Szkocja 2017
- jagna
- klepacz
- Posty: 665
- Rejestracja: pn 15 lip 2013, 18:17
- Imię: Agnieszka
- województwo: śląskie
- Płeć: Kobieta
Szkocja 2017
Zaczęło się jak zwykle – od perturbacji
Najpierw w ostatniej chwili (czyli jakiś miesiąc przed) kolega, z którym miałam jechać, zrezygnował z wywczasu – pewnie dowiedział się, że może padać A ja poczyniłam już inwestycje, które nie pozwalały mi się z myślą o urlopie rozstać:
Niestety, nie udało mi się znaleźć za kolegę zamiennika, bo ludzie w lipcu są już raczej mało elastyczni z planami urlopowymi i nie wiedzieć też czemu Szkocja nie jest popularnym celem wycieczek polskich motocyklistów. Byłam bliska zrezygnowania ale wtedy nadszedł kryzys wieku średniego, który uświadomił mi, że moje życie zmierza ku końcowi a nawet Europy nie udało mi się zwiedzić. Przypomniałam sobie, że jak 5 lat temu zrezygnowałam z wycieczki dookoła morza czarnego to do dzisiaj na nią nie pojechałam, bo rok później na Krym weszli Rosjanie. UK wychodzi z Unii, więc może się okazać, że za dwa lata to trzeba będzie o wizę jak do USA wnosić. Więc po niezbyt długim biciu się z myślami postanowiłam jechać sama. W sumie to wydawał się być dobry pomysł – nikt mi nie będzie stękał, że za wolno, że za długo, że głodny, że zmęczony itd. Na urodziny zakupiłam sobie bilet promowy na szetlandy, których w planach nie było, ale skoro jadę sama to jeden czy dwa dni na dojazdówkach się zaoszczędzi
Wzięłam dodatkowy dzień urlopu w piątek, spakowałam ubrania, komputer, przewodniki i pierwsze cztery tomy sagi „Oko jelenia” i w drogę
Skoro już miałam jechać sama to pierwszy nocleg z kontynentu przesunęłam do Londynu. Ruszyłam bladym świtem po 4ej rano, koło 6ej zjeżdżam na pierwsze tankowanie a tu niespodzianka – klamka sprzęgła powiewa sobie luźno, najwyraźniej pierwsza zaczęła urlop. Wykonałam telefon do ulubionego mechanika, który kazał mi coś pokręcić, efektów nie było prawie żadnych – także mój urlop zakończył się na zaprzyjaźnionej przyczepie z Kęt przytarganej przez zaprzyjaźnionego forumowicza z Tych
Czas kiedy Gregory ogarnia sprzęgło wykorzystuję na naprawę kasku, bo jedna z części od wentylacji zaczęła, tak jak klamka sprzęgła, swobodnie sobie powiewać. Naprawa polega co prawda na przyklejeniu sporego kawałka taśmy izolacyjnej, ale na nic ładniejszego w warsztacie nie mogłam liczyć.
Po 17ej moto było jak nowe, ale było już za późno, żeby ruszać w trasę. W ramach „pocieszenia” Stuwka zaprosił mnie na długi weekend do Witkowic, gdzie spędziłam uroczy wieczór w doborowym towarzystwie. Nie wzięłam tylko pod uwagę, że ten uroczy wieczór wydłuża mi trasę o kilkadziesiąt kilometrów
I znowu o 4ej rano ruszam w drogę, nadrabiać stracony czas. W Tychach zauważyłam błyski na horyzoncie, w Katowicach zaczęło padać, w Gliwicach na bramkach już była burza i tak lało aż do Oberhausen (zachodnia granica Niemiec) – zaliczyłam najdłuższy w życiu kurs w deszczu(ok.1000km). Jak przestało padać poczułam pieczenie prawej dłoni ale uznałam, że to przez to 10 godzin namaknia i trza poczekać aż przeschnie. Straciłam godzinę czasu szukając objazdu zamkniętego mostu na autostradzie i już mocno wnerwiona dojechałam do Calais. Władowałam się do pociągu (bo jednak szybciej niż promem) i po godzinnej przerwie, sucha i wypoczęta postanowiłam, że jednak dojadę do Walii gdzie miałam wpaść na kawę jutro. Odszczekałam nocleg pod Londynem a niecałą godzinę później zaczęły się problemy z angielskimi autostradami, 23a a tam korki jak o 16ej bo zamknęli dwa tunele, później zamknęli kawałek autostrady więc znowu godzina szukania drogi, w końcu podpięłam się pod jakąś ciężarówkę i przez wioski wróciłam na autostradę. Po 3ej byłam w Walii. Rzut oka na licznik i jest życiówka:
Rano obudziłam się z 3 odciskami na prawej ręce, poprzekłuwałam bąble, poczekałam aż przeschną, do 13ej posiedziałam ze znajomymi u których nocowałam, skreśliłam Glasgow z listy i ruszyłam na wyspę Skye. Navi pokazała mi ok 700km do celu. Jechało mi się raczej słabo, bo ręka znowu zaczynała boleć, więc uprzedziłam kamping, że dotrę po 22ej i ograniczając postoje do minimum zmierzałam do celu.
