Islandia-Wyspy Owcze-Dania 2016
- jagna
- klepacz
- Posty: 665
- Rejestracja: pn 15 lip 2013, 18:17
- Imię: Agnieszka
- województwo: śląskie
- Płeć: Kobieta
Re: Islandia-Wyspy Owcze-Dania 2016
CZĘŚĆ 2. WYSPY OWCZE
Trasa (mniej więcej oczywiście) : https://goo.gl/maps/RmnpPCQUgPA2
Na Wyspy Owcze przypływamy o 3ej nad ranem, ze zdumieniem na dzień dobry odkrywamy, ze żadna z naszych nawigacji (tom tom, garmin i here maps w telefonie) nie ma map Wysp Owczych, normalnie czarna plama na mapie Europy. Na szczęście jak płynęliśmy na Islandię zabezpieczyłam jakąś mapkę reklamową, z której można było trochę informacji wydusić. W informacji turystycznej zdobywam adres serwisu motocyklowego i papierowy plan miasta i tak zaopatrzeni ruszamy się gdzieś przejechać, bo do otwarcia sklepów mamy jeszcze jakieś 6 godzin.
Zdobywamy paliwo i w drogę na klify w okolicy Vestmanna. Dojechaliśmy, ale było bardzo zimno (5 stopni i wiatr), więc rzucamy okiem na śpiące miasto i wracamy do stolicy poszukać serwisu i internetu.
Ach te papierowe plany miast…sama radość…Serwis znaleźliśmy, miał wielkie logo Harleya i info, że we wtorek i czwartek od 16.30 do 18ej jest otwarty a akurat był piątek. A oponka wyglądała naprawdę żałośnie
Kontynuujemy, więc poszukiwania, gdzieś na jakiejś ścianie wypatrzyłam reklamę serwisu skuterów i motocykli, po godzinie błądzenia udało nam się do niego dotrzeć. Ku mojej wielkiej radości pan miał oponki na składzie. Kompletu nie udało się zebrać, więc postawiliśmy na tył, właściciel nam powiedział, że przód powinien dać radę. Więc pełni optymizmu z nowiutką oponą metzeler w cenie małego samochodu ruszamy dalej.
Odmeldowujemy się w pensjonacie, w którym mamy mieszkać, doba się jeszcze nie zaczęła, ale właścicielka pozwala nam zostawić kufry. Powiedziała nam też, że mają suszę i od miesiąca nie spadł deszcz, ją to co prawda martwiło ale nas wcale
Jedziemy na sąsiednią wyspę Vagar rzucić okiem na fiordy, dojeżdżamy do miejscowości Gasadalur (na tyle pozwala droga).
Przy okazji pokonujemy podmorski tunel, za który nie zapłaciliśmy albowiem na cenniku nie ujrzałam taryfy dla motocykli
Nad największym na wyspach jeziorem znajdujemy kamienne chatki (nie ustaliłam czy to jest wersja kemping czy szopa)
Stajemy na chwilę jeszcze w jakimś porcie
Podziwiamy hodowlę ryb
I takie tam..
W końcu wracamy do pensjonatu zrobić pranie i przywrócić się człowieczeństwu. Musimy też uknuć jakiś plan zwiedzania, co miałam zrobić na Islandii, ale w związku z ograniczonym dostępem do internetu nie zrobiłam. Robimy podejście do podróży helikopterem na jedną z wysp (na którą nie dało się dojechać) ale okazuje się, że możemy polecieć ale powrót w ten sam dzień jest niemożliwy i w dodatku trzeba się z wyprzedzeniem zapisać. Nie bardzo chce mi się rozkminiać system komunikacji na wyspach, więc decyduję, że pozostaniemy przy miejscach w które możemy dotrzeć na 2oo.
Kończy się oczywiście na oglądaniu „Gry o tron” w łóżku, ale co tam, w końcu wakacje są. Ustaliłam, że na prawdziwe zwiedzanie mamy za mało czasu i dałam sobie spokój
Następnego dnia ruszamy najdalej jak się da czyli na wyspę Vidoy. Pierwsza na liście jest miejscowość Vidareidi
Później jedziemy już w stronę Torshavn zjeżdżając praktycznie wszędzie tam gdzie była jakaś droga.
Tak, tak, dobrze widzieliście, tutaj też asfalt bywa zbędny Jesteśmy jednak już nieczuli na takie doznania. Załapujemy się na tunel jednosamochodowy
Pyrkamy dalej..
Aż dojeżdżamy do zatoczki Gjogv
Pojawiają się nawet lekko pozakręcane drogi
Wracamy do domu, próbuję ugotować obiad, który okazuje się być klęską i jestem zmuszona wyrzucić go do kosza
Porzucamy motocykle i ruszamy zwiedzać stolicę.
Zaliczamy stary fort w porcie.
Na koniec kupujemy bezalkoholowe piwo (bo też mają prohibicję) i wracamy do domu.
