Pierwszy szlif. Urażona duma i złość na samego siebie
: śr 11 wrz 2013, 12:45
Witam wszystkich.
Od roku jestem posiadaczem RC 36II, w ubiegłą niedzielę miałem okazję zaznajomić się z jazdą poziomą po asfalcie. Po ochłonięciu postanowiłem się z Wami podzielić i posłuchać rad na przyszłość. Nieprzyjemny szlif wraz moim plecaczkiem w Bieszczadach na pętlach. Pierwsze co najważniejsze jesteśmy cali, przetarte i obtłuczone lewe kolana, spodnie od kombi dziura w miejscu jak pięść, buty lewy nosek przytarty, z bocznych sliderów na butach wióry, kurtka na łokciu małe przetarcie. Plecaczek tylko mała dziurka na kolanie.
Niedziela piękny dzień lekki wiatr wschodni 25 stopni ok. czternastej godziny siadamy na moto jak to zawsze gdy tylko mamy wolne. Do krajowej 28 dwa kilometry co pozwala złapać silnikowi temperaturę, trasa dojazdowa ok. 60km. zawsze pełna przygód jak i tym razem kawałek za Sanokiem, z przeciwka sznur samochodów i przedzierający się przez drogę pies, który po chwili chwiejnym krokiem forsuje mój pas. Próbuje wziąć go z lewej to zwalnia, próbuje odbić i wziąć go z prawej to przyspiesza cały czas patrząc na mnie jakby robił to złośliwie w końcu awaryjne hamowanie i mijamy się na żyletki. Dalej już szósty bieg i szybki przelot lekkimi krętymi drogami w kierunku Załóża.
Jesteśmy u celu 6-5-4 dojazd do pierwszego winkla w lewo zjazd do zewnętrznej dohamowuje zbijam na trójkę pozycja i wyjście wbijam 4 i płynnie przyspieszam poszło aż za dobrze, kolejne winkle czysto i płynnie... Wychodzę z piątego w prawo, kawałek prostej, trochę pogoniłem maszynę 4-5 wyprzedzam kilka samochodów, zbliżam się do poszerzonego nawrotu w lewo. Dohamowanie redukcja zewnętrzna, pozycja, niewielka prędkość wchodzę w zakręt- dobrze, czy za szeroko? Nie pamiętam. Początek, połowa i na wyjściu po zewnętrznej piasek[K8Rwa], instynktownie prostuję maszynę wypadam z asfaltu na niewielkie ok. 30cm piaszczyste pobocze dostawiam do bariery energochłonnej i sunę kilka metrów po niej, przednie koło wskakuje z pobocza na asfalt- tylne zostaje i leżymy w poprzek na swoim pasie. Dźwigam głowę, wszędzie kurz, samochód nas wymija hamuje na piskach, oglądam się patrze Moja już pozbierana stoi jak wryta.
-żyjesz?
-tak
-przejdź na drugą stronę
Honda leży na lewym boku silnik milczy lusterko złożone, dźwigam, wciskam rozrusznik zamróczała, pokazuję gościowi z samochodu że wszystko ok, żeby jechał. Puszczam sprzęgło szarpnięcie, trzask silnik gaśnie. Ku*wa co jest? Pale drugi raz więcej gazu z oporem i szarpaniem silnika przejeżdżam na drugą stronę, cholera jasna coś poszło. Gasze moto ustawiam na poboczu na, przytulam Swoją Dziewczynę, jeszcze raz pytam czy wszystko w porządku. Obkręcam ją wszystko całe tylko kolano przetarte. Patrze na siebie lewa nogawka od kolana do buta w strzępach kolano zeszlifowane asfaltem, krew się leje. Obracam się patrze na moto lewa strona czachy ma kilka pęknięć przy poziomej śrubie mocującej i przytarta lekko na wysokości kierunkowskazu. Boczna owiewka w rysach wyskoczyła z jednego zatrzasku od czachy urywając go. pług też trochę przejechany przy łączeniu z owiewką, nic teraz nie ruszam, żeby gorzej nie zrobić. Prostuję lusterko ustawiam, patrze na tylny zadupek, wszystko całe plastiki, kierunki, lampy, stopki, dźwignie, klamki, lusterka. Przechodzę na drugą stronę prawa strona czachy nie tknięta, boczna owiewka przerysowana i popękana od uderzenia w barierę w miejscu napisu VFR. Prawy pług minimalnie przejechany, zadupek z prawej strony cały. Reszta wszystko nie tknięte, pokryte kurzem, posprawdzałem czy nie ma żadnych wycieków. Siadam na moto i próbuje czego tak się zachowywał wcześniej, pale puszczam sprzęgło, trzask, szarpnięcie- zgasł. szukam butem dźwignie zmiany biegów. Raz w dół drugi raz zaświeciła się kontrolka luzu. I gdzie ja chciałem jechać kuźwa z trójki mówię sam do siebie. Wrzucam jedynkę ruszam bez szarpnięć i trzasków wszystko gra Uff... Stawiam moto i z tego wszystkiego idę sobie brzydko mówiąc "siknąć" w krzaczki. Chwila oddechu spojrzałem jeszcze raz na Hondę, łza w oku się kręci- jest dobrze mówię na głos, ważne, że my żyjemy. Siadamy na moto, wciskam starter, wracamy... mijająca nas czerwona VFR sygnalizuje, że policja stoi. Zwalniam i spokojnie przez serpentyny, na końcu zjazdu policja, czeszą co drugiego motocyklistę, bo ktoś z puszki zadzwonił, że się wściekają strasznie pewnie. Akurat kogoś trzymają przejeżdżam i spokojnie bez większych atrakcji do domu.