Okazało się niestety, że garmin jest urządzeniem durnym i wytyczył mi trasę z przeprawą promową, niestety po 21ej promy już nie pływały Musiałam nadłożyć kawał drogi, żeby zjechać mostem, do celu po wyłączeniu promów z 40km zrobiło się ponad 200. W nocy, ze światłem świecącym do lasu zamiast na drogę i ciągle walącymi mi po oczach długimi światłami angielskich uczestników ruchu zajęło mi to 3 godziny. Na ostatniej stacji zaopatrzyłam się w kolację – owsiane ciastka imbirowe i octowe pringelsy, bo nic innego do jedzenia nie było. Na polu namiotowym pojawiłam się po północy, rozbiłam namiot na tyle na ile pozwalała czołówka i walnęłam się spać.
Najpierw w ostatniej chwili (czyli jakiś miesiąc przed) kolega, z którym miałam jechać, zrezygnował z wywczasu – pewnie dowiedział się, że może padać A ja poczyniłam już inwestycje, które nie pozwalały mi się z myślą o urlopie rozstać:
Niestety, nie udało mi się znaleźć za kolegę zamiennika, bo ludzie w lipcu są już raczej mało elastyczni z planami urlopowymi i nie wiedzieć też czemu Szkocja nie jest popularnym celem wycieczek polskich motocyklistów. Byłam bliska zrezygnowania ale wtedy nadszedł kryzys wieku średniego, który uświadomił mi, że moje życie zmierza ku końcowi a nawet Europy nie udało mi się zwiedzić. Przypomniałam sobie, że jak 5 lat temu zrezygnowałam z wycieczki dookoła morza czarnego to do dzisiaj na nią nie pojechałam, bo rok później na Krym weszli Rosjanie. UK wychodzi z Unii, więc może się okazać, że za dwa lata to trzeba będzie o wizę jak do USA wnosić. Więc po niezbyt długim biciu się z myślami postanowiłam jechać sama. W sumie to wydawał się być dobry pomysł – nikt mi nie będzie stękał, że za wolno, że za długo, że głodny, że zmęczony itd. Na urodziny zakupiłam sobie bilet promowy na szetlandy, których w planach nie było, ale skoro jadę sama to jeden czy dwa dni na dojazdówkach się zaoszczędzi
Wzięłam dodatkowy dzień urlopu w piątek, spakowałam ubrania, komputer, przewodniki i pierwsze cztery tomy sagi „Oko jelenia” i w drogę
Skoro już miałam jechać sama to pierwszy nocleg z kontynentu przesunęłam do Londynu. Ruszyłam bladym świtem po 4ej rano, koło 6ej zjeżdżam na pierwsze tankowanie a tu niespodzianka – klamka sprzęgła powiewa sobie luźno, najwyraźniej pierwsza zaczęła urlop. Wykonałam telefon do ulubionego mechanika, który kazał mi coś pokręcić, efektów nie było prawie żadnych – także mój urlop zakończył się na zaprzyjaźnionej przyczepie z Kęt przytarganej przez zaprzyjaźnionego forumowicza z Tych
Czas kiedy Gregory ogarnia sprzęgło wykorzystuję na naprawę kasku, bo jedna z części od wentylacji zaczęła, tak jak klamka sprzęgła, swobodnie sobie powiewać. Naprawa polega co prawda na przyklejeniu sporego kawałka taśmy izolacyjnej, ale na nic ładniejszego w warsztacie nie mogłam liczyć.
