na resztki wspaniałego kiedyś (prawdopodobnie) budynku i jadę do zamku Dunrobin, który chciałabym jednak zobaczyć również w środku, więc trochę mi się pali.
Obrazek Obrazek Obrazek

Na miejscu zastaję zlot pojazdów "vintage coś tam" i wydłużone godziny otwarcia z tej okazji, więc udaje się zrealizować plan :
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek
Na nocleg zjeżdżam do Inverness, gdzie nie ma nic ciekawego – oprócz promocyjnych noclegów, ale rano i tak idę na szybki spacer po okolicy, żeby nie było zaniedbań.
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek

Później, wzdłuż jeziora Loch Ness zjeżdżam do Edynburga.
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek
Zaliczam Qeens View:
Obrazek Obrazek
Kolejne wrzosowiska:
Obrazek Obrazek
Falkirk Wheel (taka winda dla barek rzecznych):
Obrazek Obrazek Obrazek
Przedmieścia Edynburga i dwa mosty, które miałam zaznaczone w mapach ale już nie pamiętam dlaczego :roll:
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek

I docieram w końcu do stolicy. W hostelu dowiaduję się, ze parking jest droższy niż łóżko, więc postanawiam zaryzykować i zostawić Ziutka na ulicy (zaryzykować, bo w mieście akurat odbywa się jakiś festiwal i wieczorami chodzi mnóstwo nie do końca trzeźwych ludzi).
Wieczorem ruszam na miasto, ale jest za dużo tłumów, ulice są pozamykane, żeby dotrzeć na zamek trzeba przemykać jakimiś ciasnymi uliczkami, w których robią się kolejki. W dodatku na ulicach jest syf i ciągle wpadam na jakichś "rozradowanych" festiwalowiczów więc po 3 godzinach spaceru składam broń i wracam do noclegowni, bo czuję się jak ojciec Rydzyk na Woodstocku.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek

Następnego dnia postanawiam odpuścić zwiedzanie stolicy i jadę do parku Loch Lomond.
Zaczynam od Wallace Monument. Zmarnowane 6 funtów i godzina wspinaczki po schodach, w środku nic ciekawego nie ma, choć pod sam budynek warto podjechać a nawet podejść.
Obrazek Obrazek Obrazek

