Jestem nowym faueferowcem, to mój pierwszy sezon na FI. Lata temu ujeżdżałem małego intrudera, który wymuszał zupełnie inną pozycję za kierownicą, mniej obciążającą ręce (ale bardziej kręgosłup, co ma swoje złe i dobre strony), dlatego dopiero teraz doświadczyłem przypadłości, jak widzę, dość powszechnej - drętwiejących, mrowiących i bolących dłoni. Mój przypadek nie dotyczy nadgarstków - tu żadnych problemów - a jedynie śródręcza. Wyglądało to tak, że ruszałem z garażu i po około 3-4 min zaczynałem odczuwać mrowienie, po kolejnych 10 minutach ból w środkowej części dłoni, szybko drętwiały palce, co utrudniało operowanie manetką i dźwigniami, zniechęcało też w ogóle do robienia dłuższych tras. Dlatego temat potraktowałem serio, przyglądając temu jak siedzę, jak układam ręce i jak mam zorganizowane "stanowisko". Okazało się, że znaczenie mają nawet drobiazgi.
Po pierwsze: przyczyna. Objawy od razu wskazały na utrudnione krążenie krwi w dłoniach. Podejrzewałem też, że ból może być konsekwencją ucisku kierownicy na nerwy śródręcza - mam nie-kowalskie dłonie, raczej słabo/umiarkowanie umięśnione, więc możliwe, że brakowało naturalnej "poduszki" amortyzującej od cienkiej gumy manetek. Dociążenie dłoni to także sprawa pozycji - wszyscy wiemy, że na sporcie po prostu lecimy do przodu, na kierownicę.
Po drugie: poszukiwania rozwiązania. Przeszukałem fora, poczytałem necie, popytałem innych motocyklistów. Wasze komentarze i porady okazały się bardzo pomocne. Dwie generalne myśli, którymi motobajkerzy się dzielą to: odciąż dłonie używając mięśni brzucha i pleców oraz podwyższ kierownicę. Pierwszą starałem się wdrożyć od razu. Oczywiście jest skuteczna, oprócz ułatwienia krążenia w dłoniach daje też lepszą kontrolę nad kierownicą. Jednak na dłuższych dystansach podtrzymywanie tułowia pochylonego nad bakiem mięśniami pleców powoduje trochę dyskomfortu. Nie jest to problem, nie dolegliwość, po prostu z czasem odruchowo zaczynam szukać miejsca na postój, żeby zluzować plecy, czasami zapominam o pracy mięśni i przypominam sobie, gdy ręce już tracą władzę z niedokrwienia (a wystarczą 3-4 minuty odpuszczenia). Druga myśl wymaga kompromisu z wyglądem maszyny i portfelem (drogie risery, nakładki na półki itp. zmiana linii profilu maszyny), a tego wolałem uniknąć. Gdybym chciał jeździć w pozycji turystycznej, kupiłbym enduro.