Po 17ej moto było jak nowe, ale było już za późno, żeby ruszać w trasę. W ramach „pocieszenia” Stuwka zaprosił mnie na długi weekend do Witkowic, gdzie spędziłam uroczy wieczór w doborowym towarzystwie. Nie wzięłam tylko pod uwagę, że ten uroczy wieczór wydłuża mi trasę o kilkadziesiąt kilometrów
I znowu o 4ej rano ruszam w drogę, nadrabiać stracony czas. W Tychach zauważyłam błyski na horyzoncie, w Katowicach zaczęło padać, w Gliwicach na bramkach już była burza i tak lało aż do Oberhausen (zachodnia granica Niemiec) – zaliczyłam najdłuższy w życiu kurs w deszczu(ok.1000km). Jak przestało padać poczułam pieczenie prawej dłoni ale uznałam, że to przez to 10 godzin namaknia i trza poczekać aż przeschnie. Straciłam godzinę czasu szukając objazdu zamkniętego mostu na autostradzie i już mocno wnerwiona dojechałam do Calais. Władowałam się do pociągu (bo jednak szybciej niż promem) i po godzinnej przerwie, sucha i wypoczęta postanowiłam, że jednak dojadę do Walii gdzie miałam wpaść na kawę jutro. Odszczekałam nocleg pod Londynem a niecałą godzinę później zaczęły się problemy z angielskimi autostradami, 23a a tam korki jak o 16ej bo zamknęli dwa tunele, później zamknęli kawałek autostrady więc znowu godzina szukania drogi, w końcu podpięłam się pod jakąś ciężarówkę i przez wioski wróciłam na autostradę. Po 3ej byłam w Walii. Rzut oka na licznik i jest życiówka:
Rano obudziłam się z 3 odciskami na prawej ręce, poprzekłuwałam bąble, poczekałam aż przeschną, do 13ej posiedziałam ze znajomymi u których nocowałam, skreśliłam Glasgow z listy i ruszyłam na wyspę Skye. Navi pokazała mi ok 700km do celu. Jechało mi się raczej słabo, bo ręka znowu zaczynała boleć, więc uprzedziłam kamping, że dotrę po 22ej i ograniczając postoje do minimum zmierzałam do celu.
Okazało się niestety, że garmin jest urządzeniem durnym i wytyczył mi trasę z przeprawą promową, niestety po 21ej promy już nie pływały Musiałam nadłożyć kawał drogi, żeby zjechać mostem, do celu po wyłączeniu promów z 40km zrobiło się ponad 200. W nocy, ze światłem świecącym do lasu zamiast na drogę i ciągle walącymi mi po oczach długimi światłami angielskich uczestników ruchu zajęło mi to 3 godziny. Na ostatniej stacji zaopatrzyłam się w kolację – owsiane ciastka imbirowe i octowe pringelsy, bo nic innego do jedzenia nie było. Na polu namiotowym pojawiłam się po północy, rozbiłam namiot na tyle na ile pozwalała czołówka i walnęłam się spać.
Optymizm jest błogosławieństwem niedoinformowanych.
- wydra
- klepacz
- Posty: 517
- Rejestracja: ndz 16 gru 2012, 09:28
- Imię: Mateusz
- województwo: śląskie
- Płeć: Mężczyzna
- Lokalizacja: Czeladź
Re: Szkocja 2017
już się zmeczyłem od samego patrzenia na przebieg a to dopiero poczatek
Była CBR F2 600
Była Yamaha Fazer FZ6
Był V-TEC '02 Sreberko
Był V-TEC '08 Szarówa
Była X-11 " Skuter"
Była Yamaha Fazer FZ6
Był V-TEC '02 Sreberko
Był V-TEC '08 Szarówa
Była X-11 " Skuter"
- mictom
- klepacz
- Posty: 764
- Rejestracja: wt 25 wrz 2012, 01:10
- Imię: Tomek
- województwo: podkarpackie
- Płeć: Mężczyzna
- Lokalizacja: RKR ROGI
Re: Szkocja 2017
No pozazdrościć, ja tyle co na wyświetlaczu za cały sezon 2017 nie zrobiłem.
