Bałkany po raz drugi!

Miałeś jakaś niezłą akcję i chcesz sie podzielić? Chcesz opowiedzieć o swojej wyprawie? Dawaj dawaj.
tomcat
zadomowiony
zadomowiony
Posty: 66
Rejestracja: śr 05 sty 2011, 21:11
Model VFR: RC46 Interceptor
województwo: podkarpackie
Płeć: Mężczyzna
Lokalizacja: Czarna/Łańcut

Bałkany po raz drugi!

Post autor: tomcat » ndz 10 lis 2013, 16:14

Witam, koniec sezonu, mam w końcu czas napisać relację z mojej drugiej wyprawy na Bałkany odbytej w długi majowy weekend. Więc tak, planowaliśmy całą zimę, po głowie chodził Krym, Alpy i Grecja, może Turcja. Jakiś tydzień przed wyjazdem dopiero zrodził się całkowity plan na naszą trasę, postanowiliśmy że jeszcze raz objedziemy Bałkany ale bez Grecji, jadąc przez takie kraje jak: Słowacja, Węgry, Chorwacja, Bośnia i Hercegowina, jeszcze raz Chorwacja, Czarnogóra, Albania, Macedonia, Serbia i powrót przez Węgry i Słowację.

Skład: Tomcat czyli ja na VFR 800Fi, Piszol na VFR 750, Kruchy na GSXR 750, Piter z Asią na VFR 800 V-tec, Magic również V-tec, Stanleey Thundercatem, Dazer na FZ1 i Waldek z Gosią na Hayce, zabrakło tylko Daniela również z forum VFR.

Dzień pierwszy: Zbiórka na Podpromiu w Rzeszowie o godzinie 9, oczywiście byli spóźnialscy, żegnało nas sympatyczne grono znajomych i przyjaciół :)
Obrazek
Cel, jak najbliżej granicy z Chorwacją, upatrzyłem miasto Harkany z basenami na Węgrzech. Nawigacja trochę zgłupiała pod Budapesztem, dotarliśmy na miejsce około 20. Znaleźliśmy nocleg, a właściwie nocleg znalazł nas, 10E za osobę w hotelu, na przywitaniu szampan, lepiej nie mogliśmy trafić.

Obrazek

Dzień drugi: Wyjeżdżamy o 10 (ehh to węgierskie wino), chcemy dojechać do Kupari obok Dubrownika na sprawdzony Kemping gdzie nocowaliśmy rok temu. Jedziemy przez północ Chorwacji, bardzo tam ładnie, zielono, góry, zakręty, strasznie mi się podoba ten region. Wjeżdżamy do Bośni i Hercegowiny. Krajobraz się zmienia, gorsze drogi, zniszczone budynki, zaniedbane ulice, większy ruch. Lecimy w stronę Sarajewa, jest przed tym miastem kawałek autostrady, Kruchy proponuje ją ominąć boczną drogą, tak też robimy co się okazuje zupełną porażka. Droga w remoncie, szuter, maszyny budowlane, ciężarówki, straciliśmy dobrą godzinę. Sytuacja zmienia się mijając stolicę. Jedziemy piękną górzystą drogą M-18 prowadzącą wzdłuż rzeki, wjeżdżamy coraz wyżej, niesamowite krajobrazy, tunele wykute w skale bez żadnych obmurowań z kapiącą wodą wewnątrz, ciągle winkle i winkle. Jest pięknie, pod nosem sobie dogaduję różne epitety korzystając nierzadko z niecenzuralnych słów opisując urodę tych miejsc. Czas ucieka, jest już mocno po południu a kilometry za szybko nie ubywają. Co kawałek zatrzymujemy się robić zdjęcia, w pewnym miejscu padła propozycja żeby się rozbić na dziko i przenocować, jednak niestety nie wszystkim spodobał się ten pomysł. Pomykamy dalej drogą M-20, robi się ciemno, śnieg leży przy drodze, wieje wiatr, zaczyna kropić deszcz, jest zimno ale jedziemy twardo nie mając innego wyjścia. Z uwagi na noc, omija nas niestety podziwianie krajobrazów. Docieramy do miasteczka (nawet nie pamiętam nazwy), zatrzymujemy się na stacji benzynowej aby się ubrać, przybiega do nas gromada dzieci strasznie zachwyconych motocyklami. Pooglądali, posiedzieli na maszynach i ruszyliśmy dalej w stronę Trebinje.

