
Aha, tytułem wstępu napiszę, że po trwającym 20 lat małżeństwie i trwającej 15 minut rozprawie rozwodowej jestem znów wolnym człowiekiem. Przez ostatnie miesiące byłem zaabsorbowany przygotowaniami do tych kluczowych w moim życiu 15-tu minut i między innymi dlatego rzadko tu zaglądałem.
Ponieważ jestem wolnym człowiekiem, mogę teraz latać kiedy chcę, ile chcę, dokąd chcę i z kim chcę. A zachciało mi się zrobić traskę Wawa - Kowno - Tallin - Ryga - Wilno - Wawa. Trasę wymyśliłem, kiedy byłem służbowo w Wilnie i bardzo mi się to miasto podobało, a słyszałem, że Ryga i Tallin są jeszcze ładniejsze. Planowałem tam pojechać sam, potem kumpel miał ze mną jechać, potem się okazało, że żona go nie puści i znów w planie była samotna podróż. W końcu pojechałem tam z plecakiem. Kompletnie odjechana dziewczyna, którą poznałem niedawno i która wcześniej nie siedziała na moto. Polecieliśmy tylko na kebab do Płocka (na Tumskiej, polecam


Plecak miał ograniczenia czasowe, więc plan podróży był napięty. Wystartowaliśmy w sobotę o 17-tej i przed północą miejscowego czasu byliśmy w Kownie. Wrzuciliśmy bambetle do hotelu, odbyliśmy nocny spacer po mieście wypijając parę browarków i zalegliśmy spać, bo w niedzielę był najdłuższy odcinek.
W niedzielę wstaliśmy rano i w drogę. Daleko nie ujechaliśmy, bo zatrzymała nas milicja. Ja głupi myślałem, że w postsowieckich krajach to można sobie zap...dalać i jakby co to się płaci parę groszy i się jedzie dalej. A pan milicjant mi mówi, że zabiera mi prawo jazdy, daje papier uprawniający do kierowania pojazdem na terenie Litwy i za jakieś dwa miechy dostanę wezwanie do sądu, który mnie ukarze grzywną od 500 euro w górę. Ale przyjął 100 euro i przestał się wygłupiać. Litwin to jednak homo sovieticus nienawidzący wszystkich i kochający pieniądze. Zadowolony, że mam prawo jazdy, poturlałem się wolno na północ. Na Łotwie zatrzymaliśmy się na obiadek - groch ze słoniną, narodowe danie. Potem nam się pofarciło. Trafił nam się zając - Porsche Cayenne, który zap...alał aż do estońskiej granicy spychając wszystkich na pobocze. Przez Estonię spokojnie, piękną drogą przez las doturlaliśmy się do Tallina około 19-tej.
I znów graty do hotelu i ruszyliśmy eksplorować miasto. Było miło, ale drogo. Piwo w knajpie kosztuje 6.50 EUR, a sklepy po 22-giej alkoholu nie sprzedają. Estonia to kraj podobny do Finlandii. Podobny język, zimą wcześnie robi się ciemno, kobiety brzydkie, więc jedyną rozrywką jest alkohol, stąd problem alkoholizmu i stąd takie ceny alkoholu. Rano pospacerowaliśmy po starym mieście. Jest naprawdę piękne i zasługuje na miano perły północy.
W poniedziałek w południe wskoczyliśmy na moto i ... qrrrr ... zonk za zonkiem. Zapomniałem już o ograniczeniach prędkości i jechałem sobie tak, jak lubię, aż mi wyskoczył z polnej dróżki migający milicjowóz. I tu pozwolę sobie wyrazić podziękowanie mojemu świętej pamięci nauczycielowi z podstawówki o ksywie Felo i mojej nauczycielce z liceum o ksywie Tamara, którzy nauczyli mnie języka rosyjskiego. Oraz mojej firmie karmicielce, która zmusza mnie do tego, abym językiem tym mówił codziennie. Albowiem gdybym języka tego nie znał, to mógłbym się znaleźć w głębokiej d... Bo to byli profesjonalni milicjanci, a nie litewskie łachudry. Milicjant i milicjantka. Angielskiego nie znali. Siedziałem w milicjowozie pół godziny. Nie przesadzam. Najpierw kilkuminutowa pogawędka, która nie wiedziałem dokąd zmierza. Ale się dowiedziałem. Milicjant stwierdził, że rozumiemy się na tyle dobrze, że możemy sprawę załatwić na miejscu bez wizyty w sądzie. Wypełnił papiery i mówi: napisz, dlaczego przekroczyłeś prędkość. Zapytałem, czy powód przekroczenia ma wpływ na wysokość mandatu. Odpowiedział: jeśli napiszesz, że masz w d... przepisy i zawsze tak jeździsz to dostaniesz najwyższy. No więc napisałem: plecaka boli głowa i spieszyłem się do apteki po tabletki. Uśmiechnęli się oboje i pan milicjant zaczął dalej pisać. Jak napisał 300 EUR to dostałem czkawki. Ale pan mi wyjaśnił, że za takie przekroczenie (a było 138/90) mógłbym stracić prawko i zapłacić 800 EUR, a dostałem najniższy wymiar kary, bo mówię i piszę z sensem. Zadowolony, że zachowałem prawko i zaoszczędziłem 500 euro poturlałem się w pedalskim tempie dalej, ale czekał kolejny zonk - deszcz. To był test ubrań. Ja mam ciuchy Modeka niby z najlepszymi membranami i przemokłem do suchej nitki. Plecak miał polskie ciuchy Motona i był suchy. Albo ja nie umiem użytkować ubrań albo Modeka to szajs. Przyjechaliśmy do Rygi i ... zonk jeszcze raz. Rezerwowałem hotele przez HRS wybierając takie, które są położone niedaleko od centrum, max kilkanaście minut spacerem. Hotel w Rydze był daleeeeeko od centrum, bo na stronce HRS była podana nieprawdziwa odległość. Po dniu pod znakiem mandatów, deszczu i pomyłek hotelowych stwierdziliśmy, że lepiej nie wychodzić z hotelu, tylko w hotelowej knajpie zjeść i napić się wódki Russkij Standart. Tak też uczyniliśmy i wieczór był miły