W dodatku zaczyna padać, więc do parku dojeżdżam z przemoczonymi butami i rękawicami, pojechałam oczywiście w cywilnych kamaszach, bo od dawna nie padało a one wodoodporności nie mają nawet śladowej. W końcu wymiękam i zatrzymuję się na kawę w miejscowości Killin, gdzie miały być wodospady (to określenie okazało się jednak być małym nadużyciem):
Obrazek Obrazek
Jak deszcz trochę odpuścił ruszam dalej ale jedzie się kiepsko, bo w butach chlupie mi woda. Na szczęście znajduję profesjonalną stację benzynową, na której oprócz paliwa można zakupić suche skarpetki a gratis otrzymuję od pana foliowe reklamówki w moim rozmiarze. Zamieniam więc swoje przemoczone części odzieży w przeciwdeszczówki :D
Obuwie:
Obrazek
Rękawice:
Obrazek
Nawiązuje też znajomość z kolejnym obywatelem UK, który po zadaniu standardowego zestawu pytań i wyrażeniu podziwu dla mnie za dzielność a dla Ziutka z urodę (choć chyba powinno być na odwrót…), prosi mnie o możliwość zrobienia sobie zdjęcia ze mną i Ziutkiem :)
Tak podbudowani ruszamy dalej, schnąc po drodze, bo na szczęście przestało już padać. Zaczynamy od trasy A82 w kierunku Fort Wiliam. Jechałam nią co prawda w pierwszy dzień ale był już wieczór i bardzo się spieszyłam, więc nie zrobiłam sobie nawet jednego zdjęcia. Za to teraz nadrabiam tak, że większość muszę później wyrzucić :)
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek
Droga jest super a widoki naprawdę piękne (choć już poza terenem samego parku).
Później zjeżdżam nad Loch Lomond, wzdłuż jeziora jest bardzo fajna trasa, niestety bardzo zatłoczona, więc nie jest tak miło jak za pierwszym razem, choć tym razem rękę już mam sprawną.
Obrazek
Z parku wyjeżdżam już sucha, więc zdejmuje swoje półprofesjonalne membrany i jadę nad Devils Pulpit. Tu spotyka mnie niespodzianka, bo którą drogą nie podjadę to wisi kartka z napisem – „nie ma dojścia do Devils Pulpit” :) Zostawiam więc moto i ruszam pieszo w stronę gwiazdki w gogle mapsach. Po 20 minutach błądzenia dostrzegam sam obiekt ale okazuje się, że jest w czymś w rodzaju kanionu a zejścia nie ma. Widziałam zdjęcia robione z dołu a to oznacza, że gdzieś zejście być musi. Ruszam więc wzdłuż kanionu szukać. Niestety trzeba było zrobić spore kółko bo zejście było po drugiej stronie a most jakieś pół km dalej. Po przejściu tego kilometra widzę jakichś ludzi myjących ręce, co sugeruje że jestem we właściwym miejscu, tylko dlaczego myją ręce??? Szybko się dowiedziałam:
Obrazek
Zastanawiam się czy się pakować w dół, poddanie się oznaczałoby zmarnowanie ostatnich dwóch godzin. Zejście co prawda jest bardzo strome i pokryte błotem ale w końcu mam ochraniacze :) Złażę więc a właściwie to ześlizguję się, na szczęście jakaś litościwa dusza umieściła tam linki do wspinaczki. Na dole jest czerwona rzeczka, coś w rodzaju mgły i mnóstwo błota.
ObrazekObrazek Obrazek
Szczęśliwie wydostaję się z powrotem cała i nawet nie bardzo utytłana, więc radośnie zmierzam do motocykla. Niestety przez tą radość przestałam patrzeć pod nogi i wlazłam w takie błoto, ze w ciągu sekundy zapadłam się po łydki. W najbliższej kałuży co prawda opłukałam buty z błota, ale w środku znowu miałam mokro. Musiałam więc powtórzyć procedurę tworzenia przeciwdeszczówek.
Uznaję, że wystarczy mi tego namakania jak na jeden dzień i wracam do Edynburga zahaczając tylko o Kelpies.
Obrazek Obrazek
Do wesela zostały mi już tylko dwa dni, więc jestem coraz bardziej terroryzowana przez państwa młodych, żeby jednak gdzieś bliżej Londynu się włóczyć zanim znowu coś nabroję, bo świadek by im się przydał. Obiecuję, że następnego dnia będę już w Walii (gdzie nawet jak coś padnie, to ktoś będzie mógł mnie na ślub dostarczyć). Wracam więc do hostelu, żeby z samego rana wyruszyć. Nadmienię jeszcze tylko, że obsługa z ledwie ukrywanym zachwytem (a może to było coś innego) podziwia moje ubłocone po łokcie kombi :biggrin
Optymizm jest błogosławieństwem niedoinformowanych.

Awatar użytkownika
jagna
klepacz
klepacz
Posty: 665
Rejestracja: pn 15 lip 2013, 18:17
Imię: Agnieszka
województwo: śląskie
Płeć: Kobieta

Re: Szkocja 2017

Post autor: jagna » czw 07 wrz 2017, 20:21

Rano się zrywam, wykruszam błoto z ubrania i ruszam do Wrexham na spotkanie jakichś znajomych twarzy.
Obrazek
Wpadam do miasteczka Melrose rzucić okiem na ostatnie ruiny na tej wycieczce, tym razem klasztoru:
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek
Mijam granicę Anglii i Szkocji:
Obrazek Obrazek
Odwiedzam jeszcze resztki fortu na Murze Hadriana
Obrazek ObrazekObrazek
I już o 17ej melduję się w Walii na kawce. Wieczór upływa mi na relacjonowaniu wycieczki i rozsyłaniu zapewnień, że na pewno nic nie popsułam i zdążę dojechać dzień przed ślubem czyli jutro. Umawiam się też na poranną kawę z nowym kolegą z forum Zeta, zamieszkałym parę kilometrów dalej.