W niedzielę o 23ej mamy prom, rano jedziemy jeszcze rzucić okiem na parę miejsc w których nas nie było.
Jakieś muzeum (zamknięte rzecz jasna):
Miejscowość Kirkjubour, z zabytkowymi starymi domami
W części jednego z nich jest zrobione muzeum, do którego można było wejść przy niedzieli. System opłat oparty na uczciwości tym razem zadziałał i dotarłam do skarbonki
Wracamy do Torshawn ale nadal mamy zbyt dużo czasu do promu, żeby spędzić go w poczekalni a za mało, żeby pojechać gdzieś dalej.
Postanawiamy ruszyć do miejscowości Saksun. Po drodze mijamy wysychającą rzekę:
I docieramy do celu
Robimy mały spacer po zatoce
Wieje tak, że motocykl na parkingu ledwo stoi, więc zawijamy się z powrotem do portu, po drodze mijamy jeszcze jedną wysychającą rzekę.
Tam potulnie czekamy już do wieczora na prom.
Właścicielka pensjonatu to jednak miała rację z tą suszą, Wyspy owcze z rzekami, które widziałam na zdjęciach, wyglądają o wiele lepiej. Na wyspach zrobiliśmy jakieś 600/700km.
Następne 36godzin spędzamy na promie. W poniedziałkowy ranek widok przez burtę nie napawa optymizmem, więc moim głównym zajęciem jest przegryzanie tabletek kupionych w drodze na Islandię.
Informacje praktyczne:
Ceny niższe niż na Islandii, pokój wynajęliśmy za 300zł/doba. Paliwo ok. 5,5zł (na Islandii jakieś 6,5zł), artykuły spożywcze podobnie, alkohol nie wiadomo.
Tunele podmorskie są płatne ponoć, ale jak wspominałam, zignorowałam z powodu braku stawek dla motocykli. Autostrad nie stwierdzono.
Trasa (mniej więcej oczywiście) : https://goo.gl/maps/RmnpPCQUgPA2
Na Wyspy Owcze przypływamy o 3ej nad ranem, ze zdumieniem na dzień dobry odkrywamy, ze żadna z naszych nawigacji (tom tom, garmin i here maps w telefonie) nie ma map Wysp Owczych, normalnie czarna plama na mapie Europy. Na szczęście jak płynęliśmy na Islandię zabezpieczyłam jakąś mapkę reklamową, z której można było trochę informacji wydusić. W informacji turystycznej zdobywam adres serwisu motocyklowego i papierowy plan miasta i tak zaopatrzeni ruszamy się gdzieś przejechać, bo do otwarcia sklepów mamy jeszcze jakieś 6 godzin.
Zdobywamy paliwo i w drogę na klify w okolicy Vestmanna. Dojechaliśmy, ale było bardzo zimno (5 stopni i wiatr), więc rzucamy okiem na śpiące miasto i wracamy do stolicy poszukać serwisu i internetu.
Ach te papierowe plany miast…sama radość…Serwis znaleźliśmy, miał wielkie logo Harleya i info, że we wtorek i czwartek od 16.30 do 18ej jest otwarty a akurat był piątek. A oponka wyglądała naprawdę żałośnie
Kontynuujemy, więc poszukiwania, gdzieś na jakiejś ścianie wypatrzyłam reklamę serwisu skuterów i motocykli, po godzinie błądzenia udało nam się do niego dotrzeć. Ku mojej wielkiej radości pan miał oponki na składzie. Kompletu nie udało się zebrać, więc postawiliśmy na tył, właściciel nam powiedział, że przód powinien dać radę. Więc pełni optymizmu z nowiutką oponą metzeler w cenie małego samochodu ruszamy dalej.
Odmeldowujemy się w pensjonacie, w którym mamy mieszkać, doba się jeszcze nie zaczęła, ale właścicielka pozwala nam zostawić kufry. Powiedziała nam też, że mają suszę i od miesiąca nie spadł deszcz, ją to co prawda martwiło ale nas wcale
Jedziemy na sąsiednią wyspę Vagar rzucić okiem na fiordy, dojeżdżamy do miejscowości Gasadalur (na tyle pozwala droga).
Przy okazji pokonujemy podmorski tunel, za który nie zapłaciliśmy albowiem na cenniku nie ujrzałam taryfy dla motocykli
Nad największym na wyspach jeziorem znajdujemy kamienne chatki (nie ustaliłam czy to jest wersja kemping czy szopa)
Stajemy na chwilę jeszcze w jakimś porcie
Podziwiamy hodowlę ryb
I takie tam..
W końcu wracamy do pensjonatu zrobić pranie i przywrócić się człowieczeństwu. Musimy też uknuć jakiś plan zwiedzania, co miałam zrobić na Islandii, ale w związku z ograniczonym dostępem do internetu nie zrobiłam. Robimy podejście do podróży helikopterem na jedną z wysp (na którą nie dało się dojechać) ale okazuje się, że możemy polecieć ale powrót w ten sam dzień jest niemożliwy i w dodatku trzeba się z wyprzedzeniem zapisać. Nie bardzo chce mi się rozkminiać system komunikacji na wyspach, więc decyduję, że pozostaniemy przy miejscach w które możemy dotrzeć na 2oo.