Wciąż niezadowolony z efektów przyglądałem się temu jak trzymam manetki. Zauważyłem, że niemal przez cały czas ściskam je mocno, co musiało mieć wpływ na ukrwienie i drętwienie rąk. Początkowo myślałem, że to przez wrażenie nowości, może przez stres towarzyszący jeździe na nowym motocyklu. Jednak z maszyną się oswajałem, jeździłem coraz bardziej rozluźniony, a łapy wciąż zaciskałem. Skoro taki mam styl, to może powinienem zmiękczyć manetki, żeby ucisk rozkładał się na większej powierzchni dłoni...? Nastąpiła więc seria testów - z gąbkami naciąganymi na manetki, grubymi, wyściełanymi silikonem rękawicami; używałem też owijek, takich samych jakie stosują rowerzyści. Była poprawa, ale nie taka, jakiej się spodziewałem. Wydłużył się czas przez jaki nie czułem mrowienia, ale wciąż uporczywie powracało. Nie chciałem dać za wygraną - VFR marzyła mi się jeszcze od początku 90. lat, gdy wypatrzyłem ją na jakimś lokalnym zlocie. To superfajna maszyna, mimo wieku wciąż "hot" i moim zdaniem dobry materiał na youngtimera

Po trzecie: właściwy kierunek. Trochę zawiedziony efektami testów "zmiękczaczy" zmieniłem tor poszukiwań i znowu przyjrzałem się moim odruchom zaciskania. Zauważyłem, że w czasie jazdy bezwiednie przesuwam ręce ku przełącznikom tzn. ku wewnętrznym końcom clip-onów. Robiłem to tak uporczywie, że zaczęły mnie boleć kostki palców wskazujących i kciuka. Jeszcze kilka uważnych jazd i stało się jasne, że w ten sposób odruchowo zabezpieczam się przed "ześlizgnięciem" dłoni na zewnątrz, ku zewnętrznym końcom kierownicy. Dlaczego? Przez zły kąt clip-onów! Nie znam efektywnej metody ustawienia tego kąta, poza testami i próbami. Jednak RC46 w ogóle nie ma takiej możliwości - na obu połówkach kierownicy są bolce zabezpieczające przed obróceniem się ich na rurach zawieszenia. Czy potrzebne? Czy mocne zaciśnięcie śruby clip-ona nie wystarczyłoby? Zacząłem kombinować - może ściąć bolce? Może zamienić clip-ony miejscami? Równolegle szukałem opcji minimalnie podnoszącej kierownicę - od razu wpadłem na wynalazek PTR-a, ale z zakupem ociągałem się; chciałem być pewny że inne metody zawiodły.
Zwyżki od PTR okazały się eleganckim i dość skutecznym rozwiązaniem dzięki prostemu trickowi - otwór pod bolec zabezpieczający jest większy niż średnica bolca i dzięki temu kąt clip-onów można regulować w zakresie 2-3 stopni. To w zupełności wystarczy! Nawet tym, którzy uważają, że nie potrzebują zwyżek, gorąco rekomenduję produkt PTR ze względu na możliwość regulacji ustawienia kąta kierownicy - to jest dla poczucia komfortu dłoni nawet ważniejsze, niż jej wysokość! Dlaczego Honda na to nie wpadła? Clipony ustawiłem "do siebie" tak bardzo, jak się dało. Od razu zanikł odruch ściągania dłoni do środka. Gdzie je na manetce umiejscowię, tam zostają. Co za ulga!
Ale to jeszcze nie koniec. Od 3-minut do ponad kwadransa zmienił się czas po którym traciłem czucie w palcach. Nie zaciskałem już dłoni na kierownicy, odciążałem je pracując plecami, podwyższyłem pozycję (można nad nią jeszcze popracować np. obniżając tył motocykla - PTR też takie zestawy robi). Dolegliwość pojawiająca się po 15-20 minutach nie mogła być więc już spowodowana uciskiem i brakiem ukrwienia tym spowodowanym. Postawiłem na ciepło. Krótki test w zimowych rękawicach i... dodatkowych rękawicach z polaru wewnątrz. 30 minut. Więc chodzi o ciepło. W wychładzających się dłoniach zwężają się naczynia krwionośne. Wtedy nawet niewielki nacisk na dłonie wystarczy żeby zablokować dopływ krwi. Rozwiązanie: podgrzewane manetki.
Od kilku dni testuję. Brak mrowienia w dłoni, brak drętwienia palców. Pełny komfort.
A więc, podsumowując, u mnie zadziałały:
- zmiana kąta clip-onów (risery by PTR albo wycięcie bolca, ale to drugie na swoją odpowiedzialność)
- grzane manety
Post scriptum. Oddzielną sprawą są drobne dolegliwości związane z - moim zdaniem - zbyt wysoko umieszczonymi dźwigniami hamulca i sprzęgła. Jestem wysoki, atakuję kierownicę od góry i muszę mocno odginać palce żeby objąć klamki. Obniżyć się ich w prosty sposób bardziej nie da (na ryku są zamienniki z regulacją dźwigni w pionie - spodziewam się właśnie przesyłki z dalekowschodnim wynalazkiem dającym taką możliwość). Moje doświadczenia nie będą też w pełni przydatne motocyklistom cierpiącym na ból nadgarstków.
Pozdrawiam!