Dzisiaj gdy byłem na plaży w Karwii zadzwonił do mnie mój serdeczny kolega Witek z zapytaniem czy nie pojechałbym z nim do Koszelówki do kumpla na działkę. Powiedziałem mu, że nie dam rady bo jestem nad Bałtykiem. Powiedział mi, że w środę kupił nowego sprzęta Suzuki B Kinkg maszyna w super stanie tyle tylko, że ma przerysowaną owiewkę, ale już zamówił i chciał nim w przyszłym tyg wyjechać. Pogadaliśmy jeszcze troche, umówiliśmy się na niedzielny wypad gdzieś w okolicy. Po 23 gdy byłem w drodze powrotnej z wybrzeża do domu dostałem telefon, że Witek nie żyje. Zginął 3 może 5 km od domu. Koleś wyjechał mu corsą wykonując lewoskręt. Witek położył swojego gsra i uderzył w puszkę. W szpitalu próbowali go reanimować, jednak bez skutku

((. W puszkę uderzył z prędkością coś ok 100km/h, tak mówili przynajmniej policjanci. Koledzy, którzy pojechali na miejsce wypadku zastali prawie nietknięte moto, lekko wgniecioną puszkę, kałużę krwi i pęknięty na pół kask uvexa. Masakra, kolejny bardzo porządny chłop odszedł przez czyjąś glupotę [*]

a o 14 jeszcze z nim gadałem przez tel. Nie mogę tego pojąć.
http://www.lodzka.policja.gov.pl/content/view/5472/99/