Rumunia - Bułgaria 2014

Miałeś jakaś niezłą akcję i chcesz sie podzielić? Chcesz opowiedzieć o swojej wyprawie? Dawaj dawaj.
tomcat
zadomowiony
zadomowiony
Posty: 66
Rejestracja: śr 05 sty 2011, 21:11
Model VFR: RC46 Interceptor
województwo: podkarpackie
Płeć: Mężczyzna
Lokalizacja: Czarna/Łańcut

Rumunia - Bułgaria 2014

Post autor: tomcat » ndz 21 wrz 2014, 15:38

Słowem wstępu:
Plany wyjazdowe cały rok kreowały się wokół Alp na które namawiał Piter. Jednak pewne sprawy uniemożliwiły mu wyjazd, więc z resztą ekipy pomyśleliśmy o planie alternatywnym. Jednym z pomysłów był wyjazd na Mazury i wybrzeże jednak przegrał szybko z wizją wyjazdu do Rumunii i Bułgarii. Po cichu liczyliśmy tez na wstąpienie do Turcji lub Grecji.

Skład:
Do stałej ekipy czyli: Dazer z Martą (BMW F800GS), Staneey z Asią (Thundercat), Piszol (VFR750) i ja czyli tomcat (VFR 800) dołączył Igor (BMW F650GS) który doskonale się odnalazł w tym towarzystwie. Zabrakło niestety wyżej wspomnianego Pitera, z różnych powodów nie mógł też jechać Magic, Waldemarros i Daniel. Brakowało też oczywiście nieodżałowanego Maćkasoko.