- de Palma
- teksciarz
- Posty: 157
- Rejestracja: ndz 28 lut 2010, 22:38
- Płeć: Mężczyzna
- Lokalizacja: Wrocław
Re: Szkocja 2017
Moja zyciowka to 1365km jednego dnia. W ubiegłym roku wracając z Sankt Petersburga, ostatni odcinek z Rygi do Wrocławia czyli 1000km tez przejechałem cały w deszczu, w tym odcinek z Augustowa do Warszawy pomiędzy konwojami Truckow i nieustannym remoncie drogi. Po tej podróży byłem tak otępiały, ze następnego dnia walnąłem tyłem auta w filar na parkingu bo nie docierał do mnie dźwięk czujników cofania.
Chce tylko powiedzieć, ze zatkało mnie po pierwszej części relacji Jagny, a już po przeczytaniu o rozbijaniu namiotu opuchlymi rękoma po przejechaniu - jak przeliczyłem - 860 km zupełnie zwariowałem i postanowiłem skomentować. Kim Ty jesteś Kobieto:) ?? I czy mogłabyś jak najszybciej napisać co było dalej? Pasjonujący początek relacji.....
Chce tylko powiedzieć, ze zatkało mnie po pierwszej części relacji Jagny, a już po przeczytaniu o rozbijaniu namiotu opuchlymi rękoma po przejechaniu - jak przeliczyłem - 860 km zupełnie zwariowałem i postanowiłem skomentować. Kim Ty jesteś Kobieto:) ?? I czy mogłabyś jak najszybciej napisać co było dalej? Pasjonujący początek relacji.....
- jagna
- klepacz
- Posty: 665
- Rejestracja: pn 15 lip 2013, 18:17
- Imię: Agnieszka
- województwo: śląskie
- Płeć: Kobieta
Re: Szkocja 2017
Dla jasności - rąk nie miałam spuchniętych, tylko bąble od odcisków A życiówkę walnęłam po autostradach głównie (może z 200km poza), tam nie trzeba się jakoś bardzo koncentrować a wtedy człowiek nie męczy się tak szybko. Moja poprzednia to było 1637km i wtedy po przyjechaniu na miejsce dałam radę jeszcze wziąć udział w imprezie powitalnej
W nic nie walnęłam z rana, bo po pierwsze do 10ej to spałam a po drugie moto jeździ tylko do przodu
Wyrzucę jeszcze z 600 zdjęć i kończę relację, także ciąg dalszy niebawem
W nic nie walnęłam z rana, bo po pierwsze do 10ej to spałam a po drugie moto jeździ tylko do przodu
Wyrzucę jeszcze z 600 zdjęć i kończę relację, także ciąg dalszy niebawem
Optymizm jest błogosławieństwem niedoinformowanych.
- M4NI3K
- Posty: 18
- Rejestracja: pn 05 wrz 2016, 21:40
- Imię: Marcin
- województwo: wielkopolskie
- Płeć: Mężczyzna
- Lokalizacja: Piła
Re: Szkocja 2017
Jagna zuch dziewczyna
Czekam na dalszy ciąg
Czekam na dalszy ciąg
Maniek
GPZ500S '98 >> XJ900 DIVERSION '01
GPZ500S '98 >> XJ900 DIVERSION '01
-
- bywalec
- Posty: 36
- Rejestracja: pn 17 paź 2016, 12:05
- Imię: lukasz
- województwo: dolnośląskie
- Płeć: Mężczyzna
- Lokalizacja: kotlina klodzka
Re: Szkocja 2017
juz sie super zapowiada a pomyslec ze moglem jechac ale kochana zona swoje ble ble
pozdrowka i czekam tez na dalsze relacje
pozdrowka i czekam tez na dalsze relacje
- śliniak290
- klepacz
- Posty: 1842
- Rejestracja: pn 07 cze 2010, 09:41
- Imię: Wojciech
- województwo: mazowieckie
- Płeć: Mężczyzna
- Lokalizacja: Warszawa - Jelonki
Re: Szkocja 2017
No nieźle Jaguś, też czekam na więcej
Najpierw naucz śmiać się z siebie , a potem śmiej się z innych !!!
