Wczoraj wyjeżdżając z domu wszystko było ok, 20km dalej na stacji VFR jakoś tak jakby słabiej zakręciła rozrusznikiem i potrzebowała 3-4 obrotów, gdzie zawsze paliła na strzała.
Kolejne 20km dalej przy próbie odpalenia akku nie miał siły zakręcić rozrusznikiem, wytresowało zegary. Po odpaleniu "na popych" pojechałem 10km dalej, gdzie VFRka zgasła na światłach, rozrusznik wtedy już nawet nie drgnął. Szybka decyzja, zakup nowego żelowego akku - stary miał 12 lat więc stwierdziłem, że jak nie teraz to i tak byłby niedługo do wymiany. Tym bardziej, że znajomemu całkiem niedawno w identyczny sposób "skończył" się jego akumulator.
Podjechałem pod kościół (pogrzeb motocyklisty z innego forum) bez żadnych problemów, jedynie znajomy zauważył, że nie świeci mi się lewa żarówka od tylnych świateł... Z duszą na ramieniu odpaliłem moto, zapaliło na dotyk, więc się uspokoiłem i padła decyzja, że jedziemy na miejsce wypadku. 30-40km dalej nagle zauważyłem, że nie działa mi obrotomierz, po chwili motocykl zgasł. Znów te same objawy,tym razem przez chwilę nie świecił się HISS... Wspomniana wyżej żarówka okazała się spalona.
Jako, że zbierało się na deszcz, nie miałem jak inaczej wrócić, niż na kołach, to zaryzykowałem i znów odpaliłem motocykl "na popych", obrotomierz zadziałał, wróciłem do domu bez włączania świateł. Po powrocie spróbowałem odpalić moto, o dziwo udało się od razu.
Dzisiaj albo jutro będę mieć dostęp do miernika i z instrukcją w ręku będę sprawdzać kabelki


Zakładam, że to regulator jest na wylocie? Wiem, że nieco pochopnie wymieniłem akumulator, ale tamten miał 12 lat, więc stwierdziłem, że jak nie teraz, to równie dobrze np po zimie będzie do wymiany.
Jeśli ktoś ma jakieś rady, wskazówki, spostrzeżenia, to proszę się nimi podzielić