Kończy się oczywiście na oglądaniu „Gry o tron” w łóżku, ale co tam, w końcu wakacje są. Ustaliłam, że na prawdziwe zwiedzanie mamy za mało czasu i dałam sobie spokój
Następnego dnia ruszamy najdalej jak się da czyli na wyspę Vidoy. Pierwsza na liście jest miejscowość Vidareidi
Później jedziemy już w stronę Torshavn zjeżdżając praktycznie wszędzie tam gdzie była jakaś droga.
Tak, tak, dobrze widzieliście, tutaj też asfalt bywa zbędny Jesteśmy jednak już nieczuli na takie doznania. Załapujemy się na tunel jednosamochodowy
Pyrkamy dalej..
Aż dojeżdżamy do zatoczki Gjogv
Pojawiają się nawet lekko pozakręcane drogi
Wracamy do domu, próbuję ugotować obiad, który okazuje się być klęską i jestem zmuszona wyrzucić go do kosza
Porzucamy motocykle i ruszamy zwiedzać stolicę.
Zaliczamy stary fort w porcie.
Na koniec kupujemy bezalkoholowe piwo (bo też mają prohibicję) i wracamy do domu.
W niedzielę o 23ej mamy prom, rano jedziemy jeszcze rzucić okiem na parę miejsc w których nas nie było.
Jakieś muzeum (zamknięte rzecz jasna):
Miejscowość Kirkjubour, z zabytkowymi starymi domami
W części jednego z nich jest zrobione muzeum, do którego można było wejść przy niedzieli. System opłat oparty na uczciwości tym razem zadziałał i dotarłam do skarbonki
Wracamy do Torshawn ale nadal mamy zbyt dużo czasu do promu, żeby spędzić go w poczekalni a za mało, żeby pojechać gdzieś dalej.
Postanawiamy ruszyć do miejscowości Saksun. Po drodze mijamy wysychającą rzekę:
I docieramy do celu
Robimy mały spacer po zatoce
Wieje tak, że motocykl na parkingu ledwo stoi, więc zawijamy się z powrotem do portu, po drodze mijamy jeszcze jedną wysychającą rzekę.
Tam potulnie czekamy już do wieczora na prom.
Właścicielka pensjonatu to jednak miała rację z tą suszą, Wyspy owcze z rzekami, które widziałam na zdjęciach, wyglądają o wiele lepiej. Na wyspach zrobiliśmy jakieś 600/700km.
Następne 36godzin spędzamy na promie. W poniedziałkowy ranek widok przez burtę nie napawa optymizmem, więc moim głównym zajęciem jest przegryzanie tabletek kupionych w drodze na Islandię.
Informacje praktyczne:
Ceny niższe niż na Islandii, pokój wynajęliśmy za 300zł/doba. Paliwo ok. 5,5zł (na Islandii jakieś 6,5zł), artykuły spożywcze podobnie, alkohol nie wiadomo.
Tunele podmorskie są płatne ponoć, ale jak wspominałam, zignorowałam z powodu braku stawek dla motocykli. Autostrad nie stwierdzono.
Optymizm jest błogosławieństwem niedoinformowanych.
- artex67
- teksciarz
- Posty: 107
- Rejestracja: wt 07 maja 2013, 20:47
- Imię: Artur
- województwo: warmińsko-mazurskie
- Płeć: Mężczyzna
- Lokalizacja: Elbląg
Re: Islandia-Wyspy Owcze-Dania 2016
Super wyprawa, super zdjęcia, super relacja - którą tym bardziej doceniam, porównując swoje wypociny...Gratulacje !!!
Jeszcze pytanie natury technicznej - czy opis robisz jakimś programem ? Bo mi to całkowicie inaczej wychodzi. Mam na myśli zdjęcia w tekście.
Jeszcze pytanie natury technicznej - czy opis robisz jakimś programem ? Bo mi to całkowicie inaczej wychodzi. Mam na myśli zdjęcia w tekście.
- jagna
- klepacz
- Posty: 665
- Rejestracja: pn 15 lip 2013, 18:17
- Imię: Agnieszka
- województwo: śląskie
- Płeć: Kobieta
Re: Islandia-Wyspy Owcze-Dania 2016
Dzięki, opis robię ręcznie, dlatego tak opornie idzie
Zdjęcia wrzucam jako obrazki z picassy, nie załączniki, tylko zmniejszam je przed wrzuceniem na stronę.
Zdjęcia wrzucam jako obrazki z picassy, nie załączniki, tylko zmniejszam je przed wrzuceniem na stronę.
Optymizm jest błogosławieństwem niedoinformowanych.