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Droga się trochę dłuży (zmęczenie daje się we znaki), jednak około 22 docieramy do granicy z Chorwacją, mili celnicy nie robią żadnych problemów i jesteśmy nad brzegiem Adriatyku. Rozbijamy namioty i spać :)

Dzień trzeci: Miła niespodzianka, okazuję się że tak jak w poprzednim roku, na naszym kempingu jest meta autostopowych mistrzostw Polski tylko innej organizacji co nas bardzo cieszy. Postanawiamy wybrać się pozwiedzać Dubrownik, tak też robimy, następnie wypoczywamy na plaży w Kupari zwiedzając opuszczone hotele. Wieczorem integracja z autostopowiczami a dokładniej z autostopowiczkami :D

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Dzień czwarty: Wstajemy rano, jemy śniadanie i ruszamy do Czarnogóry. Objeżdżając zatokę Kotorską napawamy się krajobrazami jednak coś się dzieje niedobrego z jednym motocyklem. Okazuję się że kot przejawia pewną usterkę, coś chrobocze, strzela. Sprawdzamy co to może być, i dochodzimy do tego że tylko błotnik obciera o oponę co się okazuje nieprawdą ale o tym później. Z Kotoru kierujemy się na Cetinje aby zaliczyć piękną drogę do parku Lovcen. Szczerze mówiąc to nie spodziewałem się że jest ona aż tak piękna. Serpentyna wije się coraz wyżej i wyżej, nawroty trzeba pokonywać nie raz na pierwszym biegu, a ja jadąc jako pierwszy muszę dobrze się rozglądać czy z góry nie zjeżdża jakiś pojazd bo na zakręcie byłby problem z minięciem się. Na wysokości około 1000m pojawia się możliwość skręcenia w boczną drogę zaznaczoną na biało i wyjechania na sam szczyt, jednak spotykamy Słowaków na motocyklach enduro wracających stamtąd, pytam o jakość drogi, w odpowiedzi dostaję: "not good road" więc postanawiamy nie ryzykować i nie zbaczać z naszej drogi. Czarnogóra jest piękna, zachwyca każdym zakrętem, każdym widokiem. Po południu docieramy do Petrovac, miejsca gdzie nocowaliśmy rok temu (postawiliśmy na sprawdzony nocleg aby nie tracić czasu na szukanie innego). Miła pani z hotelu od razu nas poznaje i za moment jesteśmy ulokowani w pokojach. Wieczór spędzamy na plaży, zwiedzaniu miasteczka i piciu piwka.

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Dzień piąty: Z uwagi na usterkę Thundercata decydujemy się zostać tutaj jeszcze jedną noc. Staszek rozkręca motocykl, szuka awarii. Okazuje się że odkręciła się nakrętka dociskająca zębatkę na wałku zdawczym. Niestety gwint jest zepsuty i nie da się jej nakręcić. Tutaj doświadczamy życzliwości tamtejszych mieszkańców. Właścicielka hotelu zadzwoniła do zaprzyjaźnionego mechanika który przyjechał dosłownie za 5 minut. Pooglądał motocykl, zobaczył w czym problem i Staszek z Waldkiem pojechali do niego na warsztat. Nakrętkę dorobiono u tokarza, jednak okazało się też że wysypało się łożysko na zębatce tylnego koła. Udaje się takie kupić w Budvie i po południu motocykl gotowy, Staszek wraca z takim uśmiechem, że gdyby nie uszy to śmiałby się dookoła :D Mi jednak Lovcen nie daje spokoju, nie wierzę Słowakom, i w okrojonym składzie z Magicem, Kruchym i Dazerem jedziemy podbić to miejsce. Droga nie jest zła, baaa, jest świetna, zakręty, zakręty i jeszcze raz zakręty. Śmigamy tempem znacznie wyższym niż turystyczne co daje nam masę frajdy. Na szczycie zastajemy jeszcze dużo śniegu. Na sam szczyt musieliśmy wyjść pieszo ale udało się. Kupujemy w jedynej tam restauracji colę 0.3 po 3 Euro, barman widząc że jesteśmy z Polski krzyczy "Lewandowski!". Wracamy, Magic prosi jeszcze taksówkarza o reklamówkę, jakaż była jego mina gdy widział jak pakujemy do niej śnieg i mocujemy do motocykla :D Obiecaliśmy przecież Piszolowi że mu trochę przywieziemy ;) Wieczór spędzamy obgadując to co do tej pory widzieliśmy i idziemy spać w miarę wcześnie bo celem następnego dnia jest Albania.

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Dzień szósty: Wyjeżdżamy około 8 rano, odłącza się od nas Kruchy który musi wracać do domu, robiąc 1200km za jednym przysiadem (wjeżdża nam na ambicje :D ). Kierujemy się do przejścia granicznego z Albanią, droga do niego staje się trochę męcząca, jedziemy szutrem, jest gorąco, wszędzie pełno pyłu i kurzu. Mijamy przejście czarnogórskie, ku naszemu zdziwieniu nie ma przejścia Albańskiego. Podziwiamy krajobrazy, jedziemy w miarę ostrożnie, dużo patroli policyjnych przy drogach jednak tylko nam machają i pozdrawiają, miło. Tempo więc zwiększam, wpadamy w zabudowany 120km/h, stróże prawa nadal nam machają i się cieszą, czemu u nas tak nie ma :D Drogi w Albanii pozostawiają wiele do życzenia, panuje tu prawo dżungli, kto jest większy ma pierwszeństwo. Jest taka zasada, jeśli wyprzedzasz a z przeciwka jedzie pojazd to nic, Ty masz pierwszeństwo wyprzedzić, on ma zjechać na pobocze, hardkor :D Jedziemy czymś o statusie autostrady, dwa pasy w jedną stronę, na poboczu stragany, biegające dzieci, krowy, osły i inne zwierzęta. Wolna amerykanka. W którymś z większych miast, jadąc sobie 100km/h, wyprzedza nas nagle R1 na gumie, oczywiście bez kasku, w koszulce, spodenkach i japonkach, do tego z laską na plecaku w podobnym stroju, szok. Planowałem nocleg w niby nadmorskim kurorcie Vlore, jednak kurortem to to jeszcze długo nie będzie. Plaża z daleka ładna, z bliska już nie, bardzo brudno, wręcz ścieki płyną do morza, syf. Znajdujemy tani hotel za 7E od głowy ze śniadaniem, nie jest źle. Trochę nas Albania zniesmaczyła i postanawiamy na drugi dzień udać się do Macedonii. Zacząłem żałować tej decyzji po tym jak wybraliśmy się na przejażdżkę znów w okrojonym składzie z Piszolem, Stanleeyem i Dazerem na południe, w stronę Sarandy, reszta została zamulać w hotelu. „Jak tu pięknie!”, tak krzyczałem spod kasku. Droga wiła się na dużej wysokości, z jedne strony góry, z drugiej morze. Widoki zapierały dech w piersiach, asfalt malina, zero ruchu, jest genialnie. Nie udało się dotrzeć do Sarandy, niestety, ale za to znów mam coś do nadrobienia. Wieczorem pyszna pizza, smaczne piwko Tirana.

Obrazek
Obrazek
Obrazek

Dzień siódmy: Rankiem idziemy na hotelowe śniadanie, jeśli śniadaniem można nazwać rogalika 7days i szklankę soku :D Ruszamy w kierunku Macedonii, droga raz lepsza raz gorsza, docierając do granicy odczuwam ulgę licząc na to że Macedonia da nam więcej radości podróżując przez nią. Trochę nam schodzi na granicy ale za moment podziwiamy jezioro Ohrydzkie. Nie zawiodłem się, Macedonia jest bardzo ładnym krajem, górzystym, drogi w miarę ok, zielono, ośnieżone szczyty, podoba mi się tu. Samo miasto Ohrid jest przepiękne. Po znalezieniu noclegu, co trwało trochę długo mimo dużej liczby naganiaczy ciągnących do swoich kwater, wybieramy się zwiedzać okolice. Dużo miejsc gdzie można kupić pamiątki, dużo tu pięknych kobiet ;) Ohrid nocą zachwyca, polecam każdemu Macedonię.

Obrazek
Obrazek
Obrazek

Dzień ósmy: Udajemy się w drogę powrotną. Zatrzymując się na poboczu podjeżdża do nas mercedes, kierowcą okazuje się Polak, pracownik ambasady Polski w Tiranie, krótka pogawędka i jazda dalej. Trafiamy na Macedońską autostradę, wszystko idzie dobrze, dziwi tylko liczba bramek, nawet co 5km. Ciekawostką jest to że nie zawsze się na nich płaci, jeśli nie masz dinarów, chcesz płacić w euro lub kartą to przeważnie każą jechać dalej:D Żałuje trochę ominięcia Skopje obwodnicą, podobno piękne miasto, ale liczba kilometrów do pokonania na ten dzień trochę przerażała, chcieliśmy dotrzeć do miasta Szeged na Węgrzech. Granica, odprawa idzie sprawnie, miła pogawędka z Panią celniczką i już jesteśmy w Serbii. Pierwsza stacja benzynowa, zonk, zatankowaliśmy a nie można płacić kartą, awaria systemu, trudno, wydałem ostatnie euraki. Samo państwo nie wyróżnia się niczym szczególnym, płasko, równo, prosto. Denerwuje tylko liczba owadów wymuszająca częste postoje w celu umycia szybki. Lecimy cały czas autostradą, kilometry ubywają, mały ruch, nuda, aż spać się chce. Przed Belgradem niepokoją nas ciemne chmury, jednak zaliczamy zaledwie kilka kropel. Sama Stolica robi duże wrażenie, ogromne miasto, chciałbym kiedyś do niego przyjechać, pozwiedzać. Około 19 docieramy do granicy z Węgrami, Mamy za sobą ponad 800km na ten dzień. I tu powstaje szatański plan, zawstydźmy Kruchego, nie nocujmy, jedźmy do Polski! Tak też robimy, Waldek z Gosią odpuszczają i zostają w Egerze spać. My jedziemy spokojnie, robimy dużo przystanków. Słowacja trochę dała w kość, noc, mgła i zmęczenie robią swoje.
Dzień dziewiąty: Godzina 4 rano, docieramy do Polski, jesteśmy okropnie zmęczeni. W Targowiskach czeka na nas ekipa powitalna na niebieskim Fazerku i hot dogi na orlenie, wreszcie! :D 1500km jednym strzałem!

Na koniec zapraszam do obejrzenia filmu z wyprawy:

Awatar użytkownika
Diego
klepacz
klepacz
Posty: 1544
Rejestracja: wt 03 kwie 2007, 20:52
Imię: Mirek
województwo: mazowieckie
Płeć: Mężczyzna
Lokalizacja: Płock city

Re: Bałkany po raz drugi!

Post autor: Diego » ndz 10 lis 2013, 18:48

Fajna przygoda,piękne widoki i zgrana ekipa ....musi wesoło było.
Jazda na motocyklu to najlepsze coś,co można robić w ubraniu

Awatar użytkownika
mozek
pisarz
pisarz
Posty: 329
Rejestracja: śr 23 paź 2013, 19:59
Model VFR: VTEC
Imię: Ksystof
Płeć: Mężczyzna
Lokalizacja: Wilno

Re: Bałkany po raz drugi!

Post autor: mozek » ndz 10 lis 2013, 21:41

super wypad.
w sierpniu zaliczylismy Chorwacje i Montenegro, znajome widoki.

Awatar użytkownika
de Palma
teksciarz
teksciarz
Posty: 157
Rejestracja: ndz 28 lut 2010, 22:38
Model VFR: 1200F, 400R
Płeć: Mężczyzna
Lokalizacja: Wrocław

Re: Bałkany po raz drugi!

Post autor: de Palma » ndz 10 lis 2013, 23:09

Wielkie dzieki za te relacje.
Planuje bardzo podobna w czerwcu 2014 i właśnie się upewnilem, ze szykuje się niezapomniana wyprawa. :D

Awatar użytkownika
śliniak290
klepacz
klepacz
Posty: 1842
Rejestracja: pn 07 cze 2010, 09:41
Model VFR: VFR1200F
Imię: Wojciech
województwo: mazowieckie
Płeć: Mężczyzna
Lokalizacja: Warszawa - Jelonki

Re: Bałkany po raz drugi!

Post autor: śliniak290 » pn 11 lis 2013, 11:25

świetna relacja , fotki zaje..... iste , super wyprawa :D
Najpierw naucz śmiać się z siebie , a potem śmiej się z innych !!!

Awatar użytkownika
kris2k
klepacz
klepacz
Posty: 1395
Rejestracja: pt 03 paź 2008, 12:06
Model VFR: RC46 '00
Imię: Krzysztof
województwo: śląskie
Płeć: Mężczyzna
Lokalizacja: Tarnowskie Góry
Kontakt:

Re: Bałkany po raz drugi!

Post autor: kris2k » pn 11 lis 2013, 11:27

Znowu utwierdzam sie w przekonaniu ze Balkany maja to "cos".

Wiekszosc z nas juz tam byla, nawet po kilka razy... a dalej nie widzialo sie wszystkiego... wiec mozna pojechac kolejny raz :)

ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 9 gości