Dawno nie latałem na VFR więc wczoraj pomyślałem, że dobrze by było ją trochę przewietrzyć. Myślę sobie w niedzielne popołudnie... - "za późno na latanie ale może chociaż przepalę a w poniedziałek z rana się przejadę." Kluczyk, zapłon, sprzęgło, neutral i zapłon. Dupa... Aku słabe, nie da rady. Długo stała i alarm zjadł cały prąd...
Podłączyłem na noc do nowo zakupionej ładowareczki i lulu.
Dziś rano inspekcja, wszystko git! Naładowana w 100% ale przepalam tylko bo zaraz kolega wpadnie na Daytonie 675 z tylnym kierunkiem do naprawy. (zaśniedziały styki

)
Pochodziła chwilę więc myślę sobie - "wkręcę ją lekko na obroty" Lekki strzał manetką gazu i coś zaniepokoiło moje uszy... Jakoś dziwnie brzmi. Coś jakby w tylnej części silnika. Klękam, ucho bliżej motocykla i znowu lekka przegazówka... Hmmmm... Brzmi jakby wydech gdzieś przepuszczał. Pierwsze spojrzenie na jedyne łatwo dostępne łączenie w wydechu czyli to przy katalizatorze i własnym oczom nie wierzę... Nie ma obejmy a ta ponacinana końcówka rury rozgięta do zewnątrz. Chyba musiałem tak chwilę polatać bo raczej w 5 minut się to nie stało...
Byłem jednak ostatnio na 2 dniowej wycieczce z kumplami więc pewnie wtedy się to stało.
Na szczęście mimo dnia narodowego dnia wolnego od pracy serwis Hondy jest otwarty i ma nową uszczelkę. Obejmę mam na starym wydechu od CBR więc z tym nie będzie problemu. Bardzo dobrze bo nowa kosztuje sporo kasy.
Niestety zdjęcie wydechu w V-Tec'u to dość pracochłonne zadanie i z dzisiejszej jazdy nici. I tak składałem wszystko w deszczu...
Dobrze, że wydech udaje się uratować bo ostatnie czego bym chciał to go wymieniać. Szczególnie, że ten mam rozwiercony.