-
- teksciarz
- Posty: 106
- Rejestracja: pn 07 lis 2011, 17:09
- Imię: Krzysztof
- województwo: śląskie
- Płeć: Mężczyzna
Re: Szkocja 2017
Bardzo fajnie sie czyta i milo było tez brac w tym udzial. Zawsze jakies wspomnienie jest. Pozdrawiam i dodaje cos od siebie.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
- Hubu
- klepacz
- Posty: 847
- Rejestracja: pt 06 mar 2009, 10:29
- Imię: Hubert
- województwo: mazowieckie
- Płeć: Mężczyzna
- Lokalizacja: Legionowo
Re: Szkocja 2017
Kawasaki i wszystko w temaciejagna pisze: ↑sob 02 wrz 2017, 21:29klamka sprzęgła powiewa sobie luźno, najwyraźniej pierwsza zaczęła urlop. Wykonałam telefon do ulubionego mechanika, który kazał mi coś pokręcić, efektów nie było prawie żadnych – także mój urlop zakończył się na zaprzyjaźnionej przyczepie z Kęt przytarganej przez zaprzyjaźnionego forumowicza z Tych
Ale wyspa Skye zajebista...co nie?
- hirad
- zadomowiony
- Posty: 62
- Rejestracja: wt 15 sie 2017, 19:09
- Imię: Bartosz
- województwo: mazowieckie
- Płeć: Mężczyzna
Re: Szkocja 2017
No no, u mnie rekord, to prawie 1500, ale w 2,5 dnia.
Super się czyta takie relacje, gorzej się zazdraszcza, szczególnie, że ten sezon raczej ubogi w podróże.
A teraz: Gdzie więcej?
Super się czyta takie relacje, gorzej się zazdraszcza, szczególnie, że ten sezon raczej ubogi w podróże.
A teraz: Gdzie więcej?
“For the strength of the pack is the wolf, and the strength of the wolf is the pack..” –
Rudyard Kipling
Rudyard Kipling
- Bury
- klepacz
- Posty: 925
- Rejestracja: czw 28 mar 2013, 21:53
- Imię: Andrzej
- województwo: pomorskie
- Płeć: Mężczyzna
- Lokalizacja: Tczew
Re: Szkocja 2017
JAgna jak zawsze Zajebista jesteś Szkocje znam tyle że nie z motka, czekam na dalszy rozwój i mam nadzieje ze lawety już nie będzie
VFR800 RC46 98r była
CBR1100XX Super Blackbird
Darkness Black Metallic
CBR1100XX Super Blackbird
Darkness Black Metallic
- benito
- ostry klepacz
- Posty: 2333
- Rejestracja: śr 28 mar 2007, 12:10
- Imię: Jarek
- województwo: mazowieckie
- Płeć: Mężczyzna
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Re: Szkocja 2017
Jagna, rozwalasz system...
A nie było jakiś biletów lotniczych w promocji?
A nie było jakiś biletów lotniczych w promocji?
Honda VFR800 - RC46 - `98
Honda VTR1000SP1 - RC51 - `00
KTM LC4 640 SM - `04
Honda CBR 929 - SC44 - `01
Yamaha WR 426 F - `01
Aprilia Tuono - `06
BMW K1200S - `05
Honda VTR1000SP1 - RC51 - `00
KTM LC4 640 SM - `04
Honda CBR 929 - SC44 - `01
Yamaha WR 426 F - `01
Aprilia Tuono - `06
BMW K1200S - `05
- jagna
- klepacz
- Posty: 665
- Rejestracja: pn 15 lip 2013, 18:17
- Imię: Agnieszka
- województwo: śląskie
- Płeć: Kobieta
Re: Szkocja 2017
Po przebudzeniu zrozumiałam, że do tej pory nic nie wiedziałam o odciskach – na dłoni miałam ich już 6, z czego jeden miał 3 cm długości a dwa po ok 2cm, tak mi pościągało skórę, że nie byłam w stanie wyprostować palców. Dokonałam na sobie aktu pierwszej pomocy, ponakłuwałam agrafką gdzie się dało i klapnięte skórki posmarowałam maścią z antybiotykiem. Maść okazała się być cudownym wynalazkiem, bo mogłam już dłoń rozprostować.