- Zając
- klepacz
- Posty: 1018
- Rejestracja: sob 06 sie 2011, 15:10
- Imię: Dariusz
- województwo: lubelskie
- Płeć: Mężczyzna
- Lokalizacja: Hanna
Re: Islandia-Wyspy Owcze-Dania 2016
Agnieszka, już jak mi gdzieś się uda wyjechać to poproszę Cię i zrobisz mi taką relację...
Nooo też chcę być super.
Nooo też chcę być super.
LWL 74HN
- jagna
- klepacz
- Posty: 665
- Rejestracja: pn 15 lip 2013, 18:17
- Imię: Agnieszka
- województwo: śląskie
- Płeć: Kobieta
Re: Islandia-Wyspy Owcze-Dania 2016
Pewnie, ze zrobię , tylko musisz mnie zabrać
Optymizm jest błogosławieństwem niedoinformowanych.
- Zając
- klepacz
- Posty: 1018
- Rejestracja: sob 06 sie 2011, 15:10
- Imię: Dariusz
- województwo: lubelskie
- Płeć: Mężczyzna
- Lokalizacja: Hanna
Re: Islandia-Wyspy Owcze-Dania 2016
Jesteśmy umówieni.
Swoją drogą to wycieczka zaj . ..sta.
Swoją drogą to wycieczka zaj . ..sta.
LWL 74HN
- śliniak290
- klepacz
- Posty: 1842
- Rejestracja: pn 07 cze 2010, 09:41
- Imię: Wojciech
- województwo: mazowieckie
- Płeć: Mężczyzna
- Lokalizacja: Warszawa - Jelonki
Re: Islandia-Wyspy Owcze-Dania 2016
No super, brawo Ty
Najpierw naucz śmiać się z siebie , a potem śmiej się z innych !!!
- jagna
- klepacz
- Posty: 665
- Rejestracja: pn 15 lip 2013, 18:17
- Imię: Agnieszka
- województwo: śląskie
- Płeć: Kobieta
Re: Islandia-Wyspy Owcze-Dania 2016
CZĘŚĆ 3 i ostatnia. DANIA
Zarys trasy: https://goo.gl/maps/9waHWxZ7QgB2
Koncepcja zwiedzania Danii pojawiła się, jak uświadomiłam sobie, że do środy i tak trzeba wziąć urlop, więc można dobrać dwa dni więcej i można by jeszcze gdzieś zajrzeć. Padło na Danię, bo tak sobie pomyślałam, że po drodze i pewnie nigdy tam bez „przy okazji” się nie wybiorę. No bo czy znacie kogoś, kto zapytany gdzie chciałby pojechać, odpowiada „do Danii”? A oni przecież mają Legoland iii … W sumie to tylko Legoland Grzegorz acz niechętnie Danię zaaprobował, więc uzbrojona w przewodnik „Śladami Wikingów” opracowałam na promie program „Dania w 5 dni” i zaczęliśmy wcielać go w życie.
Zaraz po zejściu z promu zaliczyliśmy szok klimatyczny, ze 20 stopni było, człowiek nie ma czym oddychać normalnie. Pierwsze na liście było oceanarium, ponoć największe w Europie północnej, więc musieliśmy pozrzucać ubrania, żeby w czasie wielogodzinnej wędrówki wśród akwariów, wyścigów z fokami i poszukiwań ukwiałów nie zejść na udar. Tak przygotowani weszliśmy, rzucając na tacę 200DKK (jakieś 120zł) i pełni nadziei podziwiamy:
Nurka
Ryby w butelce (czy czymś tam)
Mini homara
Najbrzydszą rybę świata:
Foki
Jakieś jeszcze jedno coś, z czego zdjęcia nadają się tylko do wyrzucenia, ale były tam małe rekiny. I nagle koniec. Odnotowuję błąd taktyczny numer 1 – nie dopytałam o definicję europy północnej. Także, oficjalnie, co mi się rzadko zdarza, nie polecam oceanarium w Hirtshals.
Grzesiek w międzyczasie zniechęca mnie do wizyty w Legolandzie, że dla dzieci niby… Po oceanarium ze smutkiem rezygnuję, pewnie i tak nie ma tam Auschwitz z klocków lego. Wdrażamy więc wycieczkę śladami Wikingów.
Na pierwszy ogień kupa kamieni, cmentarzysko Wikingów znaczy:
Później ruszamy do Aalborgu przy okazji szukając kogoś, kto wyważy oponę, bo pan na wyspach owczych nie umiał i Grzegorz odmawiał jeżdżenia powyżej 100, bo go trzęsie czy cóś.
