![Smile :)](./images/smilies/icon_smile.gif)
Najpierw w ostatniej chwili (czyli jakiś miesiąc przed) kolega, z którym miałam jechać, zrezygnował z wywczasu – pewnie dowiedział się, że może padać
![Laughing :lol:](./images/smilies/icon_lol.gif)
![Obrazek](https://i.imgur.com/ThSwBSv.jpg?1)
Niestety, nie udało mi się znaleźć za kolegę zamiennika, bo ludzie w lipcu są już raczej mało elastyczni z planami urlopowymi i nie wiedzieć też czemu Szkocja nie jest popularnym celem wycieczek polskich motocyklistów. Byłam bliska zrezygnowania ale wtedy nadszedł kryzys wieku średniego, który uświadomił mi, że moje życie zmierza ku końcowi a nawet Europy nie udało mi się zwiedzić. Przypomniałam sobie, że jak 5 lat temu zrezygnowałam z wycieczki dookoła morza czarnego to do dzisiaj na nią nie pojechałam, bo rok później na Krym weszli Rosjanie. UK wychodzi z Unii, więc może się okazać, że za dwa lata to trzeba będzie o wizę jak do USA wnosić. Więc po niezbyt długim biciu się z myślami postanowiłam jechać sama. W sumie to wydawał się być dobry pomysł – nikt mi nie będzie stękał, że za wolno, że za długo, że głodny, że zmęczony itd.
![Smile :)](./images/smilies/icon_smile.gif)
![:biggrin](./images/smilies/biggrin.png)
Wzięłam dodatkowy dzień urlopu w piątek, spakowałam ubrania, komputer, przewodniki i pierwsze cztery tomy sagi „Oko jelenia” i w drogę
![Smile :)](./images/smilies/icon_smile.gif)
Skoro już miałam jechać sama to pierwszy nocleg z kontynentu przesunęłam do Londynu. Ruszyłam bladym świtem po 4ej rano, koło 6ej zjeżdżam na pierwsze tankowanie a tu niespodzianka – klamka sprzęgła powiewa sobie luźno, najwyraźniej pierwsza zaczęła urlop. Wykonałam telefon do ulubionego mechanika, który kazał mi coś pokręcić, efektów nie było prawie żadnych – także mój urlop zakończył się na zaprzyjaźnionej przyczepie z Kęt przytarganej przez zaprzyjaźnionego forumowicza z Tych
![Smile :)](./images/smilies/icon_smile.gif)
![Obrazek](https://i.imgur.com/dktEjHA.jpg)
Czas kiedy Gregory ogarnia sprzęgło wykorzystuję na naprawę kasku, bo jedna z części od wentylacji zaczęła, tak jak klamka sprzęgła, swobodnie sobie powiewać. Naprawa polega co prawda na przyklejeniu sporego kawałka taśmy izolacyjnej, ale na nic ładniejszego w warsztacie nie mogłam liczyć.
![Obrazek](https://i.imgur.com/OfIP1QC.jpg?1)
Po 17ej moto było jak nowe, ale było już za późno, żeby ruszać w trasę. W ramach „pocieszenia” Stuwka zaprosił mnie na długi weekend do Witkowic, gdzie spędziłam uroczy wieczór w doborowym towarzystwie. Nie wzięłam tylko pod uwagę, że ten uroczy wieczór wydłuża mi trasę o kilkadziesiąt kilometrów
![Smile :)](./images/smilies/icon_smile.gif)
I znowu o 4ej rano ruszam w drogę, nadrabiać stracony czas. W Tychach zauważyłam błyski na horyzoncie, w Katowicach zaczęło padać, w Gliwicach na bramkach już była burza i tak lało aż do Oberhausen (zachodnia granica Niemiec) – zaliczyłam najdłuższy w życiu kurs w deszczu(ok.1000km). Jak przestało padać poczułam pieczenie prawej dłoni ale uznałam, że to przez to 10 godzin namaknia i trza poczekać aż przeschnie. Straciłam godzinę czasu szukając objazdu zamkniętego mostu na autostradzie i już mocno wnerwiona dojechałam do Calais. Władowałam się do pociągu (bo jednak szybciej niż promem)
![Obrazek](https://i.imgur.com/ZW9HW71.jpg?1)
![Obrazek](https://i.imgur.com/RSkDSxX.jpg?1)
Rano obudziłam się z 3 odciskami na prawej ręce, poprzekłuwałam bąble, poczekałam aż przeschną, do 13ej posiedziałam ze znajomymi u których nocowałam, skreśliłam Glasgow z listy i ruszyłam na wyspę Skye. Navi pokazała mi ok 700km do celu. Jechało mi się raczej słabo, bo ręka znowu zaczynała boleć, więc uprzedziłam kamping, że dotrę po 22ej i ograniczając postoje do minimum zmierzałam do celu.
Okazało się niestety, że garmin jest urządzeniem durnym i wytyczył mi trasę z przeprawą promową, niestety po 21ej promy już nie pływały
![Sad :(](./images/smilies/icon_sad.gif)