Chcąc nie chcąc musiałam zrezygnować z jechania gdziekolwiek, wypełzłam z namiotu, prezentował się doskonale, choć nie dopięłam wszystkich szczegółów a dokładniej to sznurków do naciągania i nie do końca wbiłam szpilki
Podjęłam próbę korekty ale dłonie mnie jednak za bardzo bolały, żeby podjąć walkę ze szpilkami, więc zostawiłam namiot w spokoju. Krótki spacer po okolicy upewnił mnie, że jestem w czarnej dupie - w zasięgu wzroku był tylko hotel i pole namiotowe, zaległam więc z książką, licząc na to, że czas uleczy rany. Później ucięłam sobie drzemkę a ok 15ej obudziło mnie słońce. Wykonałam kolejny zabieg redukowania odcisków i podjęłam próbę zameldowania się na polu namiotowym, nieudaną, bo obsługi nadal tam nie było.
Niestety na kempingu nie było żadnego sklepu a mój organizm odmawiał już pasienia się chipsami, więc wieczorem wsiadłam na moto i podjechałam do najbliższego miasteczka (Portree) na kolację i zakupy. Po przejechaniu 15km zrozumiałam, że na nic więcej nie mogę w tym dniu liczyć. Zakończyłam dzień jedząc na plaży fish&chips’a (choć ich nie cierpię ale na wynos nie było nic innego) i nawiązując bliższe relacje z mewami.
Drugi dzień na wyspie niestety był równocześnie ostatnim, więc to co miałam zobaczyć w dwa dni – musiałam objechać w jeden. Ręka nadal bolała ale miałam już zarezerwowane promy, więc trzeba było się ruszyć. Poprzekłuwałam bąble na rękach, dałam im chwilę na przeschnięcie, przeprowadziłam udany proces zameldowania się na polu namiotowym (pan się ucieszył, że znalazł się właściciel motocykla, który ogląda już kolejny dzień). Skreśliłam dwa najbardziej czasochłonne plany (statek wycieczkowy i zwiedzanie destylarni) i ruszyłam w drogę. Prognozy były optymistyczne, niebo wyglądało zachęcająco jak na 8ą rano
Na stacji benzynowej, po otwarciu klapki od baku zobaczyłam wodę Na szukanie przyczyn zatkania rurki nie miałam czasu, więc pozbyłam się jej za pomocą papierowych ręczników i w drogę. Do zrobienia miałam ok. 300km, z czego sporą część, po wąskich drogach z mijankami, więc z prędkością raczej żałosną. Wyspa wyglądała zgodnie z oczekiwaniami
Zdjęcia z miejsc niezidentyfikowanych między Portree a Kilt Rock
Poniżej wodospad KIlt Rock
Jakieś klify w północnej części wyspy:
Budka telefoniczna jakby ktoś się zgubił
Ruiny zamku i widoki w drodze na Fairy Pools
Samo Fairy Pools, na którym jakiś podstępny angol przyparkował mnie tak, ze musiałam prosić o ratunek przy wypychaniu Ziutka (stał przodem w dół, i niestety okazało się, że mam za krótkie kończyny, żeby zrobić to samodzielnie). Na szczęście znalezienie wybawców nie było dużym problemem z powodu tłumów przybyłych podziwiać okolicę.
I tak minął prawie cały dzień. Po przekonaniu się, że drogi w Szkocji jednak nie pozwalają na pomykanie z przyzwoitymi prędkościami (sporo jest takich wąskich z miejscami do mijania), postanowiłam wieczorem jeszcze podjechać do zamku Eilean Donan, żeby jutro mieć ten punkt z głowy.
Tu w tle widać most na Isle of Skye
Pogoda dopisała, więc zaliczyłam tylko ze 3 przelotne deszczyki i jeden trochę mocniejszy ale trwał może 10 min, więc również nie był zbyt dokuczliwy. W trasie odkrywam, że bardzo ciężko chodzi mi gaz i że nie jest to wina bolącej ręki, jak myślałam do tej pory ale że się po prostu przycina. Plus tego zjawiska był taki, że miałam coś w rodzaju tempomatu (obroty nie spadały po puszczeniu gazu), więc mogłam od czasu do czasu puścić manetkę, minus, że ręka z godziny na godzinę bolała coraz bardziej, bo żeby zwolnić trzeba było kręcić oporną manetką w górę
Po powrocie przeprowadzam krótkie oględziny i stwierdzam, że manetka gazu się przekręciła o 180stopni. Nie mam już siły się za to zabierać i postanawiam rozprawić się z tym rano.