Znajdujemy zakład, który podejmuje wyzwanie i już na pełnym luzie jedziemy podziwiać pozostałości osady wikingów w Aggersborg, jakiś czas nie możemy tego zlokalizować, trochę błądzimy, ale w końcu się udaje i oto naszym oczom ukazuje się to:
Zaliczam to jako błąd taktyczny numer dwa – trzeba wszystko sprawdzać w sieci, tak na wszelki…
Następna na liście jest kolejna osada wikingów, trochę zaczynam się lękać tych pozostałości po walecznej nacji. Wieczorem docieramy do Fyrkat (okolice Hobro) i tu radość…. Połowiczna, bo zamknięte ale jednak coś jest
Robię kilka zdjęć przez płot i ruszamy dalej do Arhus, gdzie czeka na nas odrestaurowane stare miasto. Parkujemy w ogrodzie botanicznym i ruszamy na poszukiwania Den Gamble By.
Miasto jest, stare głównie z nazwy ale dużą część budynków odrestaurowywano na początku 20 wieku więc w rzeczywistości też młode nie są. Muszę przyznać, że jest to powód numer 1, żeby do Danii zajrzeć
Doczytuję, że w godzinach otwarcia ma tam miejsce symulacja życia takiego miasteczka (czyli odpowiednio ubrani ludzie symulują tam pracę) ale my oczywiście dotarliśmy jakieś dwie godziny za późno więc zadowalamy się domami. Na koniec jeszcze jedziemy zobaczyć najładniejszą ulicę w Aalborg i jedziemy na kemping.
Rano ruszamy do Ribe – najstarszego miasta w Danii. Zwiedzamy katedrę i zaliczamy spacer po centrum
Po czym wracamy na trop Wikingów i ruszamy do Ribe Viking Center. Tam załapujemy się na pokaz tresury ptaków i symulację życia cywilnej wioski w/w.
Tutaj Grzegorza dopada refleksja nad jego życiem zawodowym w stylu „gdzie popełniłem błąd” i „ci to mają robotę”. Po tej chwili zadumy jedziemy rzucić okiem na najpiękniejszą wg przewodnika ulicę w Danii – Slotsgaden w Mogeltonder
I po tym niezwykle owocnym dniu porzucamy Jutlandię i jedziemy na wyspę obok, czyli Fionię. Dostajemy się tam mostem rzecz jasna, średnio imponujący jest:
W międzyczasie odzywają się nam napędy, więc jedziemy od razu na kemping celem podjęcia prób reanimacji. Znaczy reanimacji mojego, bo Grzesiek ma ledwo śmigany. Temperatura w międzyczasie sięga 27stopni, co dla mnie jest bardzo dobrym powodem zaszycia się w cieniu z puszką napoju alkoholowego i przyglądania jak towarzysz podróży próbuje coś z łańcuchem wywalczyć. Napęd tak przy okazji polecam, bo zrobiłam na nim prawie 60 tys a na oryginalnym tylko 40.
Rano zwiedzamy Odense a właściwie to dom Andersena, w którym znajduje się jego muzeum:
Wchodzimy do muzeum, gdzie dowiadujemy się, że w tym to się właściwie urodził a dorastał trochę dalej, więc trzeba się przejść:
To daje nam szerszą perspektywę, z którą zawijamy się na Zelandię, pokonując przy okazji największy most w Europie, pośrodku którego jest jakaś miniwyspa, ale nie do zwiedzania(wnoszę z dziwnej artykulacji pana, który coś do mnie sapał).
I tak docieramy do Kroneborgu, który to jest ponurym zamczyskiem z „Hamleta”
Na zwiedzaniu zamku schodzą nam ze dwie godziny, więc idziemy jeszcze tylko rzucić okiem na Szwecję
I zwijamy się na kemping nad jeziorem gdzie atakuje nas stado komarów, natura szybko jednak rozwiązuje ten problem ulewą, która trwa już do rana.
Piątek rozpoczynamy od wizyty w Roskilde i imprezy kończącej rok szkolny (tak podejrzewam)
Zwiedzamy katedrę, w której leży mnóstwo królów Danii
W tejże katedrze ofiarą mojego braku koordynacji ruchowej pada mój aparat fotograficzny, który okazuje się być zupełnie nieodporny na starcia z kamieniem.
Jeszcze muzeum łodzi wikingów, do którego nauczona doświadczeniem nie kupuję biletów zanim nie dowiem się co za to dostanę (nie kupujcie jakby co, wszystkie łódki można zobaczyć z zewnątrz bez biletu):
I jedziemy do Kopenhagi – miasta, które sprawiło, że nienawidzę rowerzystów.
Zrobienie sobie zdjęcia z syrenką wymaga godzinnego postoju w kolejce, więc nie robię
Mały spacerek
i jedziemy na wyspę Mon, bo jutro powrót do ojczyzny
W sobotę bladym świtem o 10ej jedziemy na klify, bardzo piękne, ale na zdjęciach nie do końca to widać, bo była mgła:
I na koniec, przez wyspę Falster, jedziemy do mieszczącego się na wyspie Lolland, Safari parku. Po drodze zaliczamy międzywyspowe mosty i tunel, też międzywyspowy:
Aż w końcu docieramy, safari park jest super, to zbudowany na 400hektarach wybieg dla zwierząt, można tam sobie wjechać samochodem i przy odrobinie szczęścia z bliska podziwiać zwierzęta. My przy kasie usłyszeliśmy niestety, że tylko samochodami można do niektórych części wjechać. Na dzień dobry udawaliśmy, że nie dostrzegamy znaków i wjechaliśmy na taki zakazany teren ale szybko nas przegonili:(
Prosto z parku pojechaliśmy na prom. Rostock przywitał nas deszczem, który towarzyszył nam do samej granicy:
Noc spędziliśmy już u znajomych, jakieś 30km za granicą polsko-niemiecką.
