W związku z wydarzeniem z czwartku bt., naszła mnie taka oto refleksja.

Kiedy oszczędność w zakupie jest rzeczywista, a kiedy tylko pozorna

Czy należy szukać oszczędności zawsze i wszędzie

Czy dostępny zamiennik /oczywiście tańszy cenowo/ dorównuje /jakością wykonania/ oryginałowi

Teraz pokrótce jak to było:
Jadąc w czwartek do pracy, jeden z kierowców samochodu /tu głębokie ukłony za troskę o bezpieczeństwo i zwrócenie uwagi/ poinformował mnie, że nie mam świateł stop


Pojawiło się pytanie, którego stopu nie mam, przód czy tył. Na wszelki wypadek na resztę drogi używałem już obu hamulców naraz. Po przyjeździe stwierdziłem, że niestety zdechł przód.

Wymontowałem włącznik, przeczyściłem styki, wypsikałem preparatem na poprawę przewodności i po podłączeniu okazało się, że działa. Może nie za każdym razem, ale da się wrócić do domu w miarę bezpiecznie.
Po sprawdzeniu w necie dostępności okazało się, że:
Oryginał honda, cena ok. 112 zł, sklep Larsson, cena ok. 20 zł. Ze względów oczywistych wybrałem drugą opcję z co najmniej dwu powodów:
Jeden to cena /oczywista oczywistość/ drugie to dostępność /od ręki w piątek/. Kupiłem, zapłaciłem, sprawdziłem i /prawie/ zamontowałem.

Okazało się, że podczas dokręcania śrubki mocującej, ucho się odłamało i dupa...
Nadmienię, że dokręciłem z dużym wyczuciem do lekkiego oporu, bez użycia jakiejkolwiek większej siły.
Pozostałem w garażu z dwoma wyłącznikami i dwoma problemami.
Częściowo niesprawny stary włącznik oraz nowy a już zepsuty włącznik. Klejenie ucha nie wchodziło w grę z co najmniej dwu powodów:
1. nowo zakupiony więc gwarancja, wymiana na nowy, zwrot gotówki, itd...,
2. czy po sklejeniu łączenie nie puści ponownie w najmniej oczekiwanym momencie.
Po krótkim namyśle, dobrałem się do starego /już 19 letniego/ wyłącznika. Wyczyściłem z zewnątrz, nasmarowałem styki a wnętrze wysikałem preparatem do czyszczenia gaźników i układów wtryskowych. Po około kwadransie /czas na odparowanie preparatu/ sprawdziłem działanie i okazało się, że ...działa 100 na 100.
Zamontowałem i gitara /F. Kiepski/.

Dzisiejszy przelot do pracy i z powrotem był okazją do sprawdzenia działania. Dla pewności wpiąłem w obwód maleńką diodę, która świeci w momencie hamowania /tak dla kontroli działania/.
Przy każdym hamowaniu kontrolka działała bez pudła /oczywiście po powrocie z pracy ją wymontowałem/.
Pojawiło się /a może już było, tylko teraz zyskało na znaczeniu/ pytanie

Czy każda oszczędność w zakupie jest oszczędnością wymierną i czy każdy zamiennik /oczywiście tańszy/ jest równie dobry jak jego pierwowzór

Czym lub jakimi kryteriami kierować się przy podejmowaniu decyzji o zakupie zamiennika

Kiedy tak naprawdę oszczędzamy

Oczywiście wymienię włącznik w ramach gwarancji, ale co na tym zyskam

Drugi włącznik, który może się rozsypać podobnie jak pierwszy

Celem powyższych wynaturzeń nie jest podważanie sensu istnienia rynku zamienników /korzystam z niego aż nader często/ a raczej odpowiedź na pytanie, czy decydując się na każdy dostępny, najczęściej tańszy zamiennik, przez przypadek nie ryzykujemy własnego bezpieczeństwa

Czy czasami nie warto dopłacić różnicę za ori i mieć w miarę względny spokój

Czy współczesne ori są w dalszym ciągu lepsze w wykonaniu od swoich zamienników







Dołączam kilka fotek pokazujących oryginalny wyłącznik i jego nieszczęsny zamiennik.
Zwróćcie uwagę na strukturę plastiku w miejscu złamania. Jest porowata, a powinna być chyba lub raczej jednorodna w przekroju.
Pozdrawiam