Jak tak czytam i czytam... to zaczynam się zastanawiać... i powoli skłaniam się ku tezie pani psycholog.
Zaczyna mnie ogarniać przekonanie, że ta kobieta ma racje....
W świetle wniosków "specjalisty" moje życie wygląda całkiem inaczej!
Otóż moi drodzy...otwórzcie swe umysły a zaobserwujecie to co mi było dane ujrzeć ...mianowicie- autodestrukcyjne tendencje!!!.
„Bo niech pierwszy żuci kamieniem” kto nie zapala świateł (wyjeżdżając na drogę) z zamiarem prowokowania innych uczestników ruchu. No i te nerwowe pomrugiwania kierunkowskazami to niby poco…?
Ostatnio dostrzegłem również bardziej wyrafinowany objaw autodestrukcji… mając świadomość, że większość pojazdów jeździ wolniej -bezczelnie zwalniam w terenie zabudowanym ,w nadziei że pomoże to jakiemuś zbawcy (np. w Tico) zakończenie mych męk za sprawą malutkiego wymuszenia z podporządkowanej, tudzież strzału w tył.
Oczywiście nie wspominam tu o tak elementarnych przejawach autoagresji jak zakładanie kasku w nadziei, że ucisk na czaszkę spowoduje jakieś nieodwracalne zmiany w mózgu itd. itp.
Ponoć najtrudniej jest się przyznać-ale ja z dumą mogę stwierdzić ,że mi się udało!!!
Kończąc swój przydługi wywód podzielę się z wami wnioskami jakie nasunęły mi się w odpowiedzi na pytanie „dlaczego… DLACZEGO JA!!!?”
Wszystko wskazuje, że te głęboko zakorzenione przejawy autodestrukcji są spowodowane tym, że rodzice nie posłali mnie na psychologie.!
Ale jeżeli bym miał tyle szczęścia co „nasza” pani psycholog, (choć wątpię bo niema już stadionu X-lecia)to kto wie… może ktoś… kiedyś… ,gdzieś… załatwi mi dyplom ,że coś takiego ukończyłem. Wtedy zostanie tylko znaleźć barana co weźmie mnie jako specjalistę do programu

.
Tak serio to nie mam nic do psychologów, ale ta pani chyba wyraźnie wyrabia im opinie tak jak nam to robią, chłopcy pędzący przez osiedle na jednym kole ze stalową linką zamiast krawatu.