Dani to raczej nie polecam na więcej niż dwa dni, krajobrazy to mają jak u nas na Podlasiu
a ceny 2-3 razy wyższe. Jeśli jednak pojedziecie to unikajcie tankowania na autostradach, bo paliwo jest o jakąś złotówkę droższe niż poza. Za kemping płaciliśmy ok.120zł (my+namiot), czasami trzeba dopłacić za prysznic. Jakbyście wybierali się na dłużej to warto wyrobić kartę kempingową, jak nie to kłamcie, że jesteście tranzytem i to tylko jedna noc.
Na koniec jeszcze nadmienię, że moje buty wytrwały do końca, ani razu nie przemokły i po powrocie z żalem wyrzuciłam je do kosza a moto pojechało do serwisu po nowy napęd i brakujące śrubki i plastik.
To były dzielne buty, wytrzymałe jak napęd, 3 lata i ponad 60tys km
Zarys trasy: https://goo.gl/maps/9waHWxZ7QgB2
Koncepcja zwiedzania Danii pojawiła się, jak uświadomiłam sobie, że do środy i tak trzeba wziąć urlop, więc można dobrać dwa dni więcej i można by jeszcze gdzieś zajrzeć. Padło na Danię, bo tak sobie pomyślałam, że po drodze i pewnie nigdy tam bez „przy okazji” się nie wybiorę. No bo czy znacie kogoś, kto zapytany gdzie chciałby pojechać, odpowiada „do Danii”? A oni przecież mają Legoland iii … W sumie to tylko Legoland Grzegorz acz niechętnie Danię zaaprobował, więc uzbrojona w przewodnik „Śladami Wikingów” opracowałam na promie program „Dania w 5 dni” i zaczęliśmy wcielać go w życie.
Zaraz po zejściu z promu zaliczyliśmy szok klimatyczny, ze 20 stopni było, człowiek nie ma czym oddychać normalnie. Pierwsze na liście było oceanarium, ponoć największe w Europie północnej, więc musieliśmy pozrzucać ubrania, żeby w czasie wielogodzinnej wędrówki wśród akwariów, wyścigów z fokami i poszukiwań ukwiałów nie zejść na udar. Tak przygotowani weszliśmy, rzucając na tacę 200DKK (jakieś 120zł) i pełni nadziei podziwiamy:
Nurka
Ryby w butelce (czy czymś tam)
Mini homara
Najbrzydszą rybę świata:
Foki
Jakieś jeszcze jedno coś, z czego zdjęcia nadają się tylko do wyrzucenia, ale były tam małe rekiny. I nagle koniec. Odnotowuję błąd taktyczny numer 1 – nie dopytałam o definicję europy północnej. Także, oficjalnie, co mi się rzadko zdarza, nie polecam oceanarium w Hirtshals.
Grzesiek w międzyczasie zniechęca mnie do wizyty w Legolandzie, że dla dzieci niby… Po oceanarium ze smutkiem rezygnuję, pewnie i tak nie ma tam Auschwitz z klocków lego. Wdrażamy więc wycieczkę śladami Wikingów.
Na pierwszy ogień kupa kamieni, cmentarzysko Wikingów znaczy:
Później ruszamy do Aalborgu przy okazji szukając kogoś, kto wyważy oponę, bo pan na wyspach owczych nie umiał i Grzegorz odmawiał jeżdżenia powyżej 100, bo go trzęsie czy cóś.
Znajdujemy zakład, który podejmuje wyzwanie i już na pełnym luzie jedziemy podziwiać pozostałości osady wikingów w Aggersborg, jakiś czas nie możemy tego zlokalizować, trochę błądzimy, ale w końcu się udaje i oto naszym oczom ukazuje się to:
Zaliczam to jako błąd taktyczny numer dwa – trzeba wszystko sprawdzać w sieci, tak na wszelki…
Następna na liście jest kolejna osada wikingów, trochę zaczynam się lękać tych pozostałości po walecznej nacji. Wieczorem docieramy do Fyrkat (okolice Hobro) i tu radość…. Połowiczna, bo zamknięte ale jednak coś jest
Robię kilka zdjęć przez płot i ruszamy dalej do Arhus, gdzie czeka na nas odrestaurowane stare miasto. Parkujemy w ogrodzie botanicznym i ruszamy na poszukiwania Den Gamble By.
