Wszystko wskazywało na to że jest ok więc umowa podpisana , kasiora zapłacona i wioo do domu. Nagle w trasie okazało sie że silnik nie ma mocy i nie ciągnie tak jak powinien. Dzwonie do gościa i mówię że auto jest z usterką ,chce rozwiązać umowę i już do niego wracam...a on na to -"co mnie to obchodzi , umowa podpisana i nie ma o czym mówić!"
Wszelkie telefoniczne próby odrzucane ale dostałem się do klatki w bloku i wale w drzwi i dryndam a on otwiera i mówi"zasięgnąłem informacji i nie interesuje mnie co Pan ma do powiedzenia, umowa podpisana i koniec .Dowidzenia!(i j.b.n. drzwiami)"
Co w takiej sytuacji mam począć?jak mogę to rozwiązać?
Dodam tak na marginesie że byłem z żoną i czteromiesięcznym maluchem i że zeszło się z pół dnia a ten cham miał to wszystko w dupie, zgarnął hajs i stwierdził że to już nie jego problem.
Byłem na policji - powiedzieli że tylko sprawa cywilno-prawna mnie ratuje i mnie pognali.
Podobno mam prawo do oddania takiego auta w ciągu siedmiu dni-tylko jak to zrobić skoro facet ma to w dupie?
Proszę o konkrety bo czas nagli
