Ostatni weekend to prawie 1000 km nawiniete. (dokładnie 995)
Moze nic w tym dziwnego ale całą tą droge pokonałem z Tereską na plecaku.
Przez pierwsze 150 km to niewiedziała jak sie ułożyć by kask nie wciskało jej w twarz. Ale potem oboje uznaliśmy, że moja pozycja leżenia na tankbagu a ona do mnie wklejona będzie najlepsza. I widzi wszystko i opływ powietrza poprawny, i ja dokładnie czuję środek ciężkości pojazdu z nami obojgiem.
Fakt jechaliśmy dość szybko, nie napiszę ile ale VFRka dała radę.
Dzięki silnemu trzymaniu się mnie mogliśmy dosłownie śmigać wyprzedzając pojazdy.
Wyruszyliśmy z Warszawy w sobote przed południem.
Byliśmy na zlocie i kongresie klubów MC w Antoniowe,
polecieliśmy krętymi drogami Gór Świętkorzyskich,
zawitaliśmy do GABASa,
odwiedziliśmy rodzinę w podkarpackim,
a potem powrót do Wawy.
Było eksta, ona też mówi że było ekstra. Poważnie
Jedynie co jej przeszkadzało to samotność.
W czasie przelotów, mając zakorkowane uszy z uwagi na prędkość nie miała z kim gadać więc naturalne kobiece tendencje musiała "schować do kieszeni". Za to wszystko rekompensowały widoki i zakręty. Świetnie się składała razem ze mną na winklach.
Nawet kawałek lecieliśmy z jeźdźcami z klubu MC ale ich przelotowa - 90km/h - wcale nam nie odpowiadała.
To mój mały wkład w Twardą Dupę

latanie z plecakiem przez 1000 km, z przelotową powyżej 180.