Trasa (mniej więcej oczywiście) : https://goo.gl/maps/RmnpPCQUgPA2
Na Wyspy Owcze przypływamy o 3ej nad ranem, ze zdumieniem na dzień dobry odkrywamy, ze żadna z naszych nawigacji (tom tom, garmin i here maps w telefonie) nie ma map Wysp Owczych, normalnie czarna plama na mapie Europy. Na szczęście jak płynęliśmy na Islandię zabezpieczyłam jakąś mapkę reklamową, z której można było trochę informacji wydusić. W informacji turystycznej zdobywam adres serwisu motocyklowego i papierowy plan miasta i tak zaopatrzeni ruszamy się gdzieś przejechać, bo do otwarcia sklepów mamy jeszcze jakieś 6 godzin.
Zdobywamy paliwo i w drogę na klify w okolicy Vestmanna. Dojechaliśmy, ale było bardzo zimno (5 stopni i wiatr), więc rzucamy okiem na śpiące miasto i wracamy do stolicy poszukać serwisu i internetu.
Ach te papierowe plany miast…sama radość…Serwis znaleźliśmy, miał wielkie logo Harleya i info, że we wtorek i czwartek od 16.30 do 18ej jest otwarty a akurat był piątek. A oponka wyglądała naprawdę żałośnie
Kontynuujemy, więc poszukiwania, gdzieś na jakiejś ścianie wypatrzyłam reklamę serwisu skuterów i motocykli, po godzinie błądzenia udało nam się do niego dotrzeć. Ku mojej wielkiej radości pan miał oponki na składzie. Kompletu nie udało się zebrać, więc postawiliśmy na tył, właściciel nam powiedział, że przód powinien dać radę. Więc pełni optymizmu z nowiutką oponą metzeler w cenie małego samochodu ruszamy dalej.

Odmeldowujemy się w pensjonacie, w którym mamy mieszkać, doba się jeszcze nie zaczęła, ale właścicielka pozwala nam zostawić kufry. Powiedziała nam też, że mają suszę i od miesiąca nie spadł deszcz, ją to co prawda martwiło ale nas wcale

Jedziemy na sąsiednią wyspę Vagar rzucić okiem na fiordy, dojeżdżamy do miejscowości Gasadalur (na tyle pozwala droga).
Przy okazji pokonujemy podmorski tunel, za który nie zapłaciliśmy albowiem na cenniku nie ujrzałam taryfy dla motocykli

Nad największym na wyspach jeziorem znajdujemy kamienne chatki (nie ustaliłam czy to jest wersja kemping czy szopa)
Stajemy na chwilę jeszcze w jakimś porcie
Podziwiamy hodowlę ryb
I takie tam..

W końcu wracamy do pensjonatu zrobić pranie i przywrócić się człowieczeństwu. Musimy też uknuć jakiś plan zwiedzania, co miałam zrobić na Islandii, ale w związku z ograniczonym dostępem do internetu nie zrobiłam. Robimy podejście do podróży helikopterem na jedną z wysp (na którą nie dało się dojechać) ale okazuje się, że możemy polecieć ale powrót w ten sam dzień jest niemożliwy i w dodatku trzeba się z wyprzedzeniem zapisać. Nie bardzo chce mi się rozkminiać system komunikacji na wyspach, więc decyduję, że pozostaniemy przy miejscach w które możemy dotrzeć na 2oo.
Kończy się oczywiście na oglądaniu „Gry o tron” w łóżku, ale co tam, w końcu wakacje są. Ustaliłam, że na prawdziwe zwiedzanie mamy za mało czasu i dałam sobie spokój

Następnego dnia ruszamy najdalej jak się da czyli na wyspę Vidoy. Pierwsza na liście jest miejscowość Vidareidi
Później jedziemy już w stronę Torshavn zjeżdżając praktycznie wszędzie tam gdzie była jakaś droga.
Tak, tak, dobrze widzieliście, tutaj też asfalt bywa zbędny

Pyrkamy dalej..
Aż dojeżdżamy do zatoczki Gjogv

Pojawiają się nawet lekko pozakręcane drogi
Wracamy do domu, próbuję ugotować obiad, który okazuje się być klęską i jestem zmuszona wyrzucić go do kosza

Porzucamy motocykle i ruszamy zwiedzać stolicę.
Zaliczamy stary fort w porcie.
Na koniec kupujemy bezalkoholowe piwo (bo też mają prohibicję) i wracamy do domu.
W niedzielę o 23ej mamy prom, rano jedziemy jeszcze rzucić okiem na parę miejsc w których nas nie było.
Jakieś muzeum (zamknięte rzecz jasna):
Miejscowość Kirkjubour, z zabytkowymi starymi domami
W części jednego z nich jest zrobione muzeum, do którego można było wejść przy niedzieli. System opłat oparty na uczciwości tym razem zadziałał i dotarłam do skarbonki

Wracamy do Torshawn ale nadal mamy zbyt dużo czasu do promu, żeby spędzić go w poczekalni a za mało, żeby pojechać gdzieś dalej.
Postanawiamy ruszyć do miejscowości Saksun. Po drodze mijamy wysychającą rzekę:
I docieramy do celu
Robimy mały spacer po zatoce

Wieje tak, że motocykl na parkingu ledwo stoi, więc zawijamy się z powrotem do portu, po drodze mijamy jeszcze jedną wysychającą rzekę.
Tam potulnie czekamy już do wieczora na prom.
Właścicielka pensjonatu to jednak miała rację z tą suszą, Wyspy owcze z rzekami, które widziałam na zdjęciach, wyglądają o wiele lepiej. Na wyspach zrobiliśmy jakieś 600/700km.
Następne 36godzin spędzamy na promie. W poniedziałkowy ranek widok przez burtę nie napawa optymizmem, więc moim głównym zajęciem jest przegryzanie tabletek kupionych w drodze na Islandię.
Informacje praktyczne:
Ceny niższe niż na Islandii, pokój wynajęliśmy za 300zł/doba. Paliwo ok. 5,5zł (na Islandii jakieś 6,5zł), artykuły spożywcze podobnie, alkohol nie wiadomo.
Tunele podmorskie są płatne ponoć, ale jak wspominałam, zignorowałam z powodu braku stawek dla motocykli. Autostrad nie stwierdzono.