Do niedawna uważałem, że co było na Białej zostaje na Białej, ale dzisiejszy dzień pokazał, że jest inaczej, ale od poczatku.
Wyjeżdżając na uroczystość zaśludzin Fredów, wiedząc, że jesteśmy wśród Swoich zostawiliśmy na dość nierówny i niestabilnym podłożu blaszki, które zabezpieczały nasze moto przed położeniem na boku. Gdy wróciliśmy, jednej z nich nie było. Jak się okazało wykorzystał ją kolega z Grudziądza. Będąc ludźmi kulturalnymi poszukaliśmy kolegi i poprosiliśmy o oddanie tego, co zostawiliśmy i pomimo, iż był to podarunek od Petera (dzięki za ten drobiazg i jeszcze kilka innych rzeczy), to traktowaliśmy go jako naszą własność (pomimo, że nie jest wiele warta w sensie fifnasowym to jednak ratuje motki od większych szkód

). Kolega przyszedł, oddał, co pożyczył i nie byłoby sprawy, gdyby jego plecak nie pokazał, jak bogate jest jej słownictwo i zachowanie, skądinąd dalekie od cechującego mieszkańców Pałacu Buckingham. W odpowiedzi usłyszała, że nie powinna się wtrącać skoro nie do niej należy motocykl, tym bardziej, że kierujący nie robił afery w tej kwestii. Po jakimś czasie okazalo się, że ktoś dorobił nam gębę i temat afery związanej, nazywając to subtelnie z użyczoną blaszką w tle, stał się kwestią powszechnie znaną. Komentując to mogę odnieść zachowanie osoby rozkręcającej tę aferę do złodzeja uciekającego przed goniącymi go ofiarami i krzyczącego ratunku złodzieje. Dla nas sprawa zakończyła się przy motocyklach, ale widocznie komuś zależało na tym, aby ukryć swoją niefrasobliwość i zrobić z nas, czy może tylko ze mnie aferzystę i pieniacza. W trakcie sobotniej balangi wydawało się, że temat został dogłębnie omówiony z samym zaintereowanym, ale jak się okazało byłem w błędzie.Oliwy do ognia dodał dzisiejszy telefon Dżamba, który zapytał się, czy jutro będę w domu, bo jest w Grudziądzu i ma dla mnie blaszkę od goszczących go. Może to miało być śmieszne, ale dla mnie nie było. Żart ponizej ogólnoprzyjętych standardów. Ja rozumiem, że być może błędem naszym myślenie, że wśród Ownersów nie ma osób zabierających rzeczy do nich nie należące oraz brak przewidywania, że w kujawsko-pomorskich lasach łatwiej znaleść blaszkę, która wykorzystać w sposób powszechnie motonitom znany,niż grzyba, co byłoby jedynym logicznym wytłumaczeniem postępowania grudziążan. O ile mnie pamięć nie myli część z Ownersów ma na swoich moto naklejki informujących, że naruszenie ich własności może skutkować wymierzeniem kary. Może tak należało postąpić i zabrać tą rzeczoną blaszkę i mieć w głębokim poważaniu to, co stanie się z moto kolegi z Grudziądza. Chieliśmy się zachować jak należy, a zrobiono z nas pieniaczy i pośmiewisko. Szkoda, że sami zaintereowani nie mieli na tyle cywilnej odwagi, aby posypać głowę popiołem, natomiast nazbyt wiele było w nich cwaniactwa, aby wszystkim wokół przedstawić swoją wersję wydarzeń, daleką niestety od prawdy. Pewnie wywoła to jakąś dyskusję a może nie. Należę do osób potrafiących przyznać się do blędów i przeprosić za swoje naganne zachowanie. Widocznie należę do mniejszości. Przykre.