Chcąc nie chcąc musiałam zrezygnować z jechania gdziekolwiek, wypełzłam z namiotu, prezentował się doskonale, choć nie dopięłam wszystkich szczegółów a dokładniej to sznurków do naciągania i nie do końca wbiłam szpilki
Podjęłam próbę korekty ale dłonie mnie jednak za bardzo bolały, żeby podjąć walkę ze szpilkami, więc zostawiłam namiot w spokoju. Krótki spacer po okolicy upewnił mnie, że jestem w czarnej dupie - w zasięgu wzroku był tylko hotel i pole namiotowe, zaległam więc z książką, licząc na to, że czas uleczy rany. Później ucięłam sobie drzemkę a ok 15ej obudziło mnie słońce. Wykonałam kolejny zabieg redukowania odcisków i podjęłam próbę zameldowania się na polu namiotowym, nieudaną, bo obsługi nadal tam nie było.
Niestety na kempingu nie było żadnego sklepu a mój organizm odmawiał już pasienia się chipsami, więc wieczorem wsiadłam na moto i podjechałam do najbliższego miasteczka (Portree) na kolację i zakupy. Po przejechaniu 15km zrozumiałam, że na nic więcej nie mogę w tym dniu liczyć. Zakończyłam dzień jedząc na plaży fish&chips’a (choć ich nie cierpię ale na wynos nie było nic innego) i nawiązując bliższe relacje z mewami.
Drugi dzień na wyspie niestety był równocześnie ostatnim, więc to co miałam zobaczyć w dwa dni – musiałam objechać w jeden. Ręka nadal bolała ale miałam już zarezerwowane promy, więc trzeba było się ruszyć. Poprzekłuwałam bąble na rękach, dałam im chwilę na przeschnięcie, przeprowadziłam udany proces zameldowania się na polu namiotowym (pan się ucieszył, że znalazł się właściciel motocykla, który ogląda już kolejny dzień). Skreśliłam dwa najbardziej czasochłonne plany (statek wycieczkowy i zwiedzanie destylarni) i ruszyłam w drogę. Prognozy były optymistyczne, niebo wyglądało zachęcająco jak na 8ą rano
Na stacji benzynowej, po otwarciu klapki od baku zobaczyłam wodę Na szukanie przyczyn zatkania rurki nie miałam czasu, więc pozbyłam się jej za pomocą papierowych ręczników i w drogę. Do zrobienia miałam ok. 300km, z czego sporą część, po wąskich drogach z mijankami, więc z prędkością raczej żałosną. Wyspa wyglądała zgodnie z oczekiwaniami
Zdjęcia z miejsc niezidentyfikowanych między Portree a Kilt Rock
Poniżej wodospad KIlt Rock
Jakieś klify w północnej części wyspy:
Budka telefoniczna jakby ktoś się zgubił
Ruiny zamku i widoki w drodze na Fairy Pools
Samo Fairy Pools, na którym jakiś podstępny angol przyparkował mnie tak, ze musiałam prosić o ratunek przy wypychaniu Ziutka (stał przodem w dół, i niestety okazało się, że mam za krótkie kończyny, żeby zrobić to samodzielnie). Na szczęście znalezienie wybawców nie było dużym problemem z powodu tłumów przybyłych podziwiać okolicę.
I tak minął prawie cały dzień. Po przekonaniu się, że drogi w Szkocji jednak nie pozwalają na pomykanie z przyzwoitymi prędkościami (sporo jest takich wąskich z miejscami do mijania), postanowiłam wieczorem jeszcze podjechać do zamku Eilean Donan, żeby jutro mieć ten punkt z głowy.
Tu w tle widać most na Isle of Skye
Pogoda dopisała, więc zaliczyłam tylko ze 3 przelotne deszczyki i jeden trochę mocniejszy ale trwał może 10 min, więc również nie był zbyt dokuczliwy. W trasie odkrywam, że bardzo ciężko chodzi mi gaz i że nie jest to wina bolącej ręki, jak myślałam do tej pory ale że się po prostu przycina. Plus tego zjawiska był taki, że miałam coś w rodzaju tempomatu (obroty nie spadały po puszczeniu gazu), więc mogłam od czasu do czasu puścić manetkę, minus, że ręka z godziny na godzinę bolała coraz bardziej, bo żeby zwolnić trzeba było kręcić oporną manetką w górę
Po powrocie przeprowadzam krótkie oględziny i stwierdzam, że manetka gazu się przekręciła o 180stopni. Nie mam już siły się za to zabierać i postanawiam rozprawić się z tym rano.