Miasto jest, stare głównie z nazwy ale dużą część budynków odrestaurowywano na początku 20 wieku więc w rzeczywistości też młode nie są. Muszę przyznać, że jest to powód numer 1, żeby do Danii zajrzeć
Doczytuję, że w godzinach otwarcia ma tam miejsce symulacja życia takiego miasteczka (czyli odpowiednio ubrani ludzie symulują tam pracę) ale my oczywiście dotarliśmy jakieś dwie godziny za późno więc zadowalamy się domami. Na koniec jeszcze jedziemy zobaczyć najładniejszą ulicę w Aalborg i jedziemy na kemping.
Rano ruszamy do Ribe – najstarszego miasta w Danii. Zwiedzamy katedrę i zaliczamy spacer po centrum
Po czym wracamy na trop Wikingów i ruszamy do Ribe Viking Center. Tam załapujemy się na pokaz tresury ptaków i symulację życia cywilnej wioski w/w.
Tutaj Grzegorza dopada refleksja nad jego życiem zawodowym w stylu „gdzie popełniłem błąd” i „ci to mają robotę”. Po tej chwili zadumy jedziemy rzucić okiem na najpiękniejszą wg przewodnika ulicę w Danii – Slotsgaden w Mogeltonder
I po tym niezwykle owocnym dniu porzucamy Jutlandię i jedziemy na wyspę obok, czyli Fionię. Dostajemy się tam mostem rzecz jasna, średnio imponujący jest:
W międzyczasie odzywają się nam napędy, więc jedziemy od razu na kemping celem podjęcia prób reanimacji. Znaczy reanimacji mojego, bo Grzesiek ma ledwo śmigany. Temperatura w międzyczasie sięga 27stopni, co dla mnie jest bardzo dobrym powodem zaszycia się w cieniu z puszką napoju alkoholowego i przyglądania jak towarzysz podróży próbuje coś z łańcuchem wywalczyć. Napęd tak przy okazji polecam, bo zrobiłam na nim prawie 60 tys a na oryginalnym tylko 40.
Rano zwiedzamy Odense a właściwie to dom Andersena, w którym znajduje się jego muzeum:
Wchodzimy do muzeum, gdzie dowiadujemy się, że w tym to się właściwie urodził a dorastał trochę dalej, więc trzeba się przejść:
To daje nam szerszą perspektywę, z którą zawijamy się na Zelandię, pokonując przy okazji największy most w Europie, pośrodku którego jest jakaś miniwyspa, ale nie do zwiedzania(wnoszę z dziwnej artykulacji pana, który coś do mnie sapał).
I tak docieramy do Kroneborgu, który to jest ponurym zamczyskiem z „Hamleta”
Na zwiedzaniu zamku schodzą nam ze dwie godziny, więc idziemy jeszcze tylko rzucić okiem na Szwecję
I zwijamy się na kemping nad jeziorem gdzie atakuje nas stado komarów, natura szybko jednak rozwiązuje ten problem ulewą, która trwa już do rana.
Piątek rozpoczynamy od wizyty w Roskilde i imprezy kończącej rok szkolny (tak podejrzewam)
Zwiedzamy katedrę, w której leży mnóstwo królów Danii
W tejże katedrze ofiarą mojego braku koordynacji ruchowej pada mój aparat fotograficzny, który okazuje się być zupełnie nieodporny na starcia z kamieniem.
Jeszcze muzeum łodzi wikingów, do którego nauczona doświadczeniem nie kupuję biletów zanim nie dowiem się co za to dostanę (nie kupujcie jakby co, wszystkie łódki można zobaczyć z zewnątrz bez biletu):
I jedziemy do Kopenhagi – miasta, które sprawiło, że nienawidzę rowerzystów.
Zrobienie sobie zdjęcia z syrenką wymaga godzinnego postoju w kolejce, więc nie robię
Mały spacerek
i jedziemy na wyspę Mon, bo jutro powrót do ojczyzny
W sobotę bladym świtem o 10ej jedziemy na klify, bardzo piękne, ale na zdjęciach nie do końca to widać, bo była mgła:
I na koniec, przez wyspę Falster, jedziemy do mieszczącego się na wyspie Lolland, Safari parku. Po drodze zaliczamy międzywyspowe mosty i tunel, też międzywyspowy:
Aż w końcu docieramy, safari park jest super, to zbudowany na 400hektarach wybieg dla zwierząt, można tam sobie wjechać samochodem i przy odrobinie szczęścia z bliska podziwiać zwierzęta. My przy kasie usłyszeliśmy niestety, że tylko samochodami można do niektórych części wjechać. Na dzień dobry udawaliśmy, że nie dostrzegamy znaków i wjechaliśmy na taki zakazany teren ale szybko nas przegonili:(
Prosto z parku pojechaliśmy na prom. Rostock przywitał nas deszczem, który towarzyszył nam do samej granicy:
Noc spędziliśmy już u znajomych, jakieś 30km za granicą polsko-niemiecką.