Rankiem na stacji benzynowej spotykam się z w/w kolegą, który widząc Ziutka z wrażenia robi mu serię zdjęć (cyt. „jeszcze nie widziałem tak brudnego Zeta”). Aż żałuję, że nie mam zdjęć Witka z Islandii, pokazałabym mu co to jest brudny motocykl :twisted:
Kolega zaprasza mnie też na śniadanie do knajpy dla motocyklistów, gdzie niestety serwują tylko wersję angielską śniadania ale kawa jest w porządku :)
Parkingowe widoki pod knajpką:
Obrazek Obrazek

Niestety nie mam za dużo czasu, bo zamierzam jeszcze zajrzeć do Stonehenge, do którego jakoś nigdy do tej pory nie było mi po drodze, REM odprowadza mnie kawałek trasy a później już sama pokonując korki albo i w nich tkwiąc (zamknęli autostradę z powodu wypadku) jadę na południe. Czas, mimo przeszkód, mam niezły i udaje mi się dostać do środka (choć pewnie głównie dlatego, że otwarte jest oficjalnie do 20ej).
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek
Wieczorem melduję się już w parku South Downs, gdzie następnego dnia ma być ślub w stylu garden party. Samą imprezę pominę w tej opowieści, choć jest co opowiadać :wink:

Odczuwam już lekkie zmęczenie organizmu, więc rezygnuję z kolejnej życiówki i drogę powrotną rozbijam na dwa dni. Na miejsce przystankowe wybieram Luksemburg, bo nigdy tam nie byłam a i Zet pewnie tęskni (kupiłam go u Niemców ale zarejestrowany był w Luksemburgu). Docieram tam w sobotę wieczorem, okazuje się, że nocleg znalazłam sobie w jakimś luksemburskim Bronxie ale niezrażona ruszam na miasto zobaczyć co nieco.
ObrazekObrazekObrazek Obrazek
Szału nie ma, więc zwiedzanie starego miasta przekładam na rano. Na trasie spotykam jednego ciekawego człowieka, który zadaje mi pytanie czy w Anglii wszyscy mówią po angielsku... Trochę zbaraniałam przyznam :confused
Rano pakuję manele i jadę do centrum, uzupełniać braki z wieczornej wycieczki:
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek
Schodzi mi trochę dłużej niż zakładałam, po 12ej opuszczam Luksemburg, do domu mam ponad 1100km, więc odpuszczam przejazd przez resztę księstwa, wbijam się na autostradę i o 22ej jestem w domu. Przez całe Niemcy nie spadła na mnie ani kropla deszczu, także odnotowuję kolejny pierwszy raz – pierwszy raz nie zmokłam u Niemców (chyba miały wyrzuty sumienia po tym jak mnie załatwiły dwa tygodnie wcześniej).
Optymizm jest błogosławieństwem niedoinformowanych.

Awatar użytkownika
jagna
klepacz
klepacz
Posty: 665
Rejestracja: pn 15 lip 2013, 18:17
Imię: Agnieszka
województwo: śląskie
Płeć: Kobieta

Re: Szkocja 2017

Post autor: jagna » czw 07 wrz 2017, 20:40

I to już koniec powieści w odcinkach :)
Koszt wycieczki zamknął się w okolicach 6tys (z czego prawie 2tys to promy i pociąg), za noclegi płaciłam tak do 100zł na wyspach, w Luksemburgu prawie 300, paliwo jakieś 5,5zł/litr, jedzenie paskudne i trochę droższe niż u nas (nie licząc octowych chipsów i owsianych ciastek imbirowych - te są pyszne).
Zrobiłam ponad 8tys km i 1200 zdjęć, przeczytałam 4 tomy "Oka jelenia" i jedną krótką powieść o Nepalu, z Niemcami nadal się nie lubimy :wink:
Oficjalnie odszczekuję też wszystkie złe słowa, które mówiłam/pisałam o kanapie Zeta:)
Optymizm jest błogosławieństwem niedoinformowanych.

Awatar użytkownika
artex67
teksciarz
teksciarz
Posty: 107
Rejestracja: wt 07 maja 2013, 20:47
Model VFR: RC46 2000r.
Imię: Artur
województwo: warmińsko-mazurskie
Płeć: Mężczyzna
Lokalizacja: Elbląg

Re: Szkocja 2017

Post autor: artex67 » czw 07 wrz 2017, 21:47

Super. Super zdjęcia, super widoki, super trasa. Przebiegi też masz niezłe. Ja pękam z dumy jak wymęczę tysiaka, a u Ciebie to przelot do domu. Podziwiam. Aha, jeszcze jedno - że Ty się tak sama nie boisz... :D

ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 6 gości