We wtorek rano spakowani i ubrani pojechaliśmy do centrum Rygi. Spacerek po mieście, obiadek i start do Wilna, bo droga daleka, mandaty wysokie, więc wolno trzeba jechać. Przez cały czas była mżawka, ale Modeka na mżawkę jako tako odporna jest i tylko jaja miałem mokre. Wjechaliśmy do Wilna i ... stoję na światłach i ... w lusterku widzę migające niebieskie światła i ... słyszę wyjącą sukę. Plecak klepnął mnie w ramię i zgadnijcie, co sobie oboje pomyśleliśmy. Ale to wyjące i migające przejechało obok nas. Wtedy plecak krzyknął juhuuuuuu, a ja podskoczyłem z radości i ... pomyślałem sobie, ... że ... muszę się przesiąść na CBF600 z obniżanym siedzeniem, gdyż nie jestem w stanie utrzymać mojej ślicznotki zwalającej się na prawy bok. Na szczęście staliśmy na prawym pasie, na prawo od nas nie było żadnego pojazdu, nic nam się nie stało, a ślicznotka ładnie oparła się o asfalt kierownicą i kufrem i tylko lekko zarysowany jest dekiel i róg owiewki.
Hotel w Wilnie był taki, jaki miał być i położony był tam, gdzie miał być. Dzień minął bez mandatu i totalnego przemoczenia. Abstrakcyjna gleba zakończyła się właściwie bez szkód. Byliśmy w Wilnie dostatecznie wcześnie, żeby połazić po starym mieście i porobić zdjęcia. To był piękny dzień i zasługiwał na piękne zakończenie. Udaliśmy się zatem do znanej mi knajpy, gdzie serwowane są tradycyjne litewskie potrawy i tradycyjna rosyjska wódka i tam podsumowaliśmy dzień i całą wyprawę

W środę ze względu na wspomniane na początku ograniczenia czasowe mojego plecaka o 15-tej musieliśmy być w Wawie. A będąc w Wilnie trzeba było jeszcze odwiedzić cmentarz na Rossie. Na szczęście po kilku dniach ćwiczeń w pakowaniu bambetli do kufra proces ten był opanowany w stopniu zadowalającym i pakowanie przebiegło sprawnie. Zwiedzanie cmentarza również przebiegło zgodnie z planem, zatem o czasie wyjechaliśmy i o czasie dotarliśmy do Wawy.
Podsumowanie:
- o moich ciuchach powiem, że to szajs. Przypomnę, że marka tych ciuchów to Modeka.
- Tallin pięknym miastem jest, jeśli ktoś jest abstynentem i lubi jeździć 90 km/h.
- Ryga pięknym miastem jest, ale qrrrcze, daleko trochę.
- Wilno to fajna opcja na jednodniowy wypad. Chłodnik litewski, zeppeliny i kiełbasa ziemniaczana - bardzo smaczne. Ceny trochę wyższe od warszawskich. A możliwość chodzenia po mieście i mówienia po polsku w stolicy kraju, który gnębi Polaków - bezcenne.
- odpowiedni plecak to esencja udanej wyprawy