Optymizm jest błogosławieństwem niedoinformowanych.
- jagna
- klepacz
- Posty: 665
- Rejestracja: pn 15 lip 2013, 18:17
- Imię: Agnieszka
- województwo: śląskie
- Płeć: Kobieta
Re: Szkocja 2017
Rankiem, po zwinięciu obozowiska zabieram się za oględziny manetki i nic ciekawego mi do głowy nie przychodzi, na szczęście z pomocą ruszają mi angielscy motocykliści Trochę strach oddać moto w obce ręce, ale dżentelmeni jeżdżą na 30letnich harleyach, więc muszą co nieco o mechanice wiedzieć – postanawiam więc dopuścić ich do Ziutka.
Okazało się, że wystarczy odrobina pary w rękach i manetka wróciła na swoje miejsce. Panowie, kiedy usłyszeli, że wybieram się na Szetlandy poskładali się ze śmiechu, że desperacja trochę, bo leje tam strasznie. Ale co ci głupi wyspiarze mogą wiedzieć, pewnie nigdy nie byli u Niemców.
Niezrażona ruszam na północ trasą poglądową wzdłuż wybrzeża.
Tak, tak, to na ostatnim zdjęciu to nie off road tylko normalna droga asfaltowa
Port w Ullapool
Pierwsza plaża i zdjęcie z kufra
Ekologiczne znaki drogowe
I w końcu docieram na północ (gdzieś w okolicach Durness)
Jaskinia Smoo Cave i najbliższa okolica (spacer dla rozprostowania kości)
Nocleg miałam w okolicach Tongue, więc na koniec dnia zostało mi jeszcze parę kilometrów.
Gdzieś po drodze przekonuję się, że angielscy motocykliści giną raczej przy prawoskrętach. Odnotowuję też pierwszy dzień bez jechania pod prąd
Wieczorem docieram do bunkhousa (takie minihostele), zdziwiona (choć już nic nie powinno mnie dziwić) dowiaduję się, że sklepu w okolicy nie ma a jedyną restaurację (8 km dalej) zamykają za godzinę. Na szczęścia mam jeszcze owsiane ciastka, więc postanawiam, że to będzie moja kolacja.
Później w mojej noclegowni melduje się Polak, mieszkający w Glasgow. Niestety nie nawiązujemy bliższych relacji, jestem zmuszona odmówić degustacji napojów alkoholowych, bo padam jak suseł.
Okazało się, że wystarczy odrobina pary w rękach i manetka wróciła na swoje miejsce. Panowie, kiedy usłyszeli, że wybieram się na Szetlandy poskładali się ze śmiechu, że desperacja trochę, bo leje tam strasznie. Ale co ci głupi wyspiarze mogą wiedzieć, pewnie nigdy nie byli u Niemców.
Niezrażona ruszam na północ trasą poglądową wzdłuż wybrzeża.
Tak, tak, to na ostatnim zdjęciu to nie off road tylko normalna droga asfaltowa
Port w Ullapool
Pierwsza plaża i zdjęcie z kufra
Ekologiczne znaki drogowe
I w końcu docieram na północ (gdzieś w okolicach Durness)
Jaskinia Smoo Cave i najbliższa okolica (spacer dla rozprostowania kości)
Nocleg miałam w okolicach Tongue, więc na koniec dnia zostało mi jeszcze parę kilometrów.
Gdzieś po drodze przekonuję się, że angielscy motocykliści giną raczej przy prawoskrętach. Odnotowuję też pierwszy dzień bez jechania pod prąd
Wieczorem docieram do bunkhousa (takie minihostele), zdziwiona (choć już nic nie powinno mnie dziwić) dowiaduję się, że sklepu w okolicy nie ma a jedyną restaurację (8 km dalej) zamykają za godzinę. Na szczęścia mam jeszcze owsiane ciastka, więc postanawiam, że to będzie moja kolacja.
Później w mojej noclegowni melduje się Polak, mieszkający w Glasgow. Niestety nie nawiązujemy bliższych relacji, jestem zmuszona odmówić degustacji napojów alkoholowych, bo padam jak suseł.
Optymizm jest błogosławieństwem niedoinformowanych.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 6 gości