Witajcie,
Słowem wstępu. Dwa lata temu nabyłem moją VFR (VFR800 V-tec abs 2006). Miód, malina do momentu pierwszej akcji z alternatorem.
Przy przebiegu ok 36 tys. zjarał się oryginalny alternator (pierwszy raz

), pech, zdarza się. Alternator poszedł do przewinięcia (pisałem już o tym
viewtopic.php?f=18&t=16587&p=248394#p248394) i nawet chwilę pojeździłem, bo udało mi się zrobić 7 tys. km, po czym
deja vu i padł po raz kolejny (tym razem ten przewinięty - drugi raz

)
Cóż, koszt oryginału oscyluje w granicach 2700-3000 zł, zatem postanowiłem kupić zamiennik (ok. 550 zł). Jedynym zamiennikiem do mojego modelu jest/był G180 z UK (temat z linku powyżej).
Chłopaki z wilcza po raz trzeci więc rozgrzebali maszynę i założyli rzeczony zamiennik.
Niestety nie zdążyłem nacieszyć się sprawną maszyną, bo oto po przejechaniu niecałych 2 tys. km znów usłyszałem znajomy

dźwięk kręcącego się na pusto rozrusznika, czy cokolwiek to było. Tak więc trzeci alternator

poszedł się paść. Dodam tylko, że regulator, kable i kostka wyglądają jak nowe i po ich sprawdzeniu miernikiem w serwisie wyglądają na sprawne. Dla kompletu informacji dodam, że mam zamontowany alarm i gniazdo zap., choć na tyle na ile mi wiadomo, to nie ma wpływu na pracę alternatora.
Nie wiem czy mam tak wyjątkowego pecha do tego motocykla, czy przyczyna tkwi gdzie indziej.
Sytuacja jest cholernie irytująca

i jeśli ktoś z Was ma jakąś koncepcję co może być przyczyną 3 krotnego spalenia się alternatora, albo co jeszcze chłopcy z serwisu powinni sprawdzić,
to będę bardzo zobowiązany i dobrą flaszkę postawię

jeśli uda się znaleźć przyczynę.
Z góry dzięki za każdą radę.
pzdr,
espresso