Dani to raczej nie polecam na więcej niż dwa dni, krajobrazy to mają jak u nas na Podlasiu
a ceny 2-3 razy wyższe. Jeśli jednak pojedziecie to unikajcie tankowania na autostradach, bo paliwo jest o jakąś złotówkę droższe niż poza. Za kemping płaciliśmy ok.120zł (my+namiot), czasami trzeba dopłacić za prysznic. Jakbyście wybierali się na dłużej to warto wyrobić kartę kempingową, jak nie to kłamcie, że jesteście tranzytem i to tylko jedna noc.
Na koniec jeszcze nadmienię, że moje buty wytrwały do końca, ani razu nie przemokły i po powrocie z żalem wyrzuciłam je do kosza a moto pojechało do serwisu po nowy napęd i brakujące śrubki i plastik.
To były dzielne buty, wytrzymałe jak napęd, 3 lata i ponad 60tys km
Optymizm jest błogosławieństwem niedoinformowanych.
- jagna
- klepacz
- Posty: 665
- Rejestracja: pn 15 lip 2013, 18:17
- Imię: Agnieszka
- województwo: śląskie
- Płeć: Kobieta
Re: Islandia-Wyspy Owcze-Dania 2016
Razem zrobiliśmy jakieś 8tys km, zajęło nam to ponad 3 tygodnie ale 6 dni poszło na prom więc można ich nie liczyć. Jak się odpowiednio wcześniej kupuje się bilety promowe to Islandię i Wyspy Owcze można spokojnie w dwa tygodnie obskoczyć, bo dzień jest długi
Nazwy miejscowości musiałam spolszczyć (zwłaszcza w pierwszych dwóch częściach), bo szukanie tych dzikich liter było ponad moje siły, może też zdarzyć się literówka – zwłaszcza w tych długich, z góry przepraszam ale to są naprawdę dzikie języki
Nazwy miejscowości musiałam spolszczyć (zwłaszcza w pierwszych dwóch częściach), bo szukanie tych dzikich liter było ponad moje siły, może też zdarzyć się literówka – zwłaszcza w tych długich, z góry przepraszam ale to są naprawdę dzikie języki
Optymizm jest błogosławieństwem niedoinformowanych.
- Hubu
- klepacz
- Posty: 847
- Rejestracja: pt 06 mar 2009, 10:29
- Imię: Hubert
- województwo: mazowieckie
- Płeć: Mężczyzna
- Lokalizacja: Legionowo
Re: Islandia-Wyspy Owcze-Dania 2016
Byliście w Kopenhadze w muzeum seksu?
- jagna
- klepacz
- Posty: 665
- Rejestracja: pn 15 lip 2013, 18:17
- Imię: Agnieszka
- województwo: śląskie
- Płeć: Kobieta
Re: Islandia-Wyspy Owcze-Dania 2016
Nie:) W muzeum penisów w Reykiawiku też nie:)
Optymizm jest błogosławieństwem niedoinformowanych.
- Zając
- klepacz
- Posty: 1018
- Rejestracja: sob 06 sie 2011, 15:10
- Imię: Dariusz
- województwo: lubelskie
- Płeć: Mężczyzna
- Lokalizacja: Hanna
Re: Islandia-Wyspy Owcze-Dania 2016
Ile Ty nas będziesz jeszcze zaskakiwać. ..
Dbasz o nasze zdrowie? Rozumiem. Powoli wprowadzasz w szok.
Dbasz o nasze zdrowie? Rozumiem. Powoli wprowadzasz w szok.
LWL 74HN
- jagna
- klepacz
- Posty: 665
- Rejestracja: pn 15 lip 2013, 18:17
- Imię: Agnieszka
- województwo: śląskie
- Płeć: Kobieta
Re: Islandia-Wyspy Owcze-Dania 2016
To już naprawdę koniec Chciałam upchnąć na raz ale sama selekcja zdjęć to wyzwanie na kilka dni
Optymizm jest błogosławieństwem niedoinformowanych.
- śliniak290
- klepacz
- Posty: 1842
- Rejestracja: pn 07 cze 2010, 09:41
- Imię: Wojciech
- województwo: mazowieckie
- Płeć: Mężczyzna
- Lokalizacja: Warszawa - Jelonki
Re: Islandia-Wyspy Owcze-Dania 2016
Jaguś ty wymiatasz, pięknie się czyta , a jeszcze lepiej ogląda
BRAWO TY
BRAWO TY
Najpierw naucz śmiać się z siebie , a potem śmiej się z innych !!!
- TomTox
- teksciarz
- Posty: 164
- Rejestracja: pn 01 lut 2016, 23:42
- Imię: Tomek
- województwo: śląskie
- Płeć: Mężczyzna
Re: Islandia-Wyspy Owcze-Dania 2016
Szacunek za trasę, piękne zdjęcia i obszerną relację
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 13 gości