Na dzień dzisiejszy Honda stoi w garażu, zdjąłem obie boczne owiewki wyprostowałem dwa blaszane uchwyty, bo lekko były zgięte, zdemontowałem czachę i odkręciłem jej lewą stronę. Pług na razie zostawiam, bo jest tylko lekko zarysowany, pęknięć na szczęście nie ma. Te trzy owiewki zawiozłem do Pana zajmującego się spawaniem plastików od 10lat. (Podobno drogi ale dobry) Powiedziałem co gdzie ma być i żeby po nadlewał tam gdzie bardzo przetarte. Za zrobienie tego będzie około 150zł powiedział i ma się zapytać znajomego lakiernika, który zajmuje się malowaniem owiewek ile za pomalowanie tych trzech elementów by wyszło... Z jednej strony czuję się do d*py, że tak zniszczyłem sobie maszynę, a z drugiej się cieszę, że nikomu nic się nie stało. Myślę, że do miesiąca czasu, Honda będzie wyglądać jak dawniej.
Dziękuję za poświęcenie czasu na przeczytanie moich przeżyć, na pewno mi ulży jak się z kimś tym podzielę.
Przyjmuje wszelkie wnioski i porady odnośnie wypadku, malowania tych elementów, żeby wiedzieć na przyszłość.
Pozdrawiam Tomek.
Od roku jestem posiadaczem RC 36II, w ubiegłą niedzielę miałem okazję zaznajomić się z jazdą poziomą po asfalcie. Po ochłonięciu postanowiłem się z Wami podzielić i posłuchać rad na przyszłość. Nieprzyjemny szlif wraz moim plecaczkiem w Bieszczadach na pętlach. Pierwsze co najważniejsze jesteśmy cali, przetarte i obtłuczone lewe kolana, spodnie od kombi dziura w miejscu jak pięść, buty lewy nosek przytarty, z bocznych sliderów na butach wióry, kurtka na łokciu małe przetarcie. Plecaczek tylko mała dziurka na kolanie.
Niedziela piękny dzień lekki wiatr wschodni 25 stopni ok. czternastej godziny siadamy na moto jak to zawsze gdy tylko mamy wolne. Do krajowej 28 dwa kilometry co pozwala złapać silnikowi temperaturę, trasa dojazdowa ok. 60km. zawsze pełna przygód jak i tym razem kawałek za Sanokiem, z przeciwka sznur samochodów i przedzierający się przez drogę pies, który po chwili chwiejnym krokiem forsuje mój pas. Próbuje wziąć go z lewej to zwalnia, próbuje odbić i wziąć go z prawej to przyspiesza cały czas patrząc na mnie jakby robił to złośliwie w końcu awaryjne hamowanie i mijamy się na żyletki. Dalej już szósty bieg i szybki przelot lekkimi krętymi drogami w kierunku Załóża.
Jesteśmy u celu 6-5-4 dojazd do pierwszego winkla w lewo zjazd do zewnętrznej dohamowuje zbijam na trójkę pozycja i wyjście wbijam 4 i płynnie przyspieszam poszło aż za dobrze, kolejne winkle czysto i płynnie... Wychodzę z piątego w prawo, kawałek prostej, trochę pogoniłem maszynę 4-5 wyprzedzam kilka samochodów, zbliżam się do poszerzonego nawrotu w lewo. Dohamowanie redukcja zewnętrzna, pozycja, niewielka prędkość wchodzę w zakręt- dobrze, czy za szeroko? Nie pamiętam. Początek, połowa i na wyjściu po zewnętrznej piasek[K8Rwa], instynktownie prostuję maszynę wypadam z asfaltu na niewielkie ok. 30cm piaszczyste pobocze dostawiam do bariery energochłonnej i sunę kilka metrów po niej, przednie koło wskakuje z pobocza na asfalt- tylne zostaje i leżymy w poprzek na swoim pasie. Dźwigam głowę, wszędzie kurz, samochód nas wymija hamuje na piskach, oglądam się patrze Moja już pozbierana stoi jak wryta.
-żyjesz?
-tak
-przejdź na drugą stronę
Honda leży na lewym boku silnik milczy lusterko złożone, dźwigam, wciskam rozrusznik zamróczała, pokazuję gościowi z samochodu że wszystko ok, żeby jechał. Puszczam sprzęgło szarpnięcie, trzask silnik gaśnie. Ku*wa co jest? Pale drugi raz więcej gazu z oporem i szarpaniem silnika przejeżdżam na drugą stronę, cholera jasna coś poszło. Gasze moto ustawiam na poboczu na, przytulam Swoją Dziewczynę, jeszcze raz pytam czy wszystko w porządku. Obkręcam ją wszystko całe tylko kolano przetarte. Patrze na siebie lewa nogawka od kolana do buta w strzępach kolano zeszlifowane asfaltem, krew się leje. Obracam się patrze na moto lewa strona czachy ma kilka pęknięć przy poziomej śrubie mocującej i przytarta lekko na wysokości kierunkowskazu. Boczna owiewka w rysach wyskoczyła z jednego zatrzasku od czachy urywając go. pług też trochę przejechany przy łączeniu z owiewką, nic teraz nie ruszam, żeby gorzej nie zrobić. Prostuję lusterko ustawiam, patrze na tylny zadupek, wszystko całe plastiki, kierunki, lampy, stopki, dźwignie, klamki, lusterka. Przechodzę na drugą stronę prawa strona czachy nie tknięta, boczna owiewka przerysowana i popękana od uderzenia w barierę w miejscu napisu VFR. Prawy pług minimalnie przejechany, zadupek z prawej strony cały. Reszta wszystko nie tknięte, pokryte kurzem, posprawdzałem czy nie ma żadnych wycieków. Siadam na moto i próbuje czego tak się zachowywał wcześniej, pale puszczam sprzęgło, trzask, szarpnięcie- zgasł. szukam butem dźwignie zmiany biegów. Raz w dół drugi raz zaświeciła się kontrolka luzu. I gdzie ja chciałem jechać kuźwa z trójki mówię sam do siebie. Wrzucam jedynkę ruszam bez szarpnięć i trzasków wszystko gra Uff... Stawiam moto i z tego wszystkiego idę sobie brzydko mówiąc "siknąć" w krzaczki. Chwila oddechu spojrzałem jeszcze raz na Hondę, łza w oku się kręci- jest dobrze mówię na głos, ważne, że my żyjemy. Siadamy na moto, wciskam starter, wracamy... mijająca nas czerwona VFR sygnalizuje, że policja stoi. Zwalniam i spokojnie przez serpentyny, na końcu zjazdu policja, czeszą co drugiego motocyklistę, bo ktoś z puszki zadzwonił, że się wściekają strasznie pewnie. Akurat kogoś trzymają przejeżdżam i spokojnie bez większych atrakcji do domu.
Na dzień dzisiejszy Honda stoi w garażu, zdjąłem obie boczne owiewki wyprostowałem dwa blaszane uchwyty, bo lekko były zgięte, zdemontowałem czachę i odkręciłem jej lewą stronę. Pług na razie zostawiam, bo jest tylko lekko zarysowany, pęknięć na szczęście nie ma. Te trzy owiewki zawiozłem do Pana zajmującego się spawaniem plastików od 10lat. (Podobno drogi ale dobry) Powiedziałem co gdzie ma być i żeby po nadlewał tam gdzie bardzo przetarte. Za zrobienie tego będzie około 150zł powiedział i ma się zapytać znajomego lakiernika, który zajmuje się malowaniem owiewek ile za pomalowanie tych trzech elementów by wyszło... Z jednej strony czuję się do d*py, że tak zniszczyłem sobie maszynę, a z drugiej się cieszę, że nikomu nic się nie stało. Myślę, że do miesiąca czasu, Honda będzie wyglądać jak dawniej.
Dziękuję za poświęcenie czasu na przeczytanie moich przeżyć, na pewno mi ulży jak się z kimś tym podzielę.
Przyjmuje wszelkie wnioski i porady odnośnie wypadku, malowania tych elementów, żeby wiedzieć na przyszłość.
Pozdrawiam Tomek.