Dzień pierwszy:
Ruszyliśmy z Podpromia o 6 rano, komitet pożegnalny tworzył Ares z Piterem który odprowadził nas kawałek Skodą. Szybki przystanek u Gawła w Baryczce, profesjonalne naciągnięcie łańcucha młotkiem i przecinakiem w Piszolowej bestii i już śmigamy dalej. Zatrzymujemy się w Barwinku, tankowanie i w drogę. Słowacja mija mozolnie i nudno, nie lubimy tamtędy jeździć. Na szczęście sprawnie dolatujemy do Węgier i trasa zaczyna wyglądać ciekawiej. Dwa ruchy manetką jak powiada Staszek i już granica z Rumunią. Szybka kontrola graniczna i jesteśmy w Satu Mare, odpoczynek na stacji benzynowej i tankowanie. Piszol zapomniał pin do karty i jedzie na łasce Staszka :D Pierwsze wrażenie z Rumunii? Jak tu gorąco i jaki ruch na drodze, pełno psów włóczących się bezpańsko po ulicach ale też dużo ładnych kobiet ;) . Lecimy wzdłuż granicy z Ukrainą do miasteczka Sapanta gdzie znajduje się "Wesoły Cmentarz", miejsce gdzie ludzie cieszą się z śmierci i opisują na nagrobkach historie jak dana osoba odeszła. Droga z początku dobra ale staje się co raz gorsza, dziury, dziury, dziury i jeszcze raz dziury. Tempo trzymamy solidne więc nad niektórymi po prostu przelatujemy, nie ma źle. Doskwiera jedynie upał, dobrze ponad 30 stopniu, co jakiś czas spoglądam na panel grzanych manetek czy ktoś mi ich nie włączył w ramach psikusa ale nie, naprawdę jest gorąco. Cmentarz sam w sobie niczym nas nie zachwycił bo i tak nie znamy rumuńskiego języka aby przeczytać historyjki ale kilka fotek pstrykamy i jedziemy dalej. Celem dnia dzisiejszego jest wąwóz Bicaz. Trafił się nawet około 30 kilometrowy odcinek nowej nawierzchni więc każdy pędzi niczym John McGuinness i banan z twarzy nie schodzi. Dotąd aż wspaniała droga się kończy i znów dziura na dziurze. Wyjechaliśmy wysoko w góry to chociaż od upału dało się odpocząć jednak do celu nadal daleko a ze względu na jakość drogi kilometry nie ubywają zbyt szybko. Postanawiamy przenocować wcześniej a Bicaz na następny dzień zostawić. Mamy ochotę spać na dziko ale osiedla cygańskie nie zachęcają do tego. Znaleźliśmy jednak nocleg w pewnym domu, za bardzo niską kasę, dosłownie 20zł za głowę, klimat co prawda jak wczesny PRL ale łóżka wygodne, prysznic, kuchnia, jest ok.
Obrazek
Dzień drugi:
Wstajemy jak najwcześniej aby zrobić trochę kilometrów zanim upały zaczną dawać znać o sobie. Jedziemy przez różne miasteczka gdzie jesteśmy niecodziennym widokiem, wszyscy machają i cos krzyczą. Denerwuje jedynie mnogość psów i pełno śmieci, wszędzie pełno śmieci. Spotykamy grupę Włochów na BMW, Hornecie i Multistradzie. Coś nie byli pocieszeni jak ich wyprzedziliśmy na trasie, Igor był dumny z objechania 150 konnej Multistrady swoim 50 konnym GS-em ale właściciel czerwonego Ducati chyba się zapienił bo trzymał się za nami przez dobre kilka km. Dojeżdżamy do Bicaz, robi się całkiem ładnie, wąwóz prezentuje się okazale, nie jest to może Kanion Colorado ale i tak jest na co popatrzeć. Mnóstwo turystów, autokarów i straganów z pamiątkami. Robimy sporo zdjęć. Zdjęcia robią nam. Pierwszy lachon chce zdjęcie z motocyklem, oczywiście z czerwoną VFR, szkoda że wiek około 60 lat. Wsiadamy na maszyny i kierujemy się do miasta Brasov, następnie kierunek Sibiu, chcemy przenocować jak najbliżej szosy Transfogarskiej. Dojazd nie zajmuje nam zbyt wiele, drogi stały się lepsze, dużo zakrętów więc całkiem przyjemnie się jechało. Nocleg znajdujemy u samych stóp Gór Fogarskich za niewiele więcej niż poprzedni, czyli jakieś 25zł na głowę. Standard pokoju dosyć dobry, mamy kuchnię w której przyrządzamy frytki, międzyczasie popijając specyfik którym poczęstował nas właściciel. Miało to procenty, oj miało :mrgreen:
Obrazek
Obrazek
Dzień trzeci:
Z rana orientujemy się że ten bimber to nie była najlepsza opcja ale czujemy się świetnie i czym prędzej jedziemy na wychwalaną drogę 7C. Początkiem lasy, szybkie winkle i wspinamy się do góry. Pogoda dopisuje, jest bezchmurnie, widoki co raz ciekawsze. Co kawałek zatrzymujemy się na zdjęcia i podziwianie trasy. Im wyżej tym piękniej, asfalt dobry jednak nie taki doskonały jak się spodziewałem, wygląda jak by po nim jechała jakaś mała frezarka. Na szczycie mnóstwo turystów, zrobiło się tu bardzo komercyjne miejsce, jeździ mnóstwo wycieczek. Mimo wszystko jest bardzo ładnie. Zjeżdżając mijamy tunel powodujący ciekawe wrażenie akustyczne, widujemy dużo wodospadów, koni i baranów pasących się na łąkach. Spotkaliśmy grupę kilku całkiem urodziwych Rumunek które robiły sobie zdjęcia oczywiście z czerwoną VFR, tym razem wiek nie przekraczał raczej 25 lat :P Dużo motocykli na trasie, rozmawiamy z grupą Greków i jedziemy w stronę kolejnego punktu który chcemy zaliczyć czyli do Transalpiny, najwyżej biegnącej drogi w Rumunii. Robimy sobie skróty drogą która na mapie wydaje się dobra, przecież jest narysowana żółtym kolorem. Niestety dobra była przez pewną liczbę kilometrów po których nie było sensu już zawracać a rozpoczął się szuter z wielkimi kamieniami, stromymi zjazdami i podjazdami. Chłopaki na enduro mieli co robić i się nieźle napocili a co dopiero reszta na szosówkach. Jakoś szczęśliwie udaje się przejechać ale była to katorga dla nas i dla naszych motocykli. Gdy tylko zaczął się dobry asfalt, szybko dojeżdżamy do Sebes czyli miejsca gdzie chcemy przenocować. Tym razem rozkładamy namioty i śpimy na dziko w pobliżu jakiejś wioski.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Dzień czwarty:
Jedziemy spokojnie przez Transalpinę, droga niby dobra ale co kawałek brakuje asfaltu na paru metrach i tak cały czas. Zatrzymujemy się na brzegu pięknego jeziora Lacul. Płoszymy dwie polki i zażywamy orzeźwiającej kąpieli, super sprawa :) Spotykamy sympatycznego Pana z piękną papugą i robimy sobie z nimi zdjęcia. Prawdziwe widoki zaczynają się dopiero na południowej części Transalpiny. Jest tam świeżo położony asfalt, zakręty takie że widać swoją tablicę rejestracyjną i podjazd na wysokość ponad 2100m n.p.m. Widoki nieziemskie, temperatura około 15 stopni, jest świetnie. Ogólnie trasa o wiele bardzie spodobała nam się od Transfogarskiej, głównie z powodu mniejszej komercji. Jest też bardziej wymagająca pod względem dojazdu co dla motocykli jest tylko zaletą ;) Zjeżdżając na dół, temperatura momentalnie skacze do 35 stopni i zaczyna się skwar. Szybko ustalamy cel gdzie chcemy dziś dojechać i jest to Constanta nad Morzem Czarnym :) Międzyczasie okazuje się że rumuńskie dziury wypluły uszczelniacz z lewej lagi w VFR Piszola ale genialny opatrunek z ręczników papierowych i taśmy izolacyjnej załatwia poniekąd sprawę i przynajmniej olej nie kapie na tarczę hamulcową. Jedziemy więc dalej, zaczyna się autostrada, widać że ma swoje lata, coś jak ta na Słowacji z Preszowa do Koszyc. Na jedynym z postojów orientuję się że tylna opona znika mi w zastraszającym tempie i jak tak dalej pójdzie będę musiał gdzieś na trasie szukać nowej, a było jej tak dużo przed wyjazdem :| Jedziemy jednak spokojnie nie przekraczając 140 aby GS Igora nie wyzionął ducha bo na postojach aż z niego kipi, ma co robić maszyna żeby za resztą nadążyć. Bukareszt przejeżdżamy przez centrum a mimo tego że już noc, ruch na drodze potrafi być ogromny. Zdarza się że nie działają światła na dużych skrzyżowaniach i trzeba się po prostu ryć. Dodatkowo jest bardzo gorąco. Z ulgą witamy wjazd na autostradę zostawiając zatłoczony Bukareszt za sobą. Do Constanty docieramy około północy i decydujemy że jedziemy wzdłuż brzegu na południe w stronę Bułgarii szukając noclegu. Znajdujemy kemping za jedyne 31zł od osoby. Pełno ludzi ale miejsce jest, toalety w stylu "na Małysza" ale zostajemy, nie ma siły ani sensu szukać dalej. Przed pójściem spać idziemy jeszcze na miasto szukając kebaba lecz jest już późno i wszystko zamykają, strasznie tu brudno i nieprzyjemnie, udaje się kupić piwo ale jak na złość przez pomyłkę bezalkoholowe więc po kilku łykach ląduje w koszu. To był ciężki dzień.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Dzień piąty:
Rankiem idziemy zobaczyć plażę która jednak nie robi najlepszego wrażenia, jak zwykle pełno śmieci i tłok niesamowity, ciężko się poruszać. Drobne zakupy i pakujemy się w drogę. Żegnamy Rumunię która dostarczyła nam wiele miłych przeżyć jaki pozostawiła po sobie tyle samo niesmacznych wrażeń. Granicę mijamy sprawnie i Bułgaria nasza. Drogi dobre, ruch dużo mniejszy, upał też trochę zelżał ale nadal jest w okolicach 30 stopni. Patrzymy na mapę i analizujemy co zobaczyć po drodze. Wjeżdżamy na półwysep Kaliakra, i idziemy zwiedzać. Piękne miejsce, fale rozbijają się o skały, widoki nieziemskie, do tego spotykamy dużo polaków. Decydujemy się poszukać noclegu w miarę wcześnie, tak aby wieczorem zażyć jeszcze morskiej kąpieli . Poszukiwania rozpoczynamy w miejscowości Albena która okazała się jednak kurortem nie mniejszym niż Złote Piaski więc nie było szans na nic w dobrej cenie. Nie interesuje nas tym razem namiot, chcemy odpocząć, zamknąć bagaże w pokoju i iść beztrosko poszaleć. Docieramy do miejscowości Kranevo i tam znajdujemy nasz upragniony domek. Okolica nie wygląda zbyt pięknie ale sam hotel jest bardzo ciekawy. Klima, TV, lodówka, basen i całkiem ładne wnętrze szybko przekonywają nas że to jest to czego szukamy. Do tego śmieszna cena, 70zł za 3 doby, aż nie mogliśmy uwierzyć i dopytywaliśmy właścicielki kilka razy czy na pewno tyle płacimy. Do tego dopłacamy po 20zł dziennie za śniadanie, obiad i kolację, na dole restauracja z dobrym piwkiem, obok sklep, czego chcieć więcej? :D Po rozlokowaniu wypad do centrum miasta na pizzę i kosztowanie różnych napojów regeneracyjnych :P Głowna ulica miasteczka tętni życiem więc jest wesoło. Wieczorem zaglądamy na plażę i powrót do hotelu spać.
Obrazek
Obrazek
Dzień szósty:
Ten dzień ma być całkowitym odpoczynkiem, spędzamy go w większości na plaży zostawiając motocykle w spokoju. Delektujemy się pięknym widokiem, nie ma tu takiego tłoku jak w Rumunii, spokojnie można rozłożyć ręcznik. Do tego ciepła woda i dużo atrakcji umilają spędzanie czasu :>
Obrazek
Dzień siódmy:
W nocy padało, rano pogoda nie wygląda zachęcająco, ma się jednak według prognoz rozpogodzić więc wybieramy się do Nessebaru, zabytkowego miasta. Niestety nie rozpogodziło się a po drodze zaczął padać deszcz, jak się okazało nie wszyscy zabrali ze sobą przeciwdeszczówki więc to było kolejne utrudnienie. Przystanek w przydrożnym barze na wysuszenie się i wypicie gorącej herbatki . Miejsce było dość obskurne lecz dało się tam dobrze pojeść. Sympatyczna pani właścicielka mówi że teraz to już na pewno nie będzie padać i możemy jechać spokojnie dalej jednak jak się później okazuje z pani taki meteorolog jak ze mnie ksiądz. Docieramy do Nessebaru, jeszcze nie pada ale chmury się kłębią nad nami jak by miało zaraz lunąć. Zwiedzamy stare miasto, mnóstwo turystów jednak jest tu bardzo ładnie. Mamy 120km do naszego noclegu i zaczyna od nowa padać deszcz, co raz mocniejszy. Już nawet przeciwdeszczówki nie pomgają a większość z nas ciuchy motocyklowe zostawiła w hotelu:evil: Dojeżdżamy zmoknięci i zmarznięci. Gorący prysznic, kolacja i planowanie trasy powrotnej.
Obrazek
Obrazek
Dzień ósmy.
Rozpoczynamy trasę powrotną do domu. Dzień wcześniej ustaliliśmy wspólnie, że wracać będziemy tak, aby jeszcze raz zaliczyć Transalpinę, a dokładniej jej najbardziej spektakularną południową część . Nie śpieszyliśmy się aby jak najwcześniej wyjechać ponieważ ubrania nie mogły wyschnąć po trasie dnia zeszłego więc spokojnie idziemy na śniadanie, zaprzęgamy maszyny, robimy sobie fotki z właścicielkami obiektu i paniami z kuchni (zdaje się że byliśmy tam swego rodzaju atrakcją), jedziemy jeszcze kupić jakieś pamiątki i w drogę. Niewiele ponad dwadzieścia stopni i piękne słońce, dobre, szerokie drogi i mały ruch sprawiają że jedzie się wspaniale. Tuż przed granicą z Rumunią zatrzymujemy się na tankowanie i okazuje się że Staszka kot niedomaga. Wysypało się łożysko w tylnym kole i tym samym przypomina się sytuacja sprzed roku w Czarnogórze :D Tym razem sprawę załatwiamy szybko. Obok stacji był warsztat samochodowy, mechanicy zadzwonili po jakiegoś speca od motocykli który pomógł ogarnąć sprawę, na dodatek pasowało moje stare łożysko z przedniego koła które wymieniłem profilaktycznie przed wyjazdem i wrzuciłem pod kanapę. Godzina czasu i znów w drodze. Przejście graniczne, celnik popatrzył, zapytał: Polaki? Daa, Polaki. Dawaaj. Więc nawet bez ściągania kasków wjeżdżamy z powrotem do Rumunii. Kierujemy się na stolicę, droga przemija szybko, dobrze że Policjanci w tym kraju są wyrozumiali więc prujemy nie zwracając uwagi na rzadko, ale jednak stojące gdzieś w krzakach Dacie z niekiedy zgniłymi po listwy boczne drzwiami w wersji policyjnej. Najgorsze jest jednak to, że gdy chcemy się zatrzymać gdzieś na uboczu, poleżeć w cieniu na trawie, to wszędzie jest pełno śmieci, niesamowicie mnie to drażni ale już o tym wspominałem. Wieczorem szybko po winklach wjeżdżamy na Transalpinę, podziwiamy zachód słońca i jako że już jest późno i dosyć zimno, szukamy noclegu w wielu ośrodkach które tętnią życiem raczej w zimie gdy jest tu dużo narciarzy a tak to prawie wszystkie są puste. Śpimy w bardzo komfortowych warunkach, restauracja na dole, kolacja, piwko i to wszystko w bardzo niskich cenach.
Obrazek
Dzień dziewiąty.
Wstajemy jak najwcześniej, wszak przed nami ponad 800km do domu, w tym dalsza część Transalpiny. Temperatura nie rozpieszcza, w niektórych miejscach termometr wskazuje nawet 2 stopnie więc jest rześko ale pięknie i słonecznie :) Zjeżdżamy do Petrosani skąd kierujemy się na miasto Oradea jedną z głównych rumuńskich dróg E79. Na początku jedzie się świetnie, szerokie, długie winkle, dobry asfalt, niestety po jakimś czasie zaczyna się horror. Roboty drogowe przez 100km, czyli same dziury i non stop światła na których oczywiście nie stoimy tylko lecimy przed siebie. W pewnym momencie nasz zapał studzi tir jadący z przeciwka, było cieplutko, od tego momentu już tak ochoczo nie wjeżdżamy na czerwonym. Droga się ciągnie niesamowicie, martwię się tylko żeby czegoś nie urwać na tych dziurach, straszna katorga, szczerze odradzam podróż tą trasą w najbliższym czasie dopóki nie skończą remontu a nie zanosi się na to by prędko zakończyli. Granicę z Węgrami witamy z wielką ulgą, bardzo szybko i sprawnie pokonujemy też ten kraj. Słowacja jak to Słowacja, ile na znaku tyle na budziku i nic więcej. Jedziemy więc spokojnie i się zastanawiamy, czy tym razem, tradycyjnie zleje nas w Barwinku czy w innym miejscu? Zaczęło lać już od Svidnika :roll: I tak w deszczu, raz mniej, raz bardziej intensywnym zmierzamy do domu. Turcję i Grecję zostawiamy na inny raz ;)
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Awatar użytkownika
śliniak290
klepacz
klepacz
Posty: 1842
Rejestracja: pn 07 cze 2010, 09:41
Model VFR: VFR1200F
Imię: Wojciech
województwo: mazowieckie
Płeć: Mężczyzna
Lokalizacja: Warszawa - Jelonki

Re: Rumunia - Bułgaria 2014

Post autor: śliniak290 » ndz 21 wrz 2014, 15:46

gratki wyprawy, super fotki :D
Najpierw naucz śmiać się z siebie , a potem śmiej się z innych !!!

Awatar użytkownika
puzon
klepacz
klepacz
Posty: 1632
Rejestracja: ndz 26 paź 2008, 12:36
Model VFR: koza800Fi czerwona
Imię: Piotr
województwo: opolskie
Płeć: Mężczyzna
Lokalizacja: HitlerSee
Kontakt:

Re: Rumunia - Bułgaria 2014

Post autor: puzon » ndz 21 wrz 2014, 17:39

Rewelacja wypad, gratulacje :!:

Awatar użytkownika
wydra
klepacz
klepacz
Posty: 517
Rejestracja: ndz 16 gru 2012, 09:28
Model VFR: nima
Imię: Mateusz
województwo: śląskie
Płeć: Mężczyzna
Lokalizacja: Czeladź

Re: Rumunia - Bułgaria 2014

Post autor: wydra » ndz 21 wrz 2014, 19:01

fajny wypadzik. Gdybyście szukali ludzi na wyjazd turcja/Grecja to z checią sie z plecakiem dołaczymy :)
Była CBR F2 600
Była Yamaha Fazer FZ6
Był V-TEC '02 Sreberko
Był V-TEC '08 Szarówa
Była X-11 " Skuter"

Zaper
klepacz
klepacz
Posty: 705
Rejestracja: pn 12 maja 2014, 18:04
Model VFR: DL 1000 Vstrom K2
Imię: Krzysztof
województwo: małopolskie
Płeć: Mężczyzna
Lokalizacja: Nowy Sącz
Kontakt:

Re: Rumunia - Bułgaria 2014

Post autor: Zaper » ndz 21 wrz 2014, 20:21

Ja w przyszłym roku planuje Rumunię a później Grecję. Gratuluję wam wypadu i na pewno odezwę się na Pw z pytaniami odnośnie Rumuni. Zazdroszczę :-)

Awatar użytkownika
Rafał
Posty: 6
Rejestracja: czw 23 sie 2012, 13:08
Model VFR: RC36II
Imię: Rafał
województwo: lubelskie
Płeć: Mężczyzna
Lokalizacja: Rejowiec Fabryczny

Re: Rumunia - Bułgaria 2014

Post autor: Rafał » śr 24 wrz 2014, 20:28

Fajna relacja z wypadu, super fotki.
Też byłem w tym roku w Rumunii, więc miło było wrócić myślami w tamte strony.
Pozdro dla całej ekipy

tomcat
zadomowiony
zadomowiony
Posty: 66
Rejestracja: śr 05 sty 2011, 21:11
Model VFR: RC46 Interceptor
województwo: podkarpackie
Płeć: Mężczyzna
Lokalizacja: Czarna/Łańcut

Re: Rumunia - Bułgaria 2014

Post autor: tomcat » śr 17 gru 2014, 21:12



Krótki film z wyprawy, dzięki Piszol :)

Awatar użytkownika
puzon
klepacz
klepacz
Posty: 1632
Rejestracja: ndz 26 paź 2008, 12:36
Model VFR: koza800Fi czerwona
Imię: Piotr
województwo: opolskie
Płeć: Mężczyzna
Lokalizacja: HitlerSee
Kontakt:

Re: Rumunia - Bułgaria 2014

Post autor: puzon » śr 17 gru 2014, 21:56

Bezasfalcie i szutry VFRką jak ja to lubię :twisted:

Awatar użytkownika
wydra
klepacz
klepacz
Posty: 517
Rejestracja: ndz 16 gru 2012, 09:28
Model VFR: nima
Imię: Mateusz
województwo: śląskie
Płeć: Mężczyzna
Lokalizacja: Czeladź

Re: Rumunia - Bułgaria 2014

Post autor: wydra » śr 17 gru 2014, 22:24

piszol nie za małe ma ładowanie? 12,8-13 V :P
Była CBR F2 600
Była Yamaha Fazer FZ6
Był V-TEC '02 Sreberko
Był V-TEC '08 Szarówa
Była X-11 " Skuter"

tomcat
zadomowiony
zadomowiony
Posty: 66
Rejestracja: śr 05 sty 2011, 21:11
Model VFR: RC46 Interceptor
województwo: podkarpackie
Płeć: Mężczyzna
Lokalizacja: Czarna/Łańcut

Re: Rumunia - Bułgaria 2014

Post autor: tomcat » czw 18 gru 2014, 12:06

Po podłączeniu multimetru bezpośrednio pod aku pokazuje o 1V więcej więc ten jego voltomierz coś nie działa poprawnie :D
A szutry były... tak to jest wybierać się na skróty w Rumunii... :)